Walka na argumenty – za i przeciw – budowie zakładów termicznego przekształcania odpadów komunalnych trwa ze zmienną siłą od lat. Bo choć rosnąca wciąż w naszym kraju góra śmieci wymaga zagospodarowania, to jednak spalanie, nawet w najlepszych instalacjach, do preferowanych sposobów gospodarowania odpadami nie należy. Do tego dochodzi jeszcze społeczny strach przed smrodem, dioksynami i furanami, co takim inwestycjom nie pomaga.

Wojna Rosji z Ukrainą i rozlewający się po Europie kryzys energetyczny rozpala jednak te dyskusje na nowo, bo odpady to przecież całkiem dobre źródło energii. Odczuwalne jest też jakby nieco większe przyzwolenie UE na budowę spalarni (choć pytanie, na jak długo), a w budżecie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej pojawiło się więcej pieniędzy na tego typu inwestycje. Jednak czy samorządy powinny zabiegać o budowę spalarni u siebie, czy może lepiej jest osiągnąć wymagane efekty lepszą edukacją mieszkańców i naciskiem na zmiany w prawie, by stopniowo gospodarka obiegu zamkniętego (dalej: GOZ) stała się faktem? Czy kosztowna inwestycja w zakład termicznego przekształcania odpadów komunalnych będzie dla gmin finansowo opłacalna? Wreszcie, czy warto w nie inwestować? O odpowiedzi na te pytanie poprosiliśmy ekspertów. Kto ma racje, czyje argumenty przekonują? Ocenę pozostawiamy czytelnikom.

Argumenty zwolenników

To ekonomicznie uzasadnione i opłacalne

Michał Dąbrowski przewodniczący rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami
Michał Dąbrowski przewodniczący rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami / Dziennik Gazeta Prawna

Nowe zakłady termicznego przetwarzania odpadów są nam potrzebne i to bardzo. Zgodnie z projektem Krajowego Planu Gospodarki Odpadami 2028 do 2034 r. potrzeba nam 4,2 mln ton mocy przerobowych w takich miejscach. Zakłady już istniejące w Polsce i znajdujące się w realizacji mogą przetworzyć ok. 2 mln ton, więc należałoby zbudować nam jeszcze drugie tyle dla odpadów nie nadających się do recyklingu, a posiadających wartość kaloryczną. Nie jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który spalarnie buduje. Instalacje, i to o dość dużych mocach przerobowych budują także: Belgia, Bułgaria, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Hiszpania, Litwa, Malta , Niemcy , Portugalia, Szwecja i Włochy. A Wielka Brytania, mimo, ze już do UE nie należy, stawia spalarnie mogące przerobić blisko 4 miliony ton. Wszystkim tym państwom również zależy na ekologii. Unia Europejska nie zabrania budowania takich obiektów, obecnie mówi, ze nie będą to instalacje zrównoważone środowiskowo tzn. nie będą „zielone” zgodnie z Taksonomią (Taksonomia to potoczna nazwa rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/852 z dnia 18 czerwca 2020 r. w sprawie ustanowienia ram ułatwiających zrównoważone inwestycje – red.). Myślę że w Polsce powstaną kolejne takie zakłady. Zwłaszcza, że ostatnie wydarzenia za naszą wschodnia granicą powodują, iż ta pryncypialność w zakresie uznania takich obiektów za niezrównoważone środowiskowo powoli się zmienia. Wskazuje na to chociażby uznanie gazu i atomu za inwestycje tymczasowo zrównoważone środowiskowo. Skoro kopalny gaz czy także kopalne pierwiastki służące produkcji energii atomowej będą tymczasowo uznane za zrównoważone to odpady resztkowe nie będące kopalinami również powinny być poważnie rozważone jako paliwo przejściowo zielone.

Nie sadzę żeby alternatywą do budowy instalacji termicznego przekształcania u nas, mogło być wysyłanie śmieci do spalarni za granicą, np. do Danii czy Szwecji. Tamte spalarnie jak powstawały , to realizowały potrzeby danych krajów. A te, które buduje Polska realizują nasze potrzeby. Można się zastanowić czy lepiej eksportować do sąsiadów na północy czy zachodzie spłacając ich kredyty i płacąc bardzo poważne kwoty, czy lepiej oddać energię z tych odpadów mieszkańcom, którzy je wytworzyli tu na miejscu. Tym samym zabezpieczając ich w ciepło w trakcie roku. Dodatkowo przemawiają za tym koszty – wyższe od tych, z jakimi mamy do czynienia w samorządowych polskich spalarniach. Mówi się o cenach przekazania odpadów wynoszących powyżej 100 euro za tonę. Do tego dochodzi kolejne kilkanaście/kilkadziesiąt za dowóz w takie miejsca. A dodatkowo wożąc odpady daleko, łamiemy jedną z podstawowych zasad gospodarowania odpadami - zasadę bliskości.

Kolejny argument za budową takich zakładów u nas, to bezpieczeństwo sanitarne kraju. Lepiej mieć takie obiekty u siebie niż liczyć na innych. Co gdy pandemia zamknie granice?. Gdyby zważyć na jednej szali zagrożenia wynikające z braku spalarni, a na drugiej te, które może powodować ich istnienie, to zagrożenia spowodowane brakiem takich obiektów są zdecydowanie większe. Zanim taka instalacja powstanie, trzeba jednak dobrze przemyśleć, gdzie powinna zostać zbudowana. W takim miejscu musi być zagwarantowany odbiór ciepła. Są one bowiem budowane w kogeneracji – czyli wytwarzające zarówno ciepło jak i prąd elektryczny. Powinny zatem powstawać jak najbliżej odbiorców ciepła. Czyli w miastach powiatowych, wojewódzkich czy tez zakładach przemysłowych. Na tego typu obiekty jest również przewidziane wsparcie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wiele osób zastanawia się, czy można tak przebudować system gospodarowania odpadami komunalnymi, żeby ich spalanie nie było potrzebne. Jednak nie ma recept na całkowity recykling, a jeżeli by się znalazły, to okazałyby się tak drogie, że aż nieakceptowane społecznie. Stąpajmy twardo po ziemi. Tylko dwa produkty opakowaniowe – szkło i metal dają się w całości przetwarzać permanentnie. Każdy inny: papier, tworzywo sztuczne, opakowania wielowarstwowe, tekstylia takich możliwości nie dają. A jeśliby ktoś powiedział, że można się bez nich obyć, to mielibyśmy do czynienia z rewolucją, której możliwości pojawienia się nie widzę.

Natomiast sam system gospodarowania odpadami można tak przebudować, żeby więcej ich trafiało do recyklingu niż do odzysku czy na składowiska. Mamy obecnie w Polsce ok. 30 proc. odpadów poddanych recyklingowi, a w przyszłości powinniśmy osiągnąć poziom 65 proc. Zatem jeszcze bardzo dużo w zakresie recyklingu powinniśmy zrobić. Przy czym stawianie sprawy czy lepiej recyklować czy odzyskiwać jest niewłaściwe. Potrzebne jest i jedno i drugie. Oba sposoby się uzupełniają, a nie przeciwstawiają. Najwięcej błędów jest popełniane już przy powstawaniu opakowań, czyli wszystko zaczyna się od braku ekoprojektowania. Powinny powstawać opakowania i produkty z materiałów, które się łatwo poddają recyklingowi. Jeżeli je wprowadzimy na rynek – powinny być głównie zwrotne. Żeby można je parę razy wykorzystać. Jeżeli już utracą wymagane właściwości, jakość, to powinny w pierwszej kolejności zostać poddane recyklingowi, a w drugiej odzyskowi. Jeżeli taki sposób przyjęlibyśmy jako racjonalny i wiodący, to postęp z pewnością byłby. Kolejnym problemem, z jakim mamy u nas do czynienia jest brak edukacji. Tu jest także ogromna rola dla organizacji ekologicznych, uczących np. mieszkańców spółdzielni, jak prawidłowo segregować. Niestety częściej zajmują się one kwestiami technologicznymi, inżynieryjnymi, skupianiem się na protestowaniu przeciw budowie ciepłowni na odpady. A naprawdę warto skupić się na przyczynach problemu nie na skutkach. Wykorzystanie ciepła z termicznego przekształcania odpadów jest ekonomicznie uzasadnione. Proszę zwrócić uwagę na ceny i tak brakujących paliw kopalnych - węgla, oleju czy gazu w porównaniu z cenami odpadów, za których utylizacje się dopłaca. Nie mam żadnych wątpliwości, ze te ceny w obecnej sytuacji i w przyszłości spowodują spłacalność inwestycji i nie trzeba będzie do nich dokładać. Projekty, jak to się mówi, będą bankowalne. Wpłyną stabilizująco zarówno na ceny ciepła dla mieszkańców, jak i na ponoszone przez nich koszty gospodarowania odpadami.

