W ubiegłym roku w gminach pracowało 3824 asystentów rodziny, o 110 mniej niż w 2019 r. W 8 proc. samorządów nie było żadnej osoby zatrudnionej na takim stanowisku. Wzrasta natomiast liczba rodzin, które do współpracy z asystentem zobowiązuje sąd.

Tak wynika z danych zawartych w informacji Rady Ministrów o realizacji w 2020 r. ustawy z 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 821 ze zm.).
Podstawowym zadaniem asystenta jest praca z rodzinami, które nie wywiązują się prawidłowo z obowiązków opiekuńczo-wychowawczych i grozi im zabranie dzieci do pieczy zastępczej. – Jest to trudna i bardzo odpowiedzialna praca, a jednocześnie słabo wynagradzana. Asystenci od kilku lat żyją nadzieją, że dzięki nowelizacji przepisów ich warunki pracy się poprawią. Niestety tak się nie dzieje i stąd coraz więcej osób decyduje się na zmianę zawodu – mówi prof. Izabela Krasiejko, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Rodziny.
Dodaje, że czasem to gminy rezygnują, np. nie przedłużając z asystentami umów, zwykle z powodów finansowych. Przypomina, że Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej od 2020 r. nie prowadzi już programu wspierającego ich zatrudnienie, który polegał na dotowaniu ich wynagrodzeń (w ubiegłym roku otrzymały pieniądze tylko na wypłacenie asystentom jednorazowego covidowego dodatku do pensji, a w tym żadnych środków).
W efekcie koszty zatrudnienia asystentów spoczywają na gminach. Widać to w statystykach, bo w 2020 r. samorządy wydały na ten cel łącznie 165,1 mln zł, z czego z własnych środków było to 153,8 mln zł, co oznacza wzrost o 57 proc. w porównaniu do 2019 r. Jednocześnie ta kwota stanowiła 93,2 proc. ogółu wydatków na zatrudnienie asystentów w ubiegłym roku – resztę stanowiły pieniądze na wspomniane dodatki do pensji, pochodzące z Funduszu Pracy oraz środki unijne.
W ubiegłym roku z pomocy asystentów korzystało 41,9 tys. rodzin (w 2019 r. było ich 44 tys.). Wśród nich było 819, które otrzymały wsparcie w ramach programu „Za życiem”. Chodzi tutaj o rodziny mające dzieci, u których zdiagnozowano ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę oraz kobiety w ciąży powikłanej. Asystent ma w ich przypadku pełnić rolę koordynatora w zakresie usług i wsparcia, które mogą im zostać przyznane.
– Takich rodzin nie jest wiele, bo wiedza na temat możliwości uzyskania takiej pomocy wciąż nie jest rozpowszechniona. Brakuje takich informacji chociażby w szpitalach na oddziałach położniczych. Dlatego najczęściej asystenci oferują wsparcie przewidziane w programie „Za życiem” tym rodzinom, które są już pod ich opieką lub są klientami ośrodków pomocy społecznej – wyjaśnia prof. Krasiejko.
W 2020 r. wzrosła natomiast liczba rodzin, które do współpracy z asystentem zostały zobowiązane przez sąd. O ile w 2019 r. było ich 6,9 tys., to rok później już 7,9 tys., a więc o 14 proc. więcej.
– Z jednej strony jest to związane z tym, że sądy, które początkowo niezbyt chętnie sięgały po takie rozwiązanie, z czasem się do niego przekonały. Jednak z drugiej jest to często spowodowane tym, że brakuje kuratorów i do rodziny wysyła się wtedy asystenta – tłumaczy Izabela Krasiejko. Jej zdaniem jest to niepokojące zjawisko z tego względu, że zadania kuratora różnią się od funkcji asystenta. Ten pierwszy ma przede wszystkim pełnić rolę nadzorczo-kontrolną, natomiast asystent ma pomagać rodzinie w poprawianiu jej sytuacji życiowej, zdobywaniu umiejętności prawidłowego prowadzenia gospodarstwa domowego oraz opieki nad dziećmi. Co więcej, niektóre rodziny mimo sądowego nakazu i tak odmawiają współpracy z asystentem. – Jest to o tyle problematyczne, że wliczają się one do obowiązującego asystentów limitu 15 rodzin, które mogą mieć pod swoją opieką i dopóki sąd nie zmieni wydanego wcześniej rozstrzygnięcia, nie mogą się zajmować innymi – wskazuje prof. Krasiejko.