Po co nam państwo? Pytanie – choć nigdy nie straciło na aktualności – nigdy nie doczekało się wiążącej i jednoznacznej odpowiedzi - pisze burmistrz miasta Podkowa Leśna Artur Tusiński.

Stan, do którego od kilku lat zmierzamy, czyli jednowładztwa czy też permanentnego monopolu władzy, pokazuje, że pomimo wielu – jakby się wydawało ewidentnych – zalet takiego stanu w postaci szybkości procesu decyzyjnego, jego ekonomiki, jasnej sytuacji odnośnie do podmiotu odpowiedzialnego za decyzje, pozostawia on wiele do życzenia. Mamy do czynienia z zawłaszczeniem państwa, podporządkowaniem wszelkich działań i decyzji, kalkulacji pod maksymalizację zysku politycznego przekładającego się na słupki poparcia. Tym samym dążeniem do utrzymania ciągłości władzy, także po to, aby właśnie tej odpowiedzialności uniknąć.
Stan (nie)pożądany
Jak się wydaje, nie chodzi tylko o uzyskanie pełni władzy dostępnej w danym momencie, ale o objęcie nią dziedzin dotychczas jej niepodlegających. Nasza konstytucja, jej mechanizmy okazały się niewystarczające do ochrony przed zawłaszczeniem całości władzy przez partię rządzącą. Czy mamy do czynienia już z „defraudacją władzy”, czy utworzeniem się struktury służącej zapewnieniu sobie sukcesji i tym samym czerpania ciągłych bonusów z jej sprawowania dla całego zaplecza politycznego? Wszystkie znaki na niebie wskazują, że dążymy do tego stanu.
A przecież państwo to forma organizacji, z monopolem na prawodawstwo, regulowanie wzajemnych relacji personalnych, gospodarczych, między podmiotami i osobami fizycznymi. To władztwo państwa nad jego beneficjentami nie zostało wymyślone i nie jest po to, aby nas jako społeczeństwo konfliktować (sędziowie, lekarze, nauczyciele, samorządowcy). Ramy prawa, które powinny być tworzone dla jak najszerszego współistnienia, niebezpiecznie chronią tylko wąski wycinek społeczeństwa, i to ten mający największy wpływ na tworzenie przepisów, mechanizmy samoograniczania się i zabezpieczenia. Atrybuty władzy zwierzchniej, które ma państwo, nie funkcjonują po to, aby nas chronić przed zagrożeniami (zewnętrznymi i wewnętrznymi), ale je tworzą. Przypomina to ciągłe wywołanie konfliktu tylko po to, aby nim zarządzać.
Między regulacją a przymusem
Każda wspólnota jest zbiorowiskiem składającym się ze współzależnych grup, jednostek o przeróżnych interesach, z których każda ma wyobrażenie na temat swoich potrzeb i sposobów ich zaspokojenia. Reguły – prawo i państwo – są wymyślone po to, aby w tej różnorodności interesów funkcjonować. Coraz częściej rządzący stawiają znak równości między regulacją a przymusem.
Państwo powinno być rozwiązaniem, a okazuje się problemem, bo obecna polityka oznacza zdobywanie i trwanie u władzy. Zamiast sprawnie działać tam, gdzie jest potrzebne, wtrąca się w to, w co nie musi. Narzuca światopogląd, moralność, kwestie wychowania, a to są i będą zawsze zapalniki konfliktów społecznych.
Zamiast przeciwdziałać niewydolności systemu ochrony zdrowia – nie tylko dla ratowania chorych, lecz także by zapobiec negatywnym konsekwencjom ekonomiczno-społecznym w najbliższej przyszłości – pozwala budować rodzinne synekury. Wojna, inflacja, rosnące stopy procentowe, wcześniej rozbudzone oczekiwania społeczne, utrwalenie postaw roszczeniowych, kryzys gospodarek, spowolnienie rozwoju, plajta wielu firm i sektorów biznesu – Polski Ład, pandemia i jej lockdowny – to oznacza bezrobocie tysięcy osób, z których nie każda będzie umiała sobie poradzić, elastycznie znaleźć inne zajęcie. Przerzucanie kosztów dzisiaj zaciągniętych długów na nietrafione programy socjalne czy tylko na potrzeby utrzymania własnego zaplecza politycznego na kolejne pokolenia jest zwykłą zbrodnią.
Mamy do czynienia z największym kryzysem państwa, jakie znamy, dlatego że jego celem i sensem nie jest dobro człowieka ani w wymiarze indywidualnym, ani zbiorowym, a jedynie aparat partii politycznej i wyznaczanej przez nią wizji politycznej. Może trzeba dokonać rewizji? Poukładać na nowo? Aby zdało egzamin w przyszłości, nowym otoczeniu, które jest nie tylko zagadką, lecz także wyzwaniem.
Zdrowe fundamenty
Po co nam państwo? Ma pomagać, a nie przeszkadzać, chronić, a nie grozić. Zapewniać nam poczucie bezpieczeństwa, nie tylko przed zagrożeniami zewnętrznymi, militarnymi, lecz także to codzienne bytowe, bezpieczeństwo edukacji, prowadzenia biznesu czy stabilności i przewidywalności systemu ochrony zdrowia. Ma zapewniać jednostce i grupom poczucie niepozostawienia ich na pastwę losu. Rządzący mają przeciwdziałać, przewidywać i reagować, zanim zagrożenie nastąpi, w chwili kryzysu mamy mieć pewność, że celem nie jest sama kalkulacja polityczna czy gwałtowna poprawa warunków ekonomicznych lub bezkarność decydentów. To nie mogą być problemy wymyślane, tylko realne i faktyczne. Władza ma dbać o nasz dobrostan i poczucie bezpieczeństwa. Bo właśnie na wolności jednostki i umowie społecznej wspartej nieuchronnością odpowiedzialności decydenta oparte są fundamenty zdrowego państwa.
Tyle teorii i ideałów, a co mamy? Sytuacja dominacji jednego podmiotu nad drugim lub realizacji interesów tylko jednej ze stron, co wyklucza sens zawierania umowy. Gdy mamy do czynienia z przerostem władztwa, o krok jest już od zniewolenia którejś ze stron. Prawo siły nie może być i nie jest fundamentem państwa. Czy prawo obecnie tworzone faktycznie odpowiada założeniom utrzymania i narzucenia reguł, w którym różni interesariusze z poszanowaniem ich praw i różnorodności mogliby koegzystować?
Ostatnie wydarzenia w Ukrainie pokazują też, że w takiej indywidualnej domenie, jak polityka zagraniczna czy migracyjna, egzamin zdali tylko mieszkańcy i samorządy. To wysiłek całego społeczeństwa spowodował, że ta bezprecedensowa co do wielkości fala uciekających przed wojną została zneutralizowana właśnie otwartością społeczeństwa naszych obywateli i w ogóle była możliwa.
Dwa oblicza
Redystrybucja pieniędzy oparta na tępieniu przedsiębiorczości i indywidualności, zabieraniu tym, którzy są operatywni, potrafią coś zbudować, tworzyć – to właśnie ich kosztem budowane są programy społeczne, w których żaden (bo przypomnijmy, że słynne 500 plus miało być programem ratującym naszą demografię) nie wypalił.
Jasnym jest, że zmniejszanie podatków, w dużej mierze kosztem efektywnie działających samorządów, które mając ramy i nie mając wielu możliwości zwiększania budżetu poprzez cichą emisję własnych pieniędzy czy zaciągania ponad miarę zobowiązań, służą tylko do tego, aby przetransferować dochody z dobrze zarządzanych i efektywnych obszarów administracji państwa poprzez konsumpcję wewnętrzną do kasy budżetu centralnego. Bo wrócą w postaci VAT, akcyz i innych parapodatków tylko do jednego gracza. To jasno pokazuje, w którym kierunku zmierzamy i czy państwo na pewno jest do tego nam potrzebne. Czy wszyscy musimy być dawcami latyfundiów dla bardzo wąskiej grupy społecznej, bo przecież nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której skończy się papier do drukowania, skończy się możliwość kupowania, a zatem czas redystrybucji. Jeśli do tego dołożymy kwestie propagandowe, rolę, jaką otrzymała telewizja publiczna bez misji, i spojrzymy na to przez pryzmat sytuacji u naszych wschodnich sąsiadów czy południowych braci znad Balatonu, jasno widać, że utrwalanie prostego marketingowego przekazu, nawet jeśli on nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i prawdą, ale jest utrwalany brutalnie, ciągle i permanentnie, przynosi korzyści sprawującym władzę w postaci ciągłości jej sprawowania i unikania odpowiedzialności za błędne decyzje. Unikania odpowiedzialności także tej politycznej i w tym kontekście państwo jest do niczego niepotrzebne, bo oddanie większości pieniędzy wspólnotom i ograniczenie monopolów państwowych, które w tej chwili są skarbonką i zapleczem finansowym dla jednej siły politycznej, pokazuje, w jak niewłaściwą stronę poszliśmy i jak te ogromne przecież pieniądze zostały sprzeniewierzone na bliżej nieokreślony cel.
Mamy dwa oblicza państwa: to centralne i to oddolne, społeczne, które diametralnie się różnią, a przecież zdajemy sobie sprawę, że w dłuższej perspektywie nie mogą funkcjonować kompletnie obok siebie, a tym bardziej w opozycji do siebie. Kiedyś nadejdzie moment spłaty zobowiązań, opamiętania, rewizji poglądów – miejmy nadzieję, że nie będzie to za późno.
Państwo powinno być rozwiązaniem, a okazuje się problemem, bo obecna polityka oznacza zdobywanie i trwanie u władzy