Problemem jest też z pewnością społeczny opór przeciw spalarniom. Dzisiaj dowody naukowe i doświadczenia zarówno polskie, jak i zagraniczne świadczą o tym, ze są to obiekty bezpieczne pod względem emisji. Najprostsza droga to zapraszanie mieszkańców na spotkana z fachowcami, mówienie prawdy. Trzeba też pracować z samorządowcami, powinni jeździć do miast gdzie są takie zakłady, rozmawiać z kolegami jak to wygląda, czy i jakie problemy występują, jakie są ceny itp. Nic tak nie rozwiewa lęków jak doświadczenie kolegi samorządowca z miejsca, gdzie taki zakład powstał.

Polski nie stać na marnowanie energii ze śmieci

Jakub Bator członek Zarządu Krakowskiego Holdingu Komunalnego S.A., dyrektor krakowskiej Ekospalarni
Jakub Bator członek Zarządu Krakowskiego Holdingu Komunalnego S.A., dyrektor krakowskiej Ekospalarni / Materialy prasowe
Przy aktualnych założeniach unijnych, dotyczących ograniczenia składowania odpadów do 10 proc. do 2035 r., inicjatywa budowania nowych spalarni odpadów oraz modernizacja tych istniejących jest jak najbardziej zasadna. Ostatnio wypowiadał się na ten temat w wywiadzie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Europejskiego Zielonego Ładu Frans Timmermans, który wyraził poparcie dla budowania nowych spalarni we Włoszech. Podkreślił konieczność znalezienia takich metod, które pozwolą na uniknięcie składowania odpadów. Termiczne przekształcanie odpadów jest dobrym rozwiązaniem, jeśli tylko takie zakłady są eksploatowane w zrównoważony sposób, z odzyskiem energii. I takie przedsięwzięcia w najbardziej rozwiniętych krajach Europy są już stałym elementem gospodarki odpadami i jednocześnie stałym elementem energetyki. Co więcej, kraje te nadal są zainteresowane budową nowych instalacji. Dla przykładu Szwecja zbudowała swoją niezależność energetyczną na miksie energetycznym, w którym energia z odpadów zajmuje istotną pozycję. I to samo powinna zrobić Polska. Powinniśmy dążyć do osiągnięcia 65 proc. poziomu recyklingu i ograniczać składowanie do niezbędnego minimum. Co oznacza, że do spalarni, usytuowanych głównie obrębie dużych aglomeracji, należałoby kierować co najmniej 30 proc. odpadów komunalnych. Instalacje tego typu pozwoliłyby na zmniejszenie liczby nielegalnych wysypisk śmieci i zapewniłyby mieszkańcom ciepło i prąd, na pewno wpłynęłyby też na obniżeniu opłaty za śmieci. A przy założeniu, że energia elektryczna i cieplna wytworzona w procesie termicznego przekształcenia odpadów będzie przekazywana do miejskich sieci, ceny odpowiednio za prąd oraz ciepło będą zdecydowanie bardziej akceptowalne przez społeczeństwo.
Oczywiście spalarnie odpadów przyczyniają się również do emisji dwutlenku węgla do atmosfery, jednak należy zaznaczyć, że najnowsze instalacje są budowane z wykorzystaniem najlepszych dostępnych technik, a w Europie coraz powszechniejsze staje się wdrażanie oraz stosowanie technologii wychwytu dwutlenku węgla. Należy również mieć na uwadze, że metan, emitowany głównie na składowiskach śmieci, jest gazem zdecydowanie bardziej szkodliwym i niebezpiecznym dla środowiska, aniżeli dwutlenek węgla. Krakowski Holding komunalny aktywnie uczestniczy w projektach badawczych, które zakładają wykorzystanie CO2 ze spalarni w dalszych procesach przemysłowych. I to jest kierunek, który powinna obrać cała branża odpadowa.
Spalarnie będą zbędne tylko wtedy, kiedy przestaniemy produkować odpady. Dopóki istnieją resztki, których nie potrafimy ponownie użyć, spalarnie będą potrzebne. Zapełniają one lukę gospodarki o obiegu zamkniętym, ponieważ w najlepszy sposób wykorzystują odpady resztkowe, które nie nadają się do ponownego odzysku w procesie recyklingu - zamiast trafiać na wysypiska, śmieci są wykorzystywane do odzysku energii. Przypomnę, że ilość wytworzonych odpadów w 2021 r. przypadających na jednego mieszkańca, według danych z GUS, wyniosła 358 kg, czyli o 16 kg więcej niż w roku poprzednim. Biorąc pod uwagę to, że liczba ta będzie zapewne z roku na rok wzrastać, warto te zasoby wykorzystać. Mogą one w jakimś stopniu zaspokoić zapotrzebowanie na energię elektryczną i cieplną. Krakowska ekospalarnia zaspokaja dziś ok. 10 proc. zapotrzebowania na ciepło w mieście. Jeśli zwiększymy roczną wydajności, a także wybudujemy nowe obiekty tego typu, zapotrzebowanie to może być zaspokojone w większym stopniu i tym samym przyczynić się do zwiększenia niezależności od węgla i gazu, będzie dla nich alternatywą.

Argumenty przeciwników

Jeśli już, to jako końcowy element system

Dr hab. inż. Zbigniew M. Karaczun profesor SGGW
dr hab. inż. Zbigniew M. Karaczun profesor SGGW / Dziennik Gazeta Prawna
Polska jest krajem sukcesu ekologicznego, po 1989 r. rozwiązaliśmy wiele problemów, które stanowiły poważne zagrożenie nie tylko dla stanu środowiska, lecz także dla zdrowia i jakości życia Polek i Polaków. Są jednak obszary, w których sobie zupełnie nie poradziliśmy. Dwa najważniejsze z nich to jakość powietrza i gospodarka odpadami komunalnymi. Rejterada państwa, które w obawie przed podejmowaniem niepopularnych decyzji skapitulowało wobec tych problemów, powoduje, że skoordynowaną strategię zastępują działania doraźne i decyzje podejmowane ad hoc. Problemy pozostają bez rozwiązania, mimo rosnących kosztów. Przykładem mogą tu być propozycje wybudowania w Polsce ponad 100 spalarni odpadów komunalnych.
Spalarnie odpadów nie są technologiami przyjaznymi środowisku. Oczywiście rozwiązują one skutecznie problem wytwarzanych przez nas śmieci. Rzeczywiście nowoczesne technologie pozwalają na odzysk w tym procesie energii i taki prowadzenie procesu, że wielkość emisji niepożądanych substancji (w tym najgroźniejszych dioksyn) do powietrza mieści się w dopuszczalnych normach prawnych. Ale już emisji gazów cieplarnianych nie da się w tym procesie uniknąć! Jest to też proces, w którym bezpowrotnie tracimy surowce. Zamiast je odzyskiwać i ponownie wykorzystywać - co jest podstawą gospodarki cyrkulacyjnej - spalamy je. Termiczne unieszkodliwianie odpadów to idea z połowy XX w., kiedy wydawało się nam, że zasoby naturalne są nieograniczone, wzrost gospodarczy można kontynuować bez końca, a technologia skutecznie rozwiąże wszystkie problemy ochrony środowiska. Dziś jasno widzimy, jak naiwne były te przekonania.
Co więcej, pozorna skuteczność termicznego przetwarzania odpadów i jego łatwość powodują, że tracimy motywację do stworzenia i utrzymania prawidłowego systemu gospodarki odpadami. A system ten powinien polegać przede wszystkim na dążeniu do minimalizacji ilości wytwarzanych odpadów oraz maksymalnym odzyskiwaniu surowców zawartych w tych odpadach, które zostały wytworzone. W interesie właściciela spalarni - niezależnie od tego, czy będzie to spółka komunalna, czy inwestor prywatny - nie jest minimalizacja ilości odpadów, bo on musi spalić ich odpowiednią ilość, aby osiągnąć oczekiwany zysk. Będzie też dążył, aby w odpadach pozostały składniki wysokoenergetyczne: guma, plastik, drewno czy papier. Nie będzie więc zainteresowany ich odzyskiwaniem.
A brak działań mających na celu minimalizację ilości wytwarzanych odpadów oraz zaniechania w zakresie odzyskiwania zawartych w nich surowców pozostaje ciągle podstawowym zaniedbaniem polskiego systemu gospodarki odpadami. Choć państwo dysponuje różnorodnymi możliwościami, to nie próbowało i nie próbuje stworzyć mechanizmów podatkowych wspierających rozwój rynku premiującego wykorzystywanie surowców odzyskiwanych z odpadów. Brakuje instrumentów, które ograniczałyby zainteresowanie producentów wprowadzaniem opakowań wieloskładnikowych, szczególnie trudnych do ponownego zagospodarowania. Brak jest inicjatyw zmierzających do wprowadzania systemu kaucyjnego. A mógłby on objąć nie tylko opakowania szklane, lecz także opakowania plastikowe. Zamiast edukować i uczyć, jak ograniczać ilość wytwarzanych odpadów, władze promują imprezy typu „sprzątanie świata”, które choć są potrzebne, to nie służą wyrabianiu niezbędnych nawyków.
Zamiast systemowo wspierać system separatywnego zbierania odpadów, rząd przerzucił pełną odpowiedzialność w tym zakresie na samorządy. W efekcie różnice w kosztach dla gospodarstw domowych między tymi, które prowadzą recykling, a tymi, które tego nie robią, jest na tyle mała, że nie motywują do zmiany niepożądanych zachowań. Kapitulacja rządu i pozostawienie samorządów samych sobie ma jeszcze jeden negatywny skutek: budowane są zbyt małe instalacje do zagospodarowywania odpadów, aby zapewnić ich wysoką efektywność ekonomiczną. W efekcie się zdarza, że w dwóch gminach położonych w sąsiedztwie budowane są dwie takie same instalacje zagospodarowywania odpadów, które rozwiązują problem jednej frakcji, pozostawiając bez rozwiązania problem unieszkodliwiania pozostałych frakcji. Podnosi to także koszty, bo małe instalacje są znacząco mniej efektywne niż większe. Brak jest też prób wprowadzenia innowacyjnych rozwiązań, które w połączeniu z działaniami systemowymi zwiększyłyby poziom odzysku przy jednoczesnym ograniczeniu kosztu gospodarki odpadami. Takim rozwiązaniem, którego przetestowanie jest rozważane w Trójmieście, są tzw. osiedlowe ekobudki. Miejsca, do których mieszkańcy przynoszą wstępnie posegregowane odpady, które na miejscu pracownik rozdziela na frakcje handlowe. A ich wprowadzenie mogłoby zdecydowanie zmniejszyć ilość śmieci, które wymagać będą unieszkodliwienia.
Zapewne nie unikniemy koniczności budowy spalarni odpadów. Powinny być one jednak rozważane jako końcowy element systemu gospodarki odpadami komunalnymi, i wprowadzane dopiero wówczas, gdy wyczerpane zostaną wszystkie inne możliwości ograniczenia ilości wytwarzanych śmieci i poddania ich recyklingowi i odzyskowi. Zgodnie z Krajowym Planem Gospodarki Odpadami nie powinno tych resztek być więcej niż 30 proc. masy wytwarzanych odpadów komunalnych. W 2020 r. polskie spalarni unieszkodliwiły nieco ponad 1 mln ton odpadów, dodatkowo ok. 0,6-0,8 mln t spalono w cementowniach. Wielkość luki inwestycyjnej wynosi więc ok. 2-3 mln ton, co oznacza, że wybudowane powinno być w Polsce maksymalnie jeszcze 10-15 tego typu instalacji. Jeśli jednak podjęto by bardziej zdecydowane działania na rzecz redukcji ilości wytwarzanych odpadów, to liczba tego typu instalacji mogłaby być znacząco mniejsza.
Rozważając budowę sieci spalarni odpadów, warto też pamiętać, że jest to jeden z najbardziej kosztownych sposobów ich unieszkodliwiania. Dlatego jeśli Ministerstwo Klimatu i Środowiska nadal będzie unikać wzięcia odpowiedzialności za systemowe rozwiązanie problemu gospodarki odpadami i dopuści, by w naszym kraju powstało kilkaset takich małych instalacji, to już wkrótce wszyscy poniesiemy tego koszty. I nie zmieni tego fakt, że nowe instalacje będą produkować energię, bowiem UE rozważa włączenie instalacji spalania odpadów do europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów szklarniowych (EU ETS). A to spowoduje, że koszt spalania śmieci będzie jeszcze większy.

Ogromne środki mogłyby zostać zainwestowane lepiej

Paweł Głuszyński Towarzystwo na Rzecz Ziemi
Paweł Głuszyński Towarzystwo na Rzecz Ziemi / nieznane
Spalarnie odpadów to relikt minionej epoki, gdy nie przykładano istotnej wagi do ochrony zasobów pierwotnych, możliwości cyrkularnego wykorzystania surowców, odpowiedzialności przemysłu za to, jak projektuje swoje produkty i jak będzie można je zagospodarować po wykorzystaniu. Minęły już ponad cztery lata, gdy Unia Europejska zmieniła ten linearny paradygmat i przyjęła strategię oraz przepisy, które wprowadzają gospodarkę o obiegu zamkniętym. To model produkcji i konsumpcji, który polega na współużytkowaniu, ponownym użyciu, naprawie, odnawianiu i recyklingu istniejących materiałów i produktów tak, aby ograniczyć zużycie surowców i energii, a w efekcie także zapobiec powstawaniu odpadów i zanieczyszczeń. Unia wyznaczyła cele zapobiegania odpadom, recyklingu oraz wprowadziła klasyfikację inwestycji pod kątem ich zgodności m.in. z regułami gospodarki o obiegu zamkniętym i osiągnięcia przez Unię neutralności klimatycznej. Spalarnie odpadów zostały sklasyfikowane w taksonomii jako „wyrządzające poważne szkody dla celów środowiskowych” i gospodarce o obiegu zamkniętym, gdyż działalność ta prowadzi do znaczącej nieefektywności w wykorzystywaniu materiałów, przyczynia się do zwiększenia wytwarzania i unieszkodliwiania odpadów. Mimo iż wspomniane przepisy oparto na obszernej analizie naukowej i konsultacjach publicznych, lobbyści spalarni twierdzą, że zakłady te są „integralnym”, „niezbędnym” elementem domykającym system gospodarki o obiegu zamkniętym. Nic bardziej mylnego.
Polska nadal nie wdrożyła GOZ i można się obawiać, że przed nami jeszcze bardzo długa droga nawet do zrozumienia jej podstaw oraz sposobów realizacji. Nadal brakuje nie tylko pogłębionych analiz, długoterminowej strategii, ale nawet kluczowych przepisów dotyczących rozszerzonej odpowiedzialności producenta, zmniejszenia wpływu niektórych produktów z tworzyw sztucznych na środowisko. Nie ma też systemu kaucyjnego. Regulacje te powinny być przyjęte co najmniej rok temu. Według własnej oceny Ministerstwa Klimatu i Środowiska, aby zrealizować wymagany w 2025 r. 55-proc. poziom recyklingu, niezbędne nakłady finansowe powinny wynieść 3 mld zł na budowę kompostowni i biogazowni oraz ok. 9 mld zł na instalacje do sortowania i recyklingu pozostałych odpadów surowcowych. Tymczasem rząd ignoruje własne analizy i przeznacza za pośrednictwem NFOŚiGW ledwie 1 mld zł na budowę instalacji do przetwarzania bioodpadów i 3 mld zł na budowę spalarni odpadów, które w żaden sposób nie przybliżają nas do osiągnięcia celów GOZ, a wręcz spowodują zagrożenie ich realizacji. NFOŚiGW, któremu wtóruje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, od kilku lat nieustannie wysyła komunikat zachęcający do budowy spalarni, wykazując całkowitą ignorancję dla ram prawnych dotyczących gospodarki o obiegu zamkniętym, przyczyn złego stanu gospodarki odpadami komunalnymi w Polsce oraz sposób ich zaradzeniu. W efekcie w ostatnich dwóch latach samorządy i inwestorzy prywatni wszczęli 36 postępowań administracyjnych dotyczących lokalizacji spalarni, a kolejne 12 projektów jest w zaawansowanym stopniu planowania. Jeśli zrealizowano by tylko projekty, które już uzyskały decyzje i pozwolenia, to wraz z instalacjami będącymi w budowie i istniejącymi spalarniami oraz cementowniami spalającymi odpady pochodzące ze strumienia komunalnego sumaryczna wydajność tych zakładów wyniosłaby ponad 4,4 mln ton. Wydajność ta w relacji do wytwarzanej ilości odpadów komunalnych przekracza 32 proc. i wykracza poza dopuszczalny, 30-proc. limit spalanych odpadów - wynikający wprost z przepisów dotyczących obligatoryjnych poziomów recyklingu. Natomiast zakładając pesymistyczny scenariusz, że wszystkie zaawansowane projekty spalarni zostaną zrealizowane, do spalenia trafiałoby ponad 53 proc. odpadów komunalnych.
Ten wyścig do budowy spalarni w Polsce wynika z wielu lat zaniedbań, inwestowania nie w segregację odpadów u źródła i recykling, tylko w instalacje do przetwarzania odpadów zmieszanych w inną postać odpadów, braku oceny efektów i nieumiejętności długoterminowego planowania systemu. Te problemy bardzo wyraźnie dają znać o sobie w projektach spalarni. Nie bierze się pod uwagę, że są to instalacje o „nieelastycznej” - zdefiniowanej - wydajności, kosztowne i wymagające funkcjonowania ponad 20 lat, aby spłacić poniesione na nie nakłady. Wydajności wszystkich planowanych spalarni są nieproporcjonalne w stosunku do ilości odpadów wytwarzanych lokalnie, a też bardzo często proponuje się budowę dwóch zakładów w niewielkiej odległości od siebie lub nawet w jednym mieście, jak w Warszawie, Rudzie Śląskiej i Lublinie.
Skupienie się na planowaniu spalarni odpadów i ogromne środki potrzebne do ich realizacji powodują, że w wymaganej skali nie prowadzi się działań i inwestycji, które są niezbędne - zarówno lokalnie, jak i na poziomie krajowym - do osiągnięcia wymaganych poziomów recyklingu, o redukcji odpadów już nie wspominając. Samorządom i Polsce grożą za to kary, a te w 2025 r. będą już bardzo odczuwalne.
Zupełnie pomijaną kwestią inwestycji spalarniowych w Polsce jest ich negatywny wpływ na klimat. Niemal wszystkie planowane zakłady mają spalać paliwo z odpadów, z których większość stanowią odpady z tworzyw sztucznych. W takim przypadku emisja CO2 ze spalarni odpadów będzie porównywalna, a w niektórych przypadkach większa, niż przy wytwarzaniu takiej samej ilości energii z węgla. Do tego dojdą emisje metali ciężkich i trwałych związków organicznych, które w przypadku spalania innych paliw są nieobecne lub na wielokrotnie niższym poziomie. Wbrew powszechnemu mniemaniu odpady tworzyw sztucznych, jeśli nie mogą trafić do recyklingu, korzystniej dla klimatu jest składować, niż spalać - wówczas nie emitują gazów cieplarnianych. Problem dostrzegł Parlament Europejski, który podjął decyzję o włączeniu spalarni do unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. To będzie się wiązać ze znaczącą podwyżką opłat za spalanie odpadów, a czego nie przywidziano w żadnym z dotychczas proponowanych projektów w kraju.
Warto też odnotować, że spalenie dopuszczalnej ilości odpadów komunalnych pozwoliłoby na wytworzenie mniej niż połowy energii, którą obecnie uzyskujemy z prawdziwy źródeł energii odnawialnej: wiatru, wody, słońca i biogazu. Nie ma więc ono istotnego znaczenia w miksie energetycznym, zważywszy na konieczność zwiększenia poziomu OZE.
notowała i opracowała Zofia Jóźwiak