Jest strategia deinstytucjonalizacji opieki długoterminowej. W tym tygodniu trafi do pierwszych konsultacji.
Jest strategia deinstytucjonalizacji opieki długoterminowej. W tym tygodniu trafi do pierwszych konsultacji.
O dokumencie poinformował wiceminister rodziny Stanisław Szwed na ubiegłotygodniowym posiedzeniu połączonych komisji zdrowia i rodziny. Szczegóły zdradził też w rozmowie z DGP.
– Najważniejsze, że strategia w końcu powstaje i w dużej mierze jest odpowiedzią na oczekiwania środowisk zajmujących się opieką nad osobami starszymi czy niesamodzielnymi – ocenia Magdalena Biejat, posłanka Lewicy. Podkreśla, że głównym postulatem jest tworzenie przestrzeni do pomocy w środowisku rodzinnym, a gdy jest to niemożliwe – lokalnym. Widzi jednak realne zagrożenie dla realizacji strategii. To nie najlepsza współpraca rządu z samorządami. – Deinstytucjonalizacja musi na nich stać. A to oznacza konieczność zwiększenia ich roli przy podziale środków na strategiczne cele – podkreśla.
Sceptyczna jest też Monika Rosa, posłanka KO. – W lipcu ubiegłego roku słyszeliśmy np., że dokument będzie gotowy do września, potem do końca roku. Dlatego kluczowe jest dalsze tempo prac i gwarancja stabilnego finansowania – zauważa. Przypomina, że nadal mamy cztery razy mniej nakładów z PKB na opiekę długoterminową niż średnia unijna.
Tymczasem z danych resortu rodziny wynika, że w ubiegłym roku przekazał 845 mln zł na funkcjonowanie DPS. Do tego w czasie pandemii doszły jeszcze pieniądze z rezerwy celowej oraz ok. 300 mln zł ze środków unijnych. Finansowanie, zdaniem resortu, z roku na rok rośnie. – Sumy, które rzucają ministrowie, brzmią dobrze w całości, ale po przełożeniu na realia tracą rozmach – ripostuje posłanka Rosa.
Wtóruje jej Lilia Kimber-Dziwisz, konsultant wojewódzka w zakresie pielęgniarstwa przewlekle chorych i niepełnosprawnych. – Resort zapomina, że w tabelce jest też druga rubryka: wzrost kosztów. A w górę poszły nie tylko płace, ale też wszystko inne. Ten wzrost nakładów jest więc w dużej mierze skonsumowany – mówi. I dodaje, że choć dziś funkcjonują programy Ministerstwa Rodziny, jak Senior+ czy Aktywni+, to są one przeznaczone dla osób samodzielnych i wpisują się w wizję starości rodem z amerykańskich filmów, gdzie seniorzy realizują swoje pasje. – Tymczasem w opiece długoterminowej chodzi przede wszystkim o rozwiązania dla ludzi niesamodzielnych – przypomina.
Tu, zdaniem Magdaleny Osińskiej-Kurzywilk, prezes koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”, na przeszkodzie stoi m.in. brak przepisów umożliwiających wydawanie orzeczeń o stopniu niesamodzielności, na wzór orzeczenia o niepełnosprawności, za którym by szły świadczenia. – Słyszymy, że resort nad tym pracuje. Dla ludzi wymagających pomocy i ich bliskich to za mało – ocenia. Jej zdaniem systemowym błędem jest wciąż podzielenie kompetencji w zakresie opieki długoterminowej między resort zdrowia i rodziny. A także brak koordynatora, który na poziomie gminnym dostarczałby informacji, na jaką pomoc może liczyć dana osoba lub jej opiekunowie. – Palącym problemem jest także zwiększenie kadry. Średnia wieku pielęgniarek to dziś 54 lata. W 2030 r. 40 proc. z nich osiągnie wiek emerytalny, a udział osób starszych w społeczeństwie będzie dalej rósł. Już dziś średni czas oczekiwania na objęcie długoterminową opieką pielęgniarską wynosi 8 miesięcy. W jakiej sytuacji stawia to pacjenta, który opuszcza szpital? – pyta retorycznie.
Jak podaje resort rodziny, na koniec 2020 r. działało w kraju 500 dziennych domów pomocy na 20 tys. miejsc. Środowiskowych domów pomocy dla osób z zaburzeniami było 840 na 32 tys. miejsc. Domów pomocy społecznej prowadzonych przez samorządy lub zleconych organizacjom – 828 na 81 tys. mieszkańców. Do tego 644 niepubliczne na 25 tys. miejsc.
W DPS zatrudnionych było blisko 58 tys. osób. Z czego pielęgniarki stanowiły jedynie 4,5 tys. Resort przyznaje, że ta ostatnia liczba stanowi wyzwanie na kolejne lata.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama