Część lokalnych włodarzy uważa, że przesunięcie wyborów samorządowych ułatwi zaplanowanie i realizację budżetu gminy przez ich następców. W związku ze zmianą daty trzeba jednak modyfikować wiele wewnętrznych regulacji.

Kadencja radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, która upływa w 2023 r., zostanie wydłużona do 30 kwietnia 2024 r. Takie m.in. zmiany przewiduje ustawa z 29 września 2022 r. o przedłużeniu kadencji organów jednostek samorządu terytorialnego, nad którą pracuje obecnie Senat. Lokalni włodarze są podzieleni w ocenie zaproponowanych w niej rozwiązań. Zgadzają się jednak co do tego, że zmiana daty wyborów przysporzy im dodatkowej pracy.

Już (nie)zgodni

W 2018 r. wskutek nowelizacji kodeksu wyborczego obecna kadencja w samorządzie została wydłużona z czterech do pięciu lat. Autorzy zmian argumentowali wtedy, że ten dodatkowy rok ma być wykorzystany na realizację wyborczych zobowiązań, a samorządowcy byli zgodni, że taka zmiana jest niezbędna i wręcz pożądana. Więcej kontrowersji wzbudzało wprowadzenie zasady, że lokalnym włodarzem można być tylko przez dwie kadencje. Obecnie trwają prace nad wydłużeniem tego pięcioletniego okresu o kolejne miesiące. Oficjalny powód to nakładające się niemalże na siebie wybory samorządowe i parlamentarne. Są jednak głosy, że wynika to z obaw partii rządzącej przed słabym wynikiem. Co to oznacza dla samorządowców?
Ewa Jędrzejczak, zastępca burmistrza z Urzędu Gminy i Miasta Rychwał, dostrzega tylko plusy tego rozwiązania, bo - jak przekonuje - wybrani wiosną samorządowcy będą mieli czas, aby przygotować i przedstawić własny projekt budżetu na kolejny rok. Na podobne argumenty wskazuje Mariusz Chrzanowski, prezydent Łomży, członek Związku Samorządów Polskich. - Gdy wybory odbywają się jesienią, nowy wójt, burmistrz lub prezydent nie mają wpływu na konstruowanie budżetów na kolejny rok i muszą bazować na projektach przygotowywanych przez poprzedników. W przypadku wyborów odbywających się wiosną takiego problemu już nie ma, a nowy włodarz ma czas na przedstawienie swojego projektu - mówi Mariusz Chrzanowski. - Nowi włodarze wezmą za nowe budżety pełną odpowiedzialność i będą mogli bez przeszkód realizować program, z którym szli do wyborów. Praca według budżetu poprzednika powoduje problemy z realizacją założeń z kampanii wyborczej - potwierdza Wojciech Kasprzak, dyrektor wydziału organizacyjnego Urzędu Miasta Poznania.
Z takimi argumentami nie zgadza się Krzysztof Żuk, prezydent Lublina, który uważa, że przesunięcie terminu wyborów samorządowych będzie zaburzało procedurę uchwalania budżetu oraz wieloletnich planów finansowych i inwestycyjnych.
Przedłużenie kadencji o kilka miesięcy wymusi też wiele zmian prawnych i organizacyjnych. - Zmiana terminu wyborów może się wiązać z takimi konsekwencjami, jak nieprzyjęcie raportu o stanie jednostki samorządu terytorialnego czy nieprzyjęcie absolutorium. W tej chwili terminarz tych raportów jest przygotowany pod wybory jesienią 2023 r. Zatem nowi wójtowie, nowe zarządy powiatów będą mieli bardzo mało czasu na przedstawienie takiego raportu, bo do 31 maja - wylicza Wojciech Kasprzak.
Kolejnym problemem jest to, że w wyborach parlamentarnych mogą startować wójtowie i burmistrzowie. - Jeśli zostaliby wybrani, to ich jednostki pozostaną bez władzy wykonawczej, ponieważ wyborów uzupełniających nie dokonuje się w ciągu sześciu miesięcy przed upływem kadencji. W ich miejsce premier będzie musiał powołać komisarzy - ostrzega przedstawiciel poznańskiego magistratu.
- Z pewnością minusem wydłużenia kadencji jest niepewność, bo skoro raz zmieniono już termin wyborów, to nie wiadomo, czy znowu nie ulegnie zmianie i czy zmiany nie będą jeszcze dalej idące. Na przykład pod pretekstem wprowadzenia jakiegoś stanu wyjątkowego - obawia się Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola.

Bez zaległości

W ubiegłych latach przed zakończeniem kadencji samorządowcom wytykano, że gromadzą zaległy urlop, aby później otrzymać ekwiwalent pieniężny za ostatnie trzy lata pracy. Dzięki temu mogą liczyć na dodatkowe wynagrodzenie po odejściu z urzędu. Wydaje się jednak, że takie praktyki stosowane są coraz rzadziej. Z sondy DGP wynika, że niemal wszyscy lokalni włodarze inaczej niż wcześniej podchodzą do realizacji swoich obowiązków i prawa do odpoczynku. Agnieszka Pasternak z Urzędu Miasta i Gminy Szydłów wylicza, że zaległego urlopu jej szefowi pozostało 15 dni, a obecnego 26. Większość włodarzy, którzy odpowiedzieli na nasze pytania, wykorzystuje urlopy na bieżąco. Renata Koźlicka, sekretarz gminy Żarnowiec, informuje, że zaległy urlop został przez wójta wykorzystany do końca września tego roku i pozostało mu jedynie 26 dni bieżącego. Zaległego urlopu nie ma też prezydent Kielc, bieżący urlop został do wykorzystania również prezydentowi Tychów - 22 dni, prezydentowi Krakowa - 15 dni, prezydentowi Lublina - 21 dni, oraz prezydentowi Poznania, który wykorzystał na razie tylko 7 dni.
- Po tych danych widać, że samorządowcy zrozumieli, iż gromadzenie urlopu, aby później wyciągnąć z samorządu dodatkowe pieniądze, jest społecznie piętnowane i można się narazić na zarzut niegospodarności - mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przypomina jednocześnie, że nawet jeśli dotychczasowi włodarze ponownie zostaną wybrani na stanowiska wójta czy prezydenta, powstaje nowy stosunek pracy i ekwiwalent za zaległy urlop z trzech ostatnich lat trzeba wypłacić.
ikona lupy />
Wybory w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe