Z raportu Unii Metropolii Polskich wynika, że 70 proc. Ukraińców żyje w największych polskich miastach lub ich otoczeniu. Samorządowcy uważają, że to podstawa do pomniejszenia janosikowego – daniny płaconej przez najbogatsze gminy

UMP zamówiła badania przestrzenne oparte na tzw. geotrappingu, by zbadać, jak wygląda rozkład ukraińskich uchodźców, którzy przyjechali do Polski. To metoda opierająca się na analizie aktywności smartfonów tych osób w internecie. Dane trafiły do raportu UMP pt. „Miejska gościnność: Wielki wzrost, wyzwania i szanse. Raport o uchodźcach z Ukrainy w największych polskich miastach”.
Pierwsze badania zostały wykonane jeszcze przed rosyjską inwazją, dzięki czemu autorzy raportu, Marcin Wojdat i Paweł Cywiński, oszacowali, że w styczniu, przed wybuchem wojny, w Polsce przebywało ponad 1,5 mln Ukraińców powyżej 15. roku życia. To potwierdza wcześniejsze szacunki demografów. „Wybuch wojny zwiększył tę liczbę do blisko 3,2 mln, wliczając dodatkowo dzieci do 14. roku życia. Napływ uchodźców z Ukrainy sprawił, że populacja Polski po raz pierwszy w dziejach osiągnęła ponad 40 milionów osób. Obecnie nasz kraj liczy prawie 41,5 miliona mieszkańców” - to jedna z najważniejszych konkluzji raportu. Dane potwierdzają także zmianę struktury migracji, co widać na przejściach granicznych. O ile przed 24 lutego znaczną jej część stanowili młodzi mężczyźni, którzy przyjechali do Polski w celach zarobkowych, o tyle od wybuchu wojny wielu z nich zdecydowało się wrócić do Ukrainy, by walczyć, zaś do Polski zaczęły przyjeżdżać przede wszystkim kobiety z dziećmi. Według danych Straży Granicznej podanych wczoraj rano granicę z Polską przekroczyło od 24 lutego ponad 2,9 mln osób. Z punktu widzenia największych miast ważne było, by sprawdzić, jak ten ruch się rozkłada. Wnioski są takie, że większość uchodźców trafiła do największych miast lub w ich okolice. „W marcu 2022 r. nasze miasta i otaczające je gminy gościły prawie 70 proc. spośród wszystkich obywateli Ukrainy, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego i którzy mieszkali tu wcześniej - ponad 2 miliony 200 tysięcy osób. Oznacza to skokowy wzrost populacji największych polskich miast. Dla przykładu, populacja Rzeszowa wzrosła o 53 proc., zaś Warszawy - o 15 proc.” - podkreślają autorzy raportu.
Rząd stopuje jednak ten wywód i argumentuje, że prowincja także wspiera uchodźców, a dane z systemu PESEL pokazują nieco inny obraz rozlokowania - większość przyjezdnych z Ukrainy wyrobiła PESEL w średnich miastach i mniejszych ośrodkach. Tu sporu nie ma, autorzy raportu przyznają, że w największych miastach PESEL wyrobiło zaledwie 16 proc. Ukraińców, ale ich zdaniem ważniejsze są dane z raportu, bo pokazują, gdzie uchodźcy faktycznie żyją.
Zdaniem samorządowców powinno to rodzić skutki systemowe - chodzi nie tylko o większe wsparcie teraz, lecz także przeliczenie janosikowego i subwencji oświatowej w bardziej korzystny dla nich sposób.
DGP dotarł do roboczych wyliczeń. Wynika z nich, że gdyby uwzględnić Ukraińców, to wpłata z janosikowego od 12 największych miast powinna być niższa o 205 mln zł, a ogólna suma tej daniny od nich spadłaby z 1,8 mld zł do 1,6 mld zł. Najwięcej zyskałaby na tym Warszawa - wpłaciłaby o 117 mln zł, czyli ok. 10 proc. mniej niż obecnie.
Skąd taka zmiana? Janosikowe obliczane jest m.in. na podstawie zamożności samorządów i liczby mieszkańców, jeśli jednak przybywa mieszkańców, „bogactwo” dzieli się na większą liczbę osób i średnio spada. Rząd nie podziela tych argumentów. „Do wyliczenia wysokości wpłat uwzględniana jest liczba osób zamieszkałych na obszarze gminy, powiatu lub województw. Chodzi o mieszkańców, którym samorząd zapewnia w sposób ciągły zaspokojenie zbiorowych potrzeb w zakresie użyteczności publicznej. Natomiast obywatele Ukrainy, którzy przybyli do Polski w związku z konfliktem zbrojnym, zamieszkują na terenie poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego od kilku tygodni. Obserwowane jest zjawisko przemieszczania się obywateli Ukrainy na terenie Polski, czyli między poszczególnymi jednostkami samorządu terytorialnego. Część uchodźców wyjeżdża z Polski do innych krajów bądź wraca do swoich domów w Ukrainie” - odpisał na nam resort finansów.
A ze strony czołowych postaci w rządzie można usłyszeć: „nie przewidujemy zmian w janosikowym, samorządy miały rekordową nadwyżkę w zeszłym roku i pewnie będą miały ją także w tym półroczu”. Ubytki dochodów JST będące skutkiem zmian w PIT mają zaś zasypać rządowe subwencje. Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że te subwencje mają limity, co obniża rekompensaty dla dużych miast. - W efekcie mamy sytuację, kiedy jedna z niewielkich gmin otrzymuje 40-krotność swojego ubytku w PIT, a Warszawa zaledwie 15 proc. - zauważa jeden z naszych rozmówców zajmujących się finansami samorządów. ©
Ukraińcy w polskich miastach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

rozmowa

Pracują w dużych miastach, nocują w mniejszych

Marcin Wojdat, dyrektor centrum analiz i badań Unii Metropolii Polskich / Materiały prasowe
Rząd zwraca uwagę, że według danych z PESEL większość Ukraińców jest w średnich i mniejszych miastach, trudno więc mówić, żeby 70 proc. przebywało w metropoliach.
Czym innym jest miejsce wyrobienia numeru PESEL, a czym innym przebywanie. Jako uchodźca mogę zgłosić się po PESEL w małym mieście, np. w Brwinowie, a potem żyć w Warszawie.
To jak sprawdzacie, gdzie przebywają Ukraińcy?
To jest szacunek zrobiony na podstawie technologii do mierzenia aktywności w telefonach komórkowych. Danych z PESEL używamy pomocniczo. Musieliśmy doszacować liczbę dzieci, bo pomiar telefoniczny dawał tylko możliwość wskazywania osób w wieku 15+. Do tego wykorzystaliśmy informacje o liczbie nadanych PESEL-i dzieciakom do 15. roku życia. Powtórzę, nasz pomiar pokazuje miejsce pobytu, i to dłuższego, przekraczającego kilkanaście dni, a nie miejsce nadania numeru PESEL. Szacunki, które podajemy, są na marzec. Pokazują, ile wówczas ludzi mieszkało w danym mieście, a nie np. tylko przejechało przez nie. To ważne, bo wpływa na funkcjonowanie miasta i organizowanie usług publicznych.
Jakie wnioski systemowe z tego wynikają?
Pisaliśmy raport, by dostarczyć dowodów, jak są rozlokowani uchodźcy. Wyniki powinny wpłynąć na to, jak zostaną zaplanowane w przyszłości usługi publiczne: z poziomu samorządu - zaczynając od komunikacji, a kończąc na edukacji, najbardziej finansochłonnej usłudze - oraz z poziomu państwa - chodzi tu o dotacje dla samorządów, rozdział subwencji na edukację itd.
Policzyliście osoby, których aktywność życiowa jest skupiona w danym ośrodku?
Tak. I podzieliliśmy to jeszcze na dzień i noc - pokazujemy, gdzie nocują i gdzie w ciągu dnia przebywają. Z raportu wynika, że aktywność dzienna jest inna niż nocna, bardziej skumulowana w dużych miastach.
Czyli w dużych ośrodkach pracują, w mniejszych nocują?
Zdecydowanie.
To stąd twierdzenie, że 70 proc. Ukraińców jest skupionych w miastach Unii Metropolii Polskich i ich sąsiedztwie?
Tak. 70 proc., można powiedzieć, żyje w metropoliach. Pozostała część poza metropoliami. Nie mierzyliśmy takich miast jak Gorzów Wielkopolski, Ciechanów, Radom - tam też ich jest sporo, na pewno więcej niż w jeszcze mniejszych miastach. Ale wystarczy popatrzeć na ten pomiar, żeby powiedzieć, gdzie uchodźcy są, zamiast się domyślać. Dostarczyliśmy dowodów z podziałem na 12 obszarów metropolitalnych, gdzie jest ich najwięcej.
A jeśli chodzi o przyszłość - jakie możliwości daje ta metoda?
Ta metoda dałaby możliwość pokazania migracji wewnętrznych, czyli dokąd Ukraińcy się przemieszczają. Można byłoby się pokusić o określenie, dokąd pojechali za granicę. Bo oni dalej tego telefonu używają, a internet nie zna granic. Gdy ktoś kliknie i zaloguje się w swoim telefonie w Barcelonie, to można powiedzieć, że ten telefon się odhacza.
To śledzenie internetowej aktywności smartfonów?
Zgadza się. Mierząc z większą częstotliwością, można by też było powiedzieć, jak się zwiększa lub zmniejsza liczba Ukraińców w zależności od wydarzeń za granicą ukraińską. Prawdopodobnie potwierdziłoby to tezę, że w momencie, gdy nasilają się ataki, to przychodzi kolejna fala uchodźców, zapewne można by było zaobserwować powroty do Ukrainy. Ta technologia nie jest nowa, w obszarze marketingu jest stosowana od dawna. ©℗
Rozmawiał Grzegorz Osiecki