- Gdyby chcieć się stosować do litery prawa, w momencie wejścia w życie rozporządzenia MBP (a vacatio legis to było tylko 14 dni) w Polsce powinny przestać funkcjonować wszystkie instalacje komunalne. Ale oczywiście one pracują - uważa Jacek Połomka, prezes Zakładu Zagospodarowania Odpadów Sp. z o.o. w Marszowie.

ikona lupy />
Jacek Połomka, prezes Zakładu Zagospodarowania Odpadów Sp. z o.o. w Marszowie / Materiały prasowe / fot. Materiały Prasowe
Branża odpadowa bardzo krytycznie odnosi się do nowego rozporządzenia w sprawie mechaniczno-biologicznego przetwarzania niesegregowanych (zmieszanych) odpadów komunalnych, tzw. rozporządzenia MBP. Zacznijmy jednak od tego, czy doregulowanie działalności instalacji było w ogóle potrzebne.

Stare rozporządzenie wygasło w 2015 r. Teraz mamy 2023 r., świat funkcjonuje, a branża odpadowa w Polsce działa coraz lepiej. Baza danych o produktach i opakowaniach oraz gospodarce odpadami (BDO) sprawia, że system się uszczelnia, jest coraz mniej szarej strefy, coraz więcej firm działa zgodnie z przepisami. Skoro więc radziliśmy sobie przez osiem lat bez tej instrukcji obsługi – jak branża nazywa nowe rozporządzenie – to pewnie dalej by tak było.

Być może resort klimatu inaczej to ocenia.

Możliwe, ale każde przeregulowanie to problemy dla legalnie funkcjonujących przedsiębiorców. Mam takie przemożne wrażenie, że w branży odpadowej wszystkich wrzuca się do jednego worka. Był kiedyś taki minister, który raczył nazwać odpadowców mafią. To były lata, kiedy płonęło wiele nielegalnych składowisk odpadów. Ministerstwo wprowadziło monitoringi, nadzory, operaty przeciwpożarowe, wymyślono wiele nowych przepisów. Co one spowodowały? To, że legalnie działające firmy znowu musiały zmieniać swoje pozwolenia zintegrowane i wydały mnóstwo pieniędzy na dostosowanie się do nowych regulacji. Bo przestępcy przepisów raczej nie czytają.

Dane GUS pokazują, że pożarów jest jednak mniej. Być może restrykcje odstraszyły przestępców.

Odstraszyło przede wszystkim to, że zaczęło funkcjonować BDO. Uważam, że bardziej poskutkował nadzór nad przemieszaniem się odpadów i nad tym, gdzie one trafiają, niż wprowadzenie monitoringu zakładów. Nasz zakład został wybudowany pięć lat przed wprowadzeniem przepisów o monitoringu, mieliśmy kilkadziesiąt kamer, a mimo to – żeby sprostać nowym regulacjom – musieliśmy wydać ponad 150 tys. zł. Inspektor ochrony środowiska ma chyba lepsze zajęcia niż oglądanie 50 naszych kamer, bo przez ostatnie lata nikt nie chciał ich zobaczyć.

Ścierają się interesy kontrolującego i kontrolowanego. Tutaj zawsze będzie różnica zdań.

Zdecydowanie tak i nie chcę być źle zrozumiany. Każdy ma swoje zadania, każda branża ma nad sobą kontrolerów. My jesteśmy jednak branżą specyficzną. Chyba żadna nie ma tylu obostrzeń i przepisów, ile mają ich odpadowcy.

W sierpniu ub.r. minął termin na dostosowanie się do wymogów tzw. konkluzji BAT (czyli unijnego dokumentu zawierającego podsumowanie najlepszych dostępnych technik możliwych do wykorzystania w danym sektorze przemysłu), a już pod koniec stycznia w życie weszło nowe rozporządzenie MBP, które ogranicza swobodę prowadzenia mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów zmieszanych.

