Szanse biednych gmin na unijne środki przeznaczone na walkę z suszą oraz recykling odpadów będą jeszcze mniejsze – ostrzegają eksperci.
ikona lupy />
DGP
Eksperci nie mają wątpliwości, że o długoterminowych inwestycjach finansowanych z kolejnej perspektywy unijnej 2021–2027 samorządowcy powinni myśleć już dzisiaj. Tym bardziej że środków będzie mniej i zmienią się zasady, na jakich będzie można po nie sięgnąć. Wyzwaniem na najbliższe lata dla każdej gminy będzie gospodarka odpadami, między innymi ze względu na unijne normy dotyczące wymaganych poziomów recyklingu. Już w przyszłym roku jego poziom w każdej gminie powinien wynosić 50 proc. Na to potrzeba pieniędzy. I to niemałych.
Jednostki samorządu terytorialnego zadeklarowały, że na gospodarkę odpadami do 2027 r. aż 77 proc. środków, czyli 17,5 mld zł będą potrzebowały uzyskać ze źródeł zewnętrznych. Na inwestycje związane z recyklingiem tylko w 2027 r. potrzeba 1,8 mld zł – wynika z ankiet przeprowadzonych na potrzeby raportu resortu inwestycji i rozwoju opublikowanego w marcu tego roku.
Kolejne wyzwania to konieczność szybkiej modernizacji spółek ciepłowniczych, które obecnie w większości funkcjonują w oparciu o węgiel – podkreślają eksperci.
Nowym wyzwaniem będzie też susza, która w ostatnich latach zdarza się w Polsce coraz częściej.
– W związku z ociepleniem klimatu obniżył się poziom wód gruntowych. W studniach, z których korzystają mieszkańcy Podkarpacia, brakuje wody – mówi wicemarszałek województwa podkarpackiego Stanisław Kruczek.
Zaznacza, że sytuacja w jego województwie nie jest wyjątkiem. Teraz samorząd prowadzi inwentaryzację studni i już wie, że w tym obszarze będzie potrzebował pieniędzy na inwestycje.

O pieniądze będzie trudniej

Teoretycznie szanse na otrzymanie pieniędzy z unijnej kasy dla każdego będą takie same. W praktyce, ponieważ trzeba będzie więcej zainwestować na starcie, biedne gminy z ubiegania się o środki na potrzebne inwestycje mogą zostać wykluczone. Będą musiały zagwarantować większy procentowy udział środków własnych.
Marcin Futera z European Investment Bank – Public Sector Lending podkreśla, że regiony mniej rozwinięte maksymalnie będą mogły otrzymać 70 proc. dofinansowania, obecnie jest to 85 proc. Pod znakiem zapytania stoi więc – jak zaznacza – jak gminy poradzą sobie z ewentualnymi obciążeniami kredytowymi i ograniczeniami wynikającymi ze wskaźnika zadłużenia, którego przekroczyć nie mogą. Banki oceniają zdolność kredytową, biorąc go pod uwagę. W praktyce, by pożyczyć pieniądze, wskaźnik ten nie może być przekroczony. W sytuacji, gdy takie ryzyko istnieje, regionalna izba obrachunkowa nakazuje samorządowi podjęcie planów naprawczych.
– Biedniejsze gminy mogą zubożeć jeszcze bardziej – mówi wicemarszałek województwa podkarpackiego.
A że problem jest, wskazuje Joanna Budzińska-Lobnig z Polskiego Funduszu Rozwoju. Jak zaznacza, z przeprowadzonej przez fundusz ankiety, na którą odpowiedziało 120 średniej wielkości miast, wynika, że wskaźnik zadłużenia jest na takim poziomie, że część samorządów obecnie nie byłaby w stanie finansować nowych inwestycji.

Samorządowcy: więcej z budżetu krajowego

Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich, nie ma wątpliwości, że potrzebne jest większe zaangażowanie państwa. W jego ocenie mniejsze unijne środki i zmiana zasad przesądzają o polaryzacji rozwoju.
– Regiony, które już dziś są silne, będą jeszcze silniejsze, bo będzie je stać na dofinansowanie, na wkład własny. Inne przy obniżonym finansowaniu nie będą w stanie realizować przedsięwzięć rozwojowych – mówi.
Według niego pogłębią się różnice nie tylko między pojedynczymi jednostkami samorządu, ale ich grupami, które mogłyby realizować przedsięwzięcia wspólnie. – Kluczowe jest, by ruszyć w Polsce z programami narodowymi, które będą zastępowały środki europejskie w rozwiązaniu kluczowych problemów. Obecnie wystarczą mechanizmy wyrównawcze – ocenia ekspert.

Pomoże wskaźnik

Pieniędzy będzie mniej, ale części gmin może pomóc – przynajmniej w pierwszym etapie nowej unijnej perspektywy – zmiana sposobu obliczania wskaźnika zadłużenia. Renata Dobrzyńska z Fitch Polska podkreśla, że być może ustawodawca chciał zwiększyć możliwości samorządów w zakresie absorpcji środków unijnych, by od 2020 r. wskaźnik zadłużenia nie ograniczał ich tak mocno.
– Widzę jednak zagrożenie od roku 2026, gdy konstrukcja wskaźnika znowu się zmieni. W liczniku znajdą się dochody bieżące minus wydatki bieżące po wyłączeniu środków unijnych i po wyłączeniu dochodów ze sprzedaży majątku. Wskaźnik liczony indywidualnie dla danej jednostki samorządu terytorialnego znowu więc spadnie – podkreśla.

Zadłużenie rośnie

Na koniec 2017 r. zadłużenie jednostek samorządu terytorialnego: gmin, powiatów, województw, miast wyniosło 68,9 mld zł, a na koniec kolejnego roku już 76,1 mld zł, czyli wzrosło o około 10 proc. – Trzeba pamiętać, że w ubiegłym roku inwestycje samorządów, czyli wydatki majątkowe, wzrosły w stosunku do 2017 r. o 50 proc. Spodziewamy się, że ten wzrost także w tym roku będzie duży, inwestycje w niektórych jednostkach dopiero się rozkręcają, a w innych trwają – mówi Renata Dobrzyńska z Fitch Polska. – Spodziewam się, że przyrost zadłużenia w tym roku także będzie większy – zaznacza.