W Łodzi zdecydowaliśmy się zawalczyć o zachowanie walorów przyrodniczych miejsc, które nie miały ochrony planistycznej, a znajdują się w sąsiedztwie silnie urbanizujących się terenów - mówi Adam Pustelnik, wiceprezydent Łodzi.

Przestrzeń w miastach siłą rzeczy jest ograniczona, a dążenia deweloperów, by zajmować kolejne zielone obszary, coraz silniejsze. Jak Łódź sobie z tym radzi?
Wyzwaniem jest możliwość realizowania inwestycji na podstawie decyzji o warunkach zabudowy, czyli tymczasowego rozwiązania, które na stałe weszło do porządku prawnego. Stwarza ono ryzyko niekontrolowanej zabudowy, która często degraduje wartościowe tereny zielone tam, gdzie nie ma planów zagospodarowania przestrzennego. Łódź, co wynika z uwarunkowań historycznych, jest pokryta planami zaledwie w około 20 proc. Mamy więc ograniczoną kontrolę nad terenami miejskimi.
Mimo to zdecydowaliśmy się zawalczyć o zachowanie walorów przyrodniczych terenów, które nie miały ochrony planistycznej, a znajdują się w sąsiedztwie silnie urbanizujących się obszarów. Podjęte interwencje w ramach planów ochronnych dotyczą już ponad 100 ha. Składają się na to parki przy osiedlach, skwery, otulina parku krajobrazowego. Jak ważne jest sąsiedztwo terenów zielonych, pokazała nam pandemia.
Czym jest plan ochronny?
To termin funkcjonujący w planistyce. Plan ochronny co do zasady wyłącza, a nie stymuluje inwestycje. Ma na celu ochronę terenów zielonych, wartościowych przyrodniczo, dolin rzecznych, terenów otwartych.
W jaki sposób miasto chroni te miejsca? Obejmuje je planem zagospodarowania przestrzennego?
Nie zawsze. Często dokumenty planistyczne są, ale już nieaktualne, bo na przykład przez kilka dekad na jakimś miejscu wyrósł las. Jeśli jest to mienie miejskie, wyłączamy obszar o wysokiej wartości przyrodniczej na stałe z planów sprzedaży. Oczywiście najtrwalszą formą ochrony jest uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego, który uchroni te tereny jako zielone, parki lub tereny rolno-rekreacyjne.
Czy taki proces udaje się gładko przeprowadzić? Zwykle wokół atrakcyjnych inwestycyjnie działek są tarcia i naciski.
Staramy się odbywać możliwie szerokie konsultacje. Jednak rzeczywiście, gdy plany dotyczą miejsc, które nie są objęte pełną własnością miejską, mocna ingerencja w prawo własności wywołuje kontrowersje. Zdajemy sobie sprawę, że osoby, które miały plany inwestycyjne lub chciały sprzedać grunt, w takich sytuacjach mają to uniemożliwione.
Są to bardzo trudne społecznie decyzje. Ale w sytuacji silnej urbanizacji, zmian klimatycznych, pustynnienia krajobrazu, zadaniem miasta jest odpowiedzialne planowanie przestrzeni miejskiej. Chcemy zapobiegać wykluczeniu przyrodniczemu (czyli sytuacji, gdy część mieszkańców jest pozbawiona dostępu do przyrody) i tak kształtować przestrzeń miejską, by tworzyła przyjazny klimat do życia i przyciągała ludzi. Proszę też pamiętać, że prawo własności nie oznacza prawa do zabudowy.
Jeśli miasto wyłącza część terenów spod zabudowy mieszkaniowej, to co oferuje w zamian?
Łódź ma jasną i stosowaną od lat strategię zagospodarowania przestrzennego. Obszarem, w którym absolutnym priorytetem są dla nas inwestycje mieszkaniowe, jest centrum miasta, strefa wielkomiejska.
Mamy świadomość, że Łódź jako miasto przemysłowe nie kojarzy się z zielenią, i sukcesywnie to zmieniamy. Oprócz planów ochronnych, ustanawiania nowych parków, terenów o wartości przyrodniczej w strefie wielkomiejskiej, zazieleniamy place centralne, m.in. plac Henryka Dąbrowskiego, plac przed pałacem Izraela Poznańskiego, plac Wolności. Jako pierwsze duże miasto wyemitowaliśmy zielone obligacje na potrzeby projektów o wartości środowiskowej: niskoemisyjnego transportu i oczyszczalni ścieków. Pracujemy nad projektem renaturyzacji łódzkich rzek. To decyzja strategiczna. Z badań opinii mieszkańców wyraźnie wynika, że bliskość terenów zielonych jest bardzo istotnym elementem z perspektywy oceny życia w mieście. Zieleń może mieszkańców do Łodzi przyciągnąć i ich w niej zatrzymać.
Adam Pustelnik, wiceprezydent Łodzi / Materiały prasowe