Uważaliśmy, że skoro mamy już pozwolenia zintegrowane dostosowane do konkluzji BAT, to tak szczegółowa instrukcja jak rozporządzenie nie jest nam do niczego potrzebna. Gdybyśmy mieli pewność, że organy państwa działają tak skutecznie, że wydają pozwolenia zintegrowane (które są dla nas dokumentami „być albo nie być”) w ciągu trzech miesięcy, to pewnie obaw by nie było. Ale niestety jakiekolwiek zmiany to są miesiące, a czasami lata. Rozporządzenie to sztywna instrukcja, a przecież świat idzie do przodu, technologie się zmieniają. Branża odpadowa to nie dwa podnośniki w zakładzie, przy których będziemy stali 10 lat. Zakłady się modernizują, rozbudowują, wchodzi wiele nowych technologii.

Które nowe obowiązki będą najtrudniejsze do wypełnienia?

W rozporządzeniu jest mowa o stabilizacie. Jest to odpad powstający z procesów kompostowania frakcji podsitowej z odpadów zmieszanych. Frakcja podsitowa to odpady o średnicy 80 mm wydzielone na wstępnym etapie segregacji. Mamy instrukcję, ile mają leżeć w komorach, jak mają być przerzucane, jakie dokładnie parametry mają spełniać – to prowadzenie za rękę. Prawodawca przewidział, że stabilizat możemy albo wyrzucić na składowisko, bo możemy go unieszkodliwić, albo odsiać frakcję 0–20 mm i dać ją na rekultywację terenów zdegradowanych lub do odzysku. Ale trzeba sobie zdać sprawę z tego, że w Polsce około połowy odpadów nadal zbieramy jako zmieszane. Z nich wydzielamy, w zależności od instalacji, 60–80 proc. frakcji podsitowej. Wiele zakładów, także my, prowadziło badania składu morfologicznego tego podsita. Okazało się, że jest w nim wiele cennych materiałów. I to takich, które można poddać recyklingowi – szkło, metale żelazne, metale nieżelazne. Według tego rozporządzenia zakłady, które prowadzą odzysk materiału ze stabilizatu, teoretycznie nie powinny tego robić.

Z jednej strony mamy stawiać na recykling, a z drugiej się go ogranicza.

Dlaczego ustawodawca ma decydować, co ja w moim zakładzie robię ze stabilizatem? Jeżeli mam przyjemność w nim pogrzebać i znaleźć spinacze lub drobne nakrętki, które nie zostały wyłapane przed procesem stabilizacji, to dlaczego mam je wyrzucić na składowisko? Cały czas dyskutujemy nad przyszłością naszych instalacji, nad ich nazewnictwem. W pewnym momencie zakłady MBP były już przez ministerstwo skazywane na zagładę. Wieszczono, że nas zamkną, bo będziemy niepotrzebni. Lata mijają, a my jesteśmy i staramy się przejść z prostego wytwarzania odpadów z innych odpadów na poziom centrów recyklingu.

Jest już wiele instalacji, które mają różnego rodzaju certyfikaty dotyczące recyklingu. My mamy trzy. Pierwszy dotyczy wytwarzania kompostu, ulepszacza glebowego z odpadów selektywnie zbieranych. Uzyskaliśmy też status recyklera stłuczki szklanej – wprowadziliśmy takie procesy, że możemy szkło doczyszczać do jakości, które pozwala nam sprzedawać je bezpośrednio do hut. A w ubiegłym roku uzyskaliśmy status sprzedawcy kruszywa do budowy dróg.

Jako branża uważamy, że państwo powinno nas pilnować, patrzeć, jakie odpady wchodzą na instalacje, jakie wychodzą. Ale nie pilnujmy tego, czy ja – ze względu na ekonomię albo ekologię – chcę wydobyć ze stabilizatu aluminium. Teraz powinienem je wyrzucić na składowisko albo mogą mi zamknąć moją instalację.

Żeby działać zgodnie z rozporządzeniem, pański zakład powinien zmienić pozwolenie zintegrowane?

Uważam, że w momencie wejścia w życie rozporządzenia MBP (a vacatio legis to było tylko 14 dni) w Polsce powinny przestać funkcjonować wszystkie instalacje komunalne.

Aż tak?

Tak, gdyby chcieć się stosować do litery prawa. Ale oczywiście instalacje pracują.

Na razie nie wygląda na to, by wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska rzuciły się do kontroli instalacji pod tym kątem.

Widać rozsądek urzędników. Ale funkcjonowanie w takim biznesie jak nasz to stąpanie po cienkim lodzie, jeśli się liczy, że urzędnik nie przyjdzie z kontrolą, bo wie, że przepisy są kiepskie. Co więcej, w myśl obecnie obowiązujących przepisów, jeśli dostanę dwie kary za uchybienia, to po 27 latach pracy w odpadach będę się uczył hydrauliki albo smażenia pączków, bo zostanę wyrzucony z działalności na 10 lat.

A co jeszcze budzi wątpliwości, jeśli chodzi o ingerencję przepisów w proces przetwarzania odpadów?

Jest np. określony zamknięty katalog odpadów, które można wytworzyć na instalacji. Ministerstwo pewnie zakłada, że katalog jest tak szeroki, że w zupełności wystarcza. Jako praktyk mogę śmiało powiedzieć, że nie do końca tak jest. Morfologia odpadów się zmienia, tak jak zmienia się społeczeństwo. Być może dziś katalog jest OK, ale czy za rok lub dwa też będzie? Będziemy co chwilę zmieniać rozporządzenie i pozwolenia zintegrowane? To sen wariata. To kolejna sztywna instrukcja.

To chyba główna różnica między rozporządzeniem a konkluzjami BAT – tutaj mamy sztywne reguły, a tam zalecenia.

Konkluzje BAT odnoszą się do ochrony środowiska – mają zapobiegać tworzeniu instalacji w szczerym polu, chronić środowisko przed wyciekami, zapyleniem, hałasem. Nikt tam nie wskazuje, co dokładnie, krok po kroku trzeba robić, żeby to osiągnąć. Instytucje państwa mają pilnować, żebyśmy przyjmowali odpady, przetwarzali je zgodnie z prawem – a nie w szarej strefie – i żebyśmy jak najwięcej wyciągali z nich do recyklingu. W UE mamy przecież wyśrubowane poziomy recyklingu (czym innym jest dyskusja, czy są one do osiągnięcia). Ale nie możemy brnąć w takie szczegóły. Instalacja ma przyjąć odpady i decydować, co z punktu widzenia ekonomii i ekologii opłaca jej się robić.

Przy zachowaniu standardów chroniących środowisko.

Oczywiście, że tak. I w konkluzjach BAT to mamy – zamknięte reaktory, biofiltry, określenie, jakie powinny być emisje. To są rzeczy, na których powinniśmy się skupić. A nie na tym, z czego mogę wydobyć szkło, a z czego nie.

Kontrowersje budzi też nakaz przeprowadzania całego procesu w zamkniętych budynkach. Konkluzje BAT mówią o zadaszeniu. Czy to potrzebna zmiana?

Decyzja lokalizacyjna, pozwolenie na budowę – w przypadku instalacji komunalnych również przetargi – to lata. Zapraszam urzędników piszących tego typu rozporządzenia do innych krajów europejskich, a w szczególności do Niemiec, do których lubimy się porównywać, jeśli chodzi o gospodarkę odpadami komunalnymi, żeby zobaczyli, jak tam wyglądają zakłady przetwarzające odpady – wiaty, odpady biologiczne na otwartych przestrzeniach. Tam dopóki nie udowodni się komuś, że jest przestępcą, to nawet jeśli ma jakieś niedociągnięcia, nie straszy się go, nie zamyka, bo w 95 proc. pracuje na rzecz ochrony środowiska.

Do naszego zakładu przyjeżdżają wycieczki z całej Europy. Polska nie ma się czego wstydzić w gospodarce odpadami. W ostatnich latach wykorzystaliśmy pieniądze unijne w bardzo dobry sposób. W Europie trzymają się konkluzji BAT i innych regulacji unijnych, a my w wielu przepisach dotyczących ochrony środowiska wprowadzamy dalej idące restrykcje. Państwo powinno być od tego, żeby nadzorować, ale też nie przeszkadzać. Nie można traktować wszystkich obywateli jak potencjalnych przestępców. ©℗

Każde przeregulowanie to problemy dla legalnie funkcjonujących przedsiębiorców. Bo przestępcy przepisów raczej nie czytają. Każda branża ma nad sobą kontrolerów, ale żadna nie ma tylu obostrzeń i przepisów, ile mają ich odpadowcy

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski