„NIK negatywnie ocenia postępującą koncentrację działań straży na ujawnianiu wykroczeń przeciwko bezpieczeństwu i porządkowi w komunikacji” – to główna teza, którą izba postawiła w opublikowanej w marcu 2011 r. „Informacji o wynikach kontroli funkcjonowania straży gminnych (miejskich)”. Straże miejskie i gminne, których zadaniem jest egzekwowanie prawa, same zlekceważyły zalecenia Najwyższej Izby Kontroli.
Długa lista obowiązków
/
DGP
W raporcie mogliśmy przeczytać, że strażnicy coraz bardziej przypominają policjantów drogowych, którzy ścigają szybkich lub źle parkujących
kierowców, zamiast skupić się na dbaniu o porządek na ulicach i blokowiskach.
Kontrolujący wskazał, że proporcje pomiędzy różnego rodzaju interwencjami powinny być bardziej wyrównane, a nie tak mocno zdominowane przez jedno pole działalności.
Szczególnie, że wykroczenia komunikacyjne stanowią zaledwie jedną z 26 grup wykroczeń, których ujawnianiem zajmują się strażnicy.
Po upływie niespełna półtora roku od miażdżącej krytyki, jaką zafundowała strażnikom
NIK, nic się nie zmieniło. Wskazują na to statystyki. Na przykład w Lublinie w 2010 r. (kiedy trwała kontrola izby) straż miejska łącznie wystawiła 12,5 tys. mandatów, przy czym aż 71 proc. z nich dotyczyło wykroczeń przeciwko bezpieczeństwu i porządkowi na drogach publicznych.
W 2011 r. przy 12 tys. mandatów 8 tys. wystawiono
kierowcom, czyli ok. 65 proc. całej puli. Do lipca 2012 r. lubelscy strażnicy zdążyli wystawić już 13 tys. mandatów, cztery na pięć związane były z ruchem drogowym.
Z kolei w Łodzi w 2011 r. samych kontroli
pojazdów przeprowadzili ponad 25 tys., co stanowi wzrost o 50 proc. względem 2010 r. W tym samym czasie wzrost kontroli prowadzonych w obrębie placówek oświatowych wyniósł zaledwie 4,3 proc., a w rejonie dworców kolejowych i autobusowych o 6,9 proc.
Przy swoim trwają również stołeczni strażnicy miejscy. W raporcie
NIK zarzuciła im, że przy dynamicznym wzroście wykrywalności wykroczeń w komunikacji jednocześnie nie zmienia się poziom ujawniania pozostałych wykroczeń. Jak jest dziś?
Warszawscy strażnicy w poszczególnych miesiącach tego roku podejmowali średnio 6-8 tys. interwencji związanych z ruchem drogowym, ale już tylko kilkaset, jeśli chodzi o porządek publiczny czy bezpieczeństwo osób i mienia.
Straż się broni
Funkcjonariusze przestrzegają, by suchych statystyk nie traktować jako pełnego obrazu ich działalności. I tłumaczą się z liczb.
– Interwencje strażników w zakresie bezpieczeństwa i porządku w komunikacji ani według przepisów, ani w praktyce absolutnie nie są uznawane za priorytet i traktujemy je tak, jak inne kategorie naszych działań.
Ich duża liczba wynika przede wszystkim z tego, że są popełniane niezwykle często, a to oznacza, że nasi funkcjonariusze muszą reagować, bo w innym przypadku nie dopełnilibyśmy ciążących na nas obowiązków – wyjaśnia Robert Gogola, rzecznik straży miejskiej w Lublinie.
Jego zdaniem, to rzeczywistość wymusza taki, a nie inny stan rzeczy. Podobnie uważa Monika Niżniak z warszawskiej straży.
– Z danych, jakimi dysponujemy, wynika, że najczęściej mieszkańcy proszą strażników o pomoc właśnie w sprawie naruszeń przepisów ruchu drogowego. W 2011 r. na 262 293 zgłoszenia od mieszkańców 106 567 dotyczyło nieprawidłowości w ruchu drogowym, co stanowi ok. 46 proc. wszystkich zgłoszeń. W pierwszym półroczu 2012 r. zgłoszenia od mieszkańców w obszarze ruchu drogowego stanowiły ok. 40 proc. – wylicza nasza rozmówczyni.
Zmian nie będzie
Wobec takich danych Paweł Biedziak, rzecznik prasowy NIK, rozkłada ręce.
– Jesteśmy instytucją wyłącznie kontrolną. Badamy sytuację, przedstawiamy wnioski poparte określonymi danymi i sugerujemy naprawę określonych nieprawidłowości. Natomiast egzekwowanie zaleceń to już zadanie władzy wykonawczej, nie nasze – wyjaśnia w rozmowie z DGP.
– Raport NIK pokazywał stan pożądany, który nie wytrzymał zderzenia z rzeczywistością. Trudno o realizację jego postanowień bez zmiany całej filozofii funkcjonowania straż gminnych i miejskich – dodaje dr Piotr Kładoczny, docent z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdaniem ekspertów, bez zmian ustawowych działalność straży nie ulegnie zmianie, a one same nadal będą przypominały policje drogowe.
– Jeżeli przepisy obligują straże do zajmowania się wykroczeniami ruchu drogowego, to nie można ich krytykować za to, że wykonują swoje obowiązki. Praca z fotoradarami czy wystawianie mandatów za złe parkowanie do nich należą – tłumaczy poseł PO Janusz Dzięcioł, wcześniej wieloletni komendant straży miejskiej w Świeciu (woj. kujawsko-pomorskie).
Nasz rozmówca przypomina, że w świetle przepisów plany działania straży gminnych określają wspólnie wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast i komendanci poszczególnych jednostek.
– Straże podlegają samorządom, a więc władze centralne nie powinny im niczego narzucać, dopóki strażnicy działają w granicach prawa – wskazuje Dzięcioł.
Doktor Kładoczny dodaje, że skoro w prawie ustanowiliśmy wiele zakazów, to ktoś musi zajmować się ich egzekwowaniem.
Bez nowej ustawy trudno zmienić profil działalności funkcjonariuszy straży miejskich
– Pakiet uprawnień przysługujący strażnikom miejskim predestynuje ich do zajmowania się sprawami naruszeń prawa w komunikacji drogowej – uważa prawnik.
– Straż miejska zgodnie z ustawą o strażach gminnych jest zobowiązana m.in. do czuwania nad porządkiem i kontrolą ruchu drogowego – w zakresie określonym w przepisach o ruchu drogowym. Dopóki ustawodawca nie zdejmie ze straży tego obowiązku, jednostka będzie realizować działania w obszarze bezpieczeństwa w ruchu drogowym – tłumaczy Monika Niżniak.
Pakiet zaniedbań
Przy okazji przyjrzeliśmy się również, co się stało z innymi zaniedbaniami, które wytknęli kontrolerzy. NIK zwróciła uwagę na brak w komendach rejestratorów zgłoszeń telefonicznych, co utrudnia możliwość sprawdzenia, jak pracują dyżurni strażnicy. Sprawdziliśmy. W Białogardzie (woj. zachodniopomorskie), Chodzieży (woj. wielkopolskie) i Kluczborku (woj. opolskie) takich rejestratorów nie ma do tej pory, mimo że to m.in. straże w tych miejscowościach wymienia w swoim raporcie NIK.
– Nie ma przepisu, który nakładałby na komendy obowiązek posiadania takich rejestratorów – mówi poseł Dzięcioł.
I przypomina, że zalecenie kontrolerów również takiego obowiązku nie tworzy.
Strażnicy nie przejęli się również zarzutem, że nie niosą pomocy mieszkańcom przez 24 godziny na dobę. Zdaniem NIK, brak całodobowej organizacji pracy w komendach uniemożliwia właściwe reagowanie na naruszenia porządku publicznego w godzinach wieczornych i nocnych.
Tak więc straż w Wołominie (woj. mazowieckie) przyjmuje zgłoszenia telefoniczne od mieszkańców jedynie w dniach roboczych od godz. 7 do 22. Szczecińscy strażnicy pracują co prawda w weekendy i święta, ale tylko od 11 do 19.
– Ograniczony stan kadrowy nie pozwala na zapewnienie całodobowej służby– usłyszeliśmy z kolei w komendzie w Puławach (woj. lubelskie).
Jedyne, co w ciągu półtora roku udało się wyeliminować, to naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych i brak realizowania uprawnień nadzorczych w stosunku do straży przez urzędy miast. Na przykład w Gnieźnie w ciągu trzech lat poprzedzających kontrolę nie odbyła się żadna kontrola funkcjonowania straży miejskiej. Sytuacja uległa diametralnej zmianie od momentu publikacji raportu NIK.
– Przeprowadziliśmy audyt w pierwszym kwartale 2011 r., a komisja rewizyjna rady miejskiej swoje działania podejmowała od maja do września ubiegłego roku – wyjaśnia Włodzimierz Podoliński, kierownik biura audytu wewnętrznego i kontroli w gnieźnieńskim magistracie.
Komendanci straży miejskich przestali też wreszcie naruszać ustawę z 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz.U. z 1997 r. nr 133, poz. 883). NIK wskazywała, że mimo przetwarzania takich danych nie zgłaszali oni tego generalnemu inspektorowi ochrony danych osobowych.
Te zaniedbania naprawiono, ale tu mobilizująco zadziałało wiszące nad strażnikami widmo grzywny, kary ograniczenia lub pozbawienia wolności do roku.
Tyle grozi za niedokonanie wspomnianego zgłoszenia.