Wolontariusze Instytutu Spraw Publicznych przyglądali się kampanii wyborczej burmistrzów i prezydentów w 13 miastach. Swoim monitoringiem objęli m.in. Toruń, Inowrocław, Łódź, Warszawę, Wrocław, Kraków, Zakopane i Jastrzębie Zdrój.
- Nadużycia występowały wszędzie – niezależnie od tego, czy był to komitet mały, lokalny, czy duży i doświadczony. Różna była tylko skala tego zjawiska – mówi współautorka badania Paulina Sobiesiak-Penszko.
Największy problem, jaki ujawnił monitoring ISP, to słaba przejrzystość i jawność finansowania kampanii wyborczej.
Częstym zjawiskiem było wpłacanie pieniędzy przez osoby w jakiś sposób powiązane z kandydatem. Wśród darczyńców znajdowali się na przykład wiceprezydenci, urzędnicy, szefowie i dyrektorzy jednostek podległych miastu, a także prywatni przedsiębiorcy, w tym deweloperzy. –Tych wpłat nie było też dużo, ale za to były dość znacznej wysokości, choć w granicach wyznaczonych przez prawo limitów. Na przykład KWW Jacka Majchrowskiego zanotował ich 32, a KWW Rafała Dutkiewicza 99. Takie wpłaty przez osoby powiązane z kandydatem nie są oczywiście niezgodne z prawem, ale rodzi to jednak wątpliwości etyczne i pytania o motywacje, które kryły się za tymi wpłatami oraz pokazuje istnienie konkretnych grup interesu, walczących o utrzymanie władzy w środowiskach lokalnych – mówi Sobiesiak-Penszko.
Problem z nadużyciami dotyczył również kandydatów, którzy ubiegali się o reelekcję. Często prowadzili oni kampanię dwutorowo wykorzystując na przykład oficjalne zdjęcie zrobione na potrzeby kampanii wyborczej do „reklamowania” swoich osiągnięć jako burmistrza czy prezydenta miasta. Wykorzystywano również narzędzia partycypacyjne, takie jak konsultacje społeczne czy budżet obywatelski do dodatkowego promowania swojego wizerunku. Takie sytuacje miały miejsce m.in. w Łodzi. Urzędujący włodarze promowali się też intensyfikując otwieranie nowych inwestycji czy wydając materiały w jednostronny pozytywny sposób podsumowujące ich kadencję.
Zdarzało się również, że kampania była prowadzona przez inne podmioty, niż komitet wyborczy, czego prawo wprost zabrania.
Do częstych praktyk ISP zaliczył także prowadzenie „prekampanii”. W Krakowie kampania wyborcza zaczęła się już w czerwcu wraz z pojawieniem się ogromnego billboardu Sławomira Ptaszkiewicza z hasłem „Kraków najlepszym miejscem do życia”. Podobną taktykę zastosował w Warszawie Piotr Guział.
Do agitacji przed rozpoczęciem kampanii wyborczej nagminnie wykorzystywano internet. Powstawały pierwsze strony kandydatów w serwisach społecznościowych i materiały wideo. Z obserwacji ISP wynika, że internet jest szczególnie dużym polem do nadużyć. Kandydaci prowadząc swoje strony internetowe wykorzystują je w czasie kampanii nie podając źródła ich finansowania w tym czasie, albo umieszczają nieoznakowane materiały wyborcze. Takie praktyki są wprost zabronione przez prawo.
Wciąż często spotykaną praktyką jest plakatowanie „na dziko”. - Nadużycia dokonał na przykład Ryszard Grobelny, którego billboard na hali AZS w Poznaniu był samowolą budowlaną, którą nadzór budowlany polecił zlikwidować, ale doszło do tego już w końcowej fazie kampanii – opowiada Sobiesiak-Penszko.
Kandydaci prowadzą także agitację wyborczą w niedozwolonych miejscach: w przedszkolach, na terenie Urzędu Miasta czy podczas sesji Rady Miasta.
- Mamy taki system, w który bieżące nadużycia i nieprawidłowości są weryfikowane przez organy ścigania. Nie zawsze jednak to jest dla nich priorytet. W trakcie prowadzenia monitoringu zgłaszali się do nas obywatele, którzy widzieli nieprawidłowości, ale lekceważono ich zgłoszenia. PKW i organy wyborcze prowadzą kontrolę następczą tzn. weryfikują sprawozdania, które każdy komitet wyborczy ma obowiązek złożyć w terminie do trzech miesięcy od zakończenia wyborów. W konsekwencji nie ma możliwości porównania i weryfikacji wydatków komitetów w trakcie kampanii z tym, co zostało przez nich wpisane do sprawozdania. Dlatego taki monitoring jest ważny, bo nie ma innej możliwości sprawdzenia czy na przykład tego czy skala działań komitetu nie jest wyższa od tego, co zostało wpisane do sprawozdania - podsumowuje Paulina Sobiesiak-Penszko z Instytutu Spraw Publicznych.