Mamy prawdziwą eksplozję populacji tych zwierząt na terenach zurbanizowanych, a walki z zagrożeniem nie ułatwiają rozproszone przepisy. Włodarze gmin chcą, by jasno określono ich obowiązki. Eksperci ten postulat popierają, ale resort środowiska takiej potrzeby nie widzi.

Polskie miasta mają coraz większy problem z dzikami - w ostatnich tygodniach nie ma prawie dnia, żeby nie pojawiła się informacja na ten temat. W Legnicy dzik zaatakował sześcioletniego chłopca. Obrażenia mogły być śmiertelne - alarmował we wrześniu portal Legnica Nasze Miasto. W Gdyni dziki spacerują po centrum miasta, a w Gdańsku zaatakowały kobietę z psem - informowały z kolei trójmiejskie media. - Niedawno odebrałam telefon od mieszkańca, który stał przed stadem kilkudziesięciu zwierząt chodzących po jednej z uliczek - opowiada Edyta Zbieć, burmistrz 25-tys. podwarszawskiej Kobyłki. Przypadki, gdy ktoś staje oko w oko z dzikami na terenach zurbanizowanych, można mnożyć. Zresztą to, że problem narasta, potwierdzają statystyki.
‒ W 2013 r. mieliśmy ponad 200 informacji o dzikach, a w 2021 r. już 4192 - porównuje Maciej Kubiak, kierownik Oddziału Centrum Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Poznania. Również w Warszawie liczba interwencji w sprawie dzików systematycznie rośnie: w 2020 r. były 333 zgłoszenia, w 2021 r. już 554. - Natomiast od początku tego roku do 26 września zarejestrowaliśmy w sumie 1373 zgłoszenia - wylicza Aleksandra Grzelak z wydziału prasowego Urzędu Miasta Warszawy.
Straż Miejska w Gdyni podejmuje każdego dnia interwencje w sprawie dzików i innych zwierząt gatunków dziko żyjących. - W tym roku mieliśmy już ponad 1000 takich interwencji, w ubiegłym ponad 1200 - poinformowała Agata Grzegorczyk, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Gdyni. Do Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku wpływa z kolei 3‒5 zgłoszeń na dobę dotyczących obecności dzików i wyrządzanych przez nie szkód na terenie miasta.
Włodarze zgodnie twierdzą, że w ostatnim czasie można mówić o eksplozji populacji dzików i zwiększonej migracji do centrów miast. A to oznacza coraz większe wydatki na działania zapewniające bezpieczeństwo i usuwanie szkód. Warszawa, która powołała w ramach Lasów Miejskich - Warszawa specjalny dział ds. ochrony zwierząt, na jego funkcjonowanie wydała w 2020 r. ponad 1,5 mln zł, natomiast w 2021 r. już prawie 2 mln zł. A to nie wszystko. - Takim przypadkami zajmują się też straż miejska i policja - usłyszeliśmy od Aleksandry Grzelak z biura prasowego stołecznego ratusza. W Legnicy samo odławianie dzików pochłonęło ponad 100 tys. zł. Poznań na walkę z zagrożeniem od 2010 r. wydał 1,3 mln zł. W 2012 r. utworzono tam pogotowie ds. usuwania zagrożenia ze strony dzikich zwierząt na terenach zurbanizowanych. Wykonuje ono decyzje prezydenta o odstrzale redukcyjnym, odłowie żyworodnym, odłowie z uśmierceniem, skracaniem cierpień i inne czynności dotyczące dzikich zwierząt, które weszły do miasta.

Kto ma za to płacić

- Na terenie kraju od lat trwa spór kompetencyjny o to, kto odpowiada za kontrolę populacji dzika. Spór toczy się pomiędzy wojewodami, starostami, wójtami, prezydentami i burmistrzami - mówi Lech Urbanowski, koordynator z wydziału ochrony środowiska Urzędu Miasta Kobyłka i wiceprzewodniczący komisji klimatu Związku Miast Polskich. I tłumaczy, że gminy uważają, że nie powinny ponosić tak dużych kosztów - wszak dziki są własnością Skarbu Państwa. Wojewodowie zaś odbijają piłeczkę, że to gmina jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo na swoim terenie i pewne działania powinna prowadzić.
- Potrzeba szybkich i odważnych zmian w prawie, które raz na zawsze ten spór zakończą ‒ dodaje Lech Urbanowski. Dlatego kilka podwarszawskich gmin, wśród których są Kobyłka, Zielonka, Marki, pracuje właśnie nad tą petycją do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, w której będą postulować doprecyzowanie przepisów, w tym jasne wskazanie granic odpowiedzialności. - Zamierzamy uzyskać poparcie innych samorządów w celu zmiany prawa. Konieczne jest przede wszystkim jasne wskazanie, kto odpowiada za kontrolę populacji dzików na terenach miejskich i podmiejskich. W celu kontroli populacji proponujemy stosowanie odłowni, zabiegów kastracji, sterylizacji i antykoncepcji dzików oraz odłowni z uśmierceniem. Do tego niezbędne jest zrewidowanie zakazu przenoszenia dzików na terenie kraju w związku z afrykańskim pomorem świń (ASF) oraz jasne wskazanie odpowiedzialnego za te działania - mówi Lech Urbanowski.
Resort środowiska odpowiada jednak, że na razie zmian w prawie nie planuje. [stanowisko] Zdaniem ministerstwa obowiązujące przepisy precyzują sposób postępowania w sytuacji występowania zwierząt w miastach. Jednak eksperci podzielają pogląd, że warto wskazać, za co konkretnie odpowiedzialne są gminy.
Stanowisko Ministerstwa Klimatu i Środowiska z 4 października 2022 r. dla DGP
ikona lupy />
nieznane
DGP: Czy ministerstwo dostrzega narastający problem dzików i otrzymuje sygnały na ten temat?
MKiŚ: Pojawianie się zwierząt wolno żyjących poza obszarem ich naturalnego występowania stanowi od kilku lat znaczny problem, o którym ministerstwo jest informowane. Przyczynami takiego stanu rzeczy jest wyzbywanie się przez zwierzęta naturalnego lęku przed człowiekiem oraz poszukiwanie łatwo dostępnego pokarmu. Należy też zwrócić uwagę na fakt, że do przebywania zwierząt na terenie miast może dojść w wyniku incydentalnego zabłąkania się zwierzyny albo w wyniku naturalnego zasiedlenia terenów miejskich przez zwierzęta. Jednocześnie obowiązujące przepisy precyzują sposób postępowania w sytuacji występowania zwierząt w miastach.
W sytuacji występowania szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych lub użyteczności publicznej przez zwierzynę z powodzeniem realizowany jest odłów, odłów wraz z uśmierceniem lub odstrzał redukcyjny zwierzyny zgodnie z art. 45 ust. 3 ustawy z 13 października 1995 r. - Prawo łowieckie (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1173). Decyzje administracyjne w tym zakresie wydawane są przez właściwych terytorialnie starostów, a działania prowadzi się w całym kraju.
DGP: Kto powinien ponosić koszty działań?
MKiŚ: W przypadku realizacji odłowu, odłowu wraz z uśmierceniem lub odstrzału redukcyjnego zwierzyny koszty tych działań powinny być finansowane ze środków powiatu, gdyż z art. 45 ust. 3 ustawy - Prawo łowieckie nie wynika, że są to zadania zlecone z zakresu administracji rządowej, co oznacza, że należy traktować je jako zadania własne. Nie ma tutaj znaczenia, czy odstrzał lub odłów odbywa się na terenie, czy też poza terenem obwodu łowieckiego.
Problem dotyczący postępowania wobec dzikich zwierząt, które w wyniku migracji pojawiają się na terenie miast, powinien być rozpatrywany również w aspekcie odpowiedzialności za utrzymanie porządku, czystości i bezpieczeństwa na terenach zamieszkałych przez ludność. Z uwagi na fakt, że prawo łowieckie nie reguluje sposobu postępowania w incydentalnych przypadkach przebywania zwierząt w mieście, w takim przypadku zastosowanie powinny znaleźć przepisy ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 559). Artykuł 7 ust. 1 pkt 14 tej ustawy stanowi bowiem, że zadania własne gminy obejmują w szczególności sprawy porządku publicznego i bezpieczeństwa obywateli. Przebywanie dzikich zwierząt w mieście niewątpliwie może powodować naruszenia porządku publicznego oraz zagrożenie bezpieczeństwa obywateli ze względu na możliwość niszczenia przez te zwierzęta mienia, urządzeń produkcyjnych bądź użyteczności publicznej, wtargnięcia na obszar, na którym odbywa się ruch drogowy, lub w skrajnych przypadkach ze względu na możliwość zaatakowania przez nie ludzi oraz zwierząt gospodarskich i domowych. Wobec powyższego w takich sytuacjach należy stosować przywołany powyżej przepis ustawy o samorządzie gminnym jako przepis upoważniający gminę do podejmowania działań mających na celu przywrócenie porządku publicznego lub zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom.
DGP: Jakie działania należy podejmować, aby zmniejszyć populację dzików?
MKiŚ: Działaniem, którego celem jest zapobieżenie zagrożeniom, jest redukcja populacji zwierząt na większym obszarze. Decyzja o redukcji populacji leży w kompetencjach sejmiku województwa. Zgodnie z przepisem art. 33a ust. 1 ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt (t.j. Dz.U. z 2022 poz. 572), który mówi, iż w przypadku gdy zwierzęta stanowią nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka, w tym gospodarki łowieckiej, dopuszcza się podjęcie działań mających na celu ograniczenie populacji tych zwierząt. Z kolei art. 33a ust. 2 stanowi, iż sejmik województwa, po zasięgnięciu opinii regionalnej rady ochrony przyrody, organizacji społecznej, której statutowym celem jest ochrona zwierząt, oraz Polskiego Związku Łowieckiego, określi, w drodze uchwały, miejsce, warunki, czas i sposoby ograniczenia populacji zwierząt, o których mowa w ust. 1. Należy przy tym podkreślić, że brzmienie przywołanego przepisu wskazuje jednoznacznie na to, że jeśli zostanie spełniona przesłanka nadzwyczajnego zagrożenia dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka przez zwierzęta, wydanie stosownej uchwały jest obowiązkiem sejmiku województwa.
Ponadto zapobieganie migracji zwierząt do miast może odbywać się poprzez utrzymywanie właściwej liczebności zwierząt łownych w obwodach łowieckich, które położone są w bliskim sąsiedztwie miast. Dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich opracowują na każdy łowiecki rok gospodarczy roczne plany łowieckie, które przed ich ostatecznym zatwierdzeniem opiniowane są przez właściwego wójta, burmistrza lub prezydenta miasta oraz izbę rolniczą, które to organy mogą wpływać na limity odstrzałów danego gatunku. Ograniczanie liczebności zwierząt łownych, a w szczególności dzików, na terenach sąsiadujących z miastami może wpłynąć na zmniejszenie liczby zwierząt bytujących w miastach. Mimo obowiązywania ogólnego zakazu dokarmiania dzików, w trakcie wykonywania polowania dozwolone jest ich nęcenie, co również wpływa na utrzymanie dzików z dala od miast.
DGP: Czy resort widzi potrzebę zmiany prawa w tym zakresie i uściślenia, kto odpowiada za działania ograniczające populację dzików, zwłaszcza w miastach?
MKiŚ: Mając na uwadze powyższe przepisy oraz możliwości ograniczania liczebności zwierząt łownych w miastach, nie widzimy potrzeby wprowadzania dodatkowych rozwiązań prawnych w tym zakresie.
Wydział Komunikacji Medialnej Departament Edukacji i Komunikacji Ministerstwo Klimatu i Środowiska

Co mówią przepisy

Eksperci przyznają, że obowiązujące prawo nie ułatwia rozwiązania problemu dzików. Przepisów trzeba szukać w wielu aktach prawnych. - Zgodnie z art. 2 ustawy z 13 października 1995 r. - Prawo łowieckie (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1173) zwierzęta w stanie wolnym (mowa tu o zwierzynie łownej, do której należą dziki) stanowią własność Skarbu Państwa - przypomina Krzysztof Gruszecki, radca prawny. W praktyce natychmiast pojawia się problem, kto za te zwierzęta odpowiada. - Rozwiązania tego problemu można znaleźć w wyroku Sądu Najwyższego z 16 lutego 2017 r. (sygn. akt IIICSK 41/16) - wskazuje prawnik. Z uzasadnienia tego wyroku wynika, że „w świetle zasad współżycia społecznego i humanizmu nie ulega wątpliwości, iż na strażnikach spoczywa obowiązek natychmiastowego reagowania w wypadkach, gdy zwierzę zachowuje się w sposób nietypowy i - opuszczając swoje naturalne środowisko - podchodzi do osiedli ludzkich i atakuje ludzi”. - Ten wyrok dotyczy sytuacji, w której człowiek został zaatakowany w mieście przez dzika, doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu i domagał się naprawienia szkody, wskazując jako winnego wojewodę, w imieniu którego miała działać straż łowiecka - opisuje mec. Gruszecki. ‒ Czyli gdyby doszło do szkody, to odpowiedzialny jest Skarb Państwa jako właściciel zwierząt występujących w stanie wolnym - tłumaczy ekspert.
Nie zwalnia to bynajmniej samorządów z zajmowania się problemem dzików. - Gminie jest trudno zwolnić się z odpowiedzialności, bo zgodnie z art. 7 pkt 14 ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 559; ost.zm. Dz.U. z 2022 r. poz. 1561), to ona jest odpowiedzialna za zapewnienie bezpieczeństwa publicznego - wyjaśnia mec. Gruszecki. - Dlatego minister środowiska już kilka lat temu zaprezentował pogląd, z którego wynika, że gmina również jest współodpowiedzialna za podejmowanie działań mających zapewnić to bezpieczeństwo. ‒ Co prawda ja uważam, że powinno być to jednak skonkretyzowane w normach prawnych, które precyzują zakres obowiązków gmin, a tego niestety nie ma - mówi mec. Gruszecki. I dodaje, że uprawnienia i obowiązki organów mają charakter komplementarny, a nie konkurencyjny, co znaczy, że działania organów muszą się uzupełniać bez przerzucania się odpowiedzialnością.

Odstrzał: w kompetencji i marszałka, i starosty

Kto zatem może podjąć niepopularną decyzję o odstrzale? Trzeba działać zgodnie z przepisami ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 572). O ograniczaniu populacji mówi jej art. 33a. Wynika z niego, że jeżeli zwierzęta stanowią nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka, w tym gospodarki łowieckiej, dopuszcza się podjęcie działań mających na celu ograniczenie ich populacji. Tyle że gmina sama takiej decyzji podjąć nie może (chyba że jest to miasto na prawach powiatu, o czym piszemy dalej). Decyzję taką w drodze uchwały podejmuje sejmik województwa, po zasięgnięciu opinii kilku organów, m.in. regionalnej rady ochrony przyrody, organizacji społecznej oraz Polskiego Związku Łowieckiego. Uchwała określa miejsce, warunki, czas i sposoby ograniczenia populacji zwierząt.
- Gmina może natomiast i powinna występować do sejmiku z wnioskiem o podjęcie inicjatywy, o ile zachodzą ku temu odpowiednie przesłanki. Nie może pozostawać bierna, jeżeli mieszkańcy zgłaszają problem - zaznacza Krzysztof Gruszecki. I dodaje: - Jeżeli gmina udokumentuje, że taki problem się pojawia, a sejmik pozostanie w bezczynności, to wtedy może dowodzić, że dołożyła należytej staranności - mówi prawnik.
Pewne możliwości podejmowania decyzji w kwestii zmniejszenia pogłowia zwierząt ma także starosta. W tym przypadku trzeba sięgnąć do art. 45 ust. 3 prawa łowieckiego, mówiącego, iż w przypadku szczególnego zagrożenia dla prawidłowego funkcjonowania obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę starosta, w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny. Przy czym pamiętać trzeba, że odstrzały redukcyjne i zastępcze zwierzyny mogą przeprowadzać wyłącznie osoby uprawnione do wykonywania polowania.
Problem w tym, że na terenach zurbanizowanych bardzo trudno dokonać odstrzału. Zbyt mała jest bowiem zazwyczaj odległość od zabudowań mieszkalnych. Przy strzelaniu do zwierząt nie może być ona mniejsza niż 150 m (art. 51 ust. 1 pkt 1 prawa łowieckiego). Jeśli zaś chodzi o odłowienia, to obecnie jest rozwiązanie w zasadzie teoretyczne. Z uwagi na ograniczenia wprowadzone w związku z epidemią ASF nie ma bowiem możliwości wypuszczenia schwytanego dzika w innym miejscu. Czyli w praktyce obecnie w grę wchodzi tylko odłowienie z uśmierceniem.

Do kogo po odszkodowanie

Kolejny obszar sporów to kwestia odszkodowań za szkody. Paweł Lisiak, łowczy krajowy, przypomina, że zgodnie z prawem łowieckim po stronie PZŁ jest wypłacanie odszkodowań na terenach, gdzie na dziki można polować. - Odpowiadamy jednak za szkody na terenach, na których możemy prowadzić gospodarkę łowiecką - mówi łowczy. Miasta są z tego wyłączone (poza terenami, na których znajdują się obwody łowieckie). To budzi wiele wątpliwości, dochodzi do sporów kompetencyjnych, bo na terenie niektórych miast, zwłaszcza tam, gdzie jest dużo lasów, trudno ustalić, na czyim konkretnie terenie atak dzików ma miejsce. Ponadto koła łowieckie wypłacają odszkodowania tylko rolnikom, i to w okresie wegetacyjnym. Jeśli to nie był obwód łowiecki, to myśliwi odszkodowania nie wypłacą, gmina też, bo nie do niej należy zwierzyna łowna. W efekcie trzeba się zwrócić do wojewody, który działa na danym terenie w imieniu Skarbu Państwa.
Warto wiedzieć, że rekompensata od myśliwych pochodzi z pieniędzy samych myśliwych, szkody pokrywa koło łowieckie, które dzierżawi dany obwód. Nie uzyskuje ono na ten cel żadnych dotacji. Za zeszły rok, jak mówi Paweł Lisiak, te odszkodowania oscylowały wokół 100 mln zł. I dodaje, że byłoby to o kilkaset milionów więcej, gdyby doliczyć do tego czas delegacji, paliwo, amortyzowanie przyrządów mierniczych czy administrowanie szkodami.

Co przynosi efekty

Jak zatem sobie radzą gminy w praktyce? Jakie działania zdają egzamin? Niestety wiele miast przyznaje, że na skutek ograniczeń w zasadzie mają związane ręce, gdy chcą zmniejszyć populację zwierząt na terenie miasta. - Odstrzał redukcyjny, jaki od kilku lat prowadzimy w Gdyni, jest obecnie jedyną dozwoloną prawem metodą ograniczenia populacji dzików na terenach aglomeracji miejskiej - mówi Agata Grzegorczyk, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Gdyni. Podobnie odstrzały stosuje się m.in. w stolicy. - W lutym została wydana decyzja prezydenta m.st. Warszawy dotycząca odstrzału redukcyjnego 50 dzików w granicach administracyjnych miasta. Po wnikliwej analizie obecnej sytuacji oraz analizie prawnej wydano kolejną decyzję na odstrzał redukcyjny do 200 dzików - mówi z kolei Aleksandra Grzelak z Urzędu m.st. Warszawy. - Kilka lat temu odławialiśmy i przesiedlaliśmy dziki do odległych od miasta terenów. Była to skuteczna metoda redukcji na masową skalę. W związku z zagrożeniem w Polsce od 2017 r. rozprzestrzenianiem się choroby afrykańskiego pomoru świń, zgodnie z unormowaniami prawnymi wydanymi na tę okoliczność, obecnie nadal obowiązuje kategoryczny zakaz przesiedlania dzików. Pozostaje więc odstrzał.
Tyle że często nie ma po prostu chętnych do odstrzału w mieście. Jest to problem natury i humanitarnej, i logistycznej. Te czynności w zwartej zabudowie są trudne, a czasem nawet wręcz niemożliwe do wykonania - tłumaczy Grzelak. Dodaje, że mimo problemów miasto prowadzi akcję redukcji dzików na terenach zurbanizowanych, poczynając od odciągania dzików od osiedli przez wysypywanie kukurydzy w miejscach, gdzie można je bezpiecznie redukować, aż po wyprowadzanie dzików z terenów szkół, przedszkoli oraz innych placówek na tereny zalesione - tam, gdzie nikomu nie przeszkadzają i nie stanowią zagrożenia.

ASF utrudnia

Z kolei odławianie, by w chwilę po tym i tak uśmiercić zwierzę, w wielu gminach nie tylko się nie podoba, lecz także nie przynosi żadnych korzyści. ‒ Do 2020 r. mogliśmy ok. 80 proc. odłowionych dzików wywozić poza miasto - żali się Maciej Kubiak z Poznania. ‒ Dzisiaj dzik musi być uśmiercony, jego tusza jest dostarczana do specjalnej chłodni, a w niej czeka na wynik badań wirusologicznych powiatowego lekarza weterynarii. Przed afrykańskim pomorem świń te tusze można było przekazywać dalej do wykorzystania przez punkty skupu dziczyzny. Ale i tak w praktyce miasto nie zyskiwało za to żadnych pieniędzy. Tusze pozyskane przez miasto są bowiem własnością Skarbu Państwa i ewentualne zyski trafiały do wojewody. Od 2021 r. znaleźliśmy się w drugiej strefie weterynaryjnej i każdy dzik, nawet zdrowy, musi być przez nas zutylizowany (jedynie upolowane przez myśliwych mogą być zagospodarowane przez nich we własnym zakresie, ale nie mogą ich przekazywać dalej). Ostatnio dostaliśmy informację od wojewody, że tusze możemy zagospodarować. Od pewnego czasu szukamy firm, które by odbierała je od nas. To i tak krok do przodu, bo utylizacja kosztuje ok. 500 zł od sztuki. Niestety, rozpoznanie rynku w tym zakresie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów.
Również inni pytani przez nas samorządowcy przyznają, że w dobie afrykańskiego pomoru świń dobrego wyjścia nie ma. Jak mówi łowczy Paweł Lisiak, dopóki afrykański pomór świń jest wykrywany, dopóty zwierząt nie można transportować, bo jest zagrożenie, że tę chorobę przeniesie się w inne miejsca. Efekt? W Poznaniu liczba dzików usuniętych z miasta od początku działalności w tym zakresie sięgnęła 6 tys. (odstrzał, odłów, odłów z uśmierceniem od 2020 r.). Dlatego prof. Andrzej Elżanowski, zoolog i etyk z UW, proponuje rozważenie wprowadzenia innego sposobu działania inspekcji weterynaryjnej. Powinna ona badać nie martwe, a żywe zwierzęta. Wtedy można by uśmiercać tylko te, które są rzeczywiście chore, a resztę przesiedlać.

Edukacja i działania zaradcze

Jakie jeszcze inne działania podejmują miasta, by zmniejszyć problem dzików? Wachlarz działań jest szeroki.
Odstraszanie. W Gdyni w rejonach, gdzie dziki stosunkowo spokojnie koegzystują z mieszkańcami, funkcjonariusze Ekopatrolu Straży Miejskiej rozkładają środki do odstraszania tych zwierząt (hukinol, ffuuk, ekoplant). Robią to szczególnie w miejscach, w których zwierzęta często przebywają lub próbują zakładać legowiska.
Zabezpieczanie odpadów organicznych komunalnych. Część miast zaleca mieszkańcom robić to w sposób mechaniczny ‒ poprzez zabezpieczenie miejsca gromadzenia odpadów komunalnych ogrodzeniem. Część sięga po sposób chemiczny, czyli spryskiwanie pojemników na odpady komunalne lub miejsca w ich pobliżu odpowiednimi środkami odstraszającymi, tzw. repelentami (np. imitującymi zapach ludzkiego potu, zapachy wilka lub niedźwiedzia).
Wapnowanie. Urząd Miasta Kobyłka rozdaje mieszkańcom wapno, by rozsypywali na trawnikach i ogródkach. To skutecznie zniechęca zwierzę do buchtowania (czyli rozorywania miejsc w poszukiwaniu ukrytego w glebie pożywienia - owadów i ich larw).
Zbieranie żołędzi. Kobyłka systematycznie wybiera żołędzie spod miejskich drzew. Zbierają je służby komunalne, ale miasto zachęca też do tego mieszkańców, m.in. szkoły. Od kilku lat organizowany jest konkurs na największą liczbę zebranych żołędzi.
Działania ostrzegawcze. W Gdyni miejsca barłogów lochy z młodymi oznaczane są taśma ostrzegawczą oraz tabliczkami. Podobnie w Gdańsku, Poznaniu i Legnicy w miejscach, w których dziki się pojawiają, stawiane są tablice informacyjne.
Działania edukacyjne. W Gdyni w placówkach oświatowych, domach seniora i innych ośrodkach organizowane są pogadanki, podczas których strażnicy mówią, co robić, aby nie zachęcać dzików do przychodzenia do miasta, oraz jak postępować w przypadku napotkania takiego zwierzęcia. Na osiedlach dystrybuowane są ulotki. Podobne akcje edukacyjne prowadzone są w Poznaniu, Gdańsku i Legnicy. Jak mówi Paulina Chełmińska z referatu prasowego Biura Prezydenta Gdańska, kluczową kwestią jest niedokarmianie dzików, a także odpowiednie zabezpieczanie wiat śmietnikowych i pojemników na odpady oraz utrzymanie ich w czystości. - Dziki idą tam, gdzie jest łatwo o pożywienie, więc karmiąc je, powodujemy, że one tu zostaną ‒ wyjaśnia.
Tworzenie poletek żerowych. Utrzymywanie w lesie miejsc z roślinami będącymi atrakcyjnym pokarmem dla dzików, aby w ten sposóbże tam zatrzymać. Poprawa dostępności składników pokarmowych ma ograniczyć przenikanie dzików na tereny zurbanizowane, a jednocześnie zmniejszyć samym szkody w uprawach rolniczych.
Ograniczanie czasu wystawiania śmieci. Niektóre jednostki samorządu terytorialnego wprowadzają do regulaminów utrzymania czystości i porządku na terenie gminy nakaz wystawiania śmieci w dniu ich odbioru. Zapis w regulaminie może np. brzmieć: „Właściciel nieruchomości zobowiązany jest wystawić przed nieruchomość pojemniki lub worki do zbierania odpadów komunalnych w dniu odbioru odpadów do godz. 6:00”. ©℗

opinia eksperta

Koegzystencja z tym gatunkiem jest możliwa
Najczęściej do ataku dzika dochodzi w wyniku działania człowieka. Niestety, zwierzę nie złoży zeznań i na podstawie prasowych notek trudno określić, kto zawinił. Jak się dowiedziałem, w głośnym przypadku z Legnicy też mieliśmy do czynienia z niewłaściwymi działaniami człowieka: obejście, w którym doszło do wypadku, nie było ogrodzone i biegały tam psy. Rozwścieczyły one najprawdopodobniej dzika, który następnie zaczął atakować. Również większość innych ataków wynika z nierozsądnego zachowania się ludzi. Jednak nie wykluczam, że zwierzę podobnie jak człowiek może się czasem zachować w sposób nieprzewidywalny.
Nie należy się bać dzików. Koegzystencja w jednym miejscu z tym gatunkiem jest możliwa, choć z pewnością wymaga to edukacji i świadomości społecznej. Tam, gdzie ludzie do dzików się przyzwyczaili, np. w Trójmieście, konfliktów jest stosunkowo niewiele. Absolutnego braku konfliktów między ludźmi i dzikami się nie da zagwarantować, choć wiele zależy od postawy samych mieszkańców. Potrzeba trochę samodyscypliny i rozsądku, np. lochy z młodymi trzeba z daleka obchodzić.
Na pewno trzeba ograniczać karmienie - i w ogrodach, i w miejskich śmietnikach, i na polach. Trzeba stosować ogrodzenia, żeby zwierzęta nie wchodziły tam, gdzie jest dostęp do żywności - i moim zdaniem przy dzisiejszym poziomie zamożności społeczeństwa można już tego wymagać.
Kolejny bardzo istotny aspekt: las stał się dla dzików znacznie bardziej niebezpieczny niż miasto ze względu na polowania, często z nagonką, więc chronią się w ludzkich osiedlach. A w lesie dziki są bardzo potrzebne. Jeśli chodzi o zbieranie np. żołędzi w miastach i wykładanie ich na peryferiach, wydaje się to sensowne. Właśnie takie konstruktywne podejście do współistnienia jest potrzebne, redukuje się w ten sposób częstość kontaktów z ludźmi i zmniejsza się możliwość ewentualnych konfliktów.