- Raport o stanie gminy to kolejna okazja, by raz w roku usiąść i zastanowić się, gdzie jesteśmy, co powinno być wyzwaniem na przyszłość - mówi Dawid Sześciło, prawnik, ekspert Fundacji Batorego
Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast muszą do końca maja przedstawić raport o stanie gminy, czyli podsumowanie pracy w ubiegłym roku. To nowy obowiązek. Ciechanów jako jedno z pierwszych miast zajmie się raportem na dzisiejszej sesji. Dokument liczy ponad 170 stron...
Raport jest mniej więcej dwukrotnie dłuższy niż dokument na temat Londynu. Trudno założyć, że w Londynie działo się mniej niż w Ciechanowie przy całym szacunku dla tego miasta. Recenzentem dokumentu powinni być przede wszystkim mieszkańcy. Jednak można zauważyć, że w gąszczu wskaźników, tabelek typowo sprawozdawczych zabrakło skoncentrowania się na najważniejszych z punktu widzenia mieszkańców obszarach. Biorąc jednak pod uwagę, że jest to pierwsza próba, to wypadła ona nieźle.
Co dla samorządów jest największym wyzwaniem?
Raport powinien być „pigułką informacyjną” dla każdego mieszkańca na temat tego, co nam się udało w poprzednim roku, z jakimi wyzwaniami sobie poradziliśmy, a gdzie potrzebujemy bardziej intensywnych i skuteczniejszych działań. Powinien być materiałem, który uruchomi lokalną dyskusję, aktywistów, radnych i władze samorządowe. Który trafi także do tych, którzy na co dzień nie interesują się działaniami samorządu. Dlatego kluczowa jest forma tego komunikatu. Przede wszystkim warto pomyśleć o tym, jak uniknąć biurokratyzacji. Jak sprawić, że nie będzie to kolejne sprawozdanie, które samorządy muszą przeprowadzać na potrzeby administracji rządowej. Treść ustawy daje samorządom duże pole do popisu.
Urzędom może sprawiać to problem.
Przygotowaliśmy materiał, z którego można czerpać wskazówki, jak do raportu się przygotować. Na rynku zaczęły się pojawiać firmy, które oferują przygotowanie takiego dokumentu. Apelujemy jednak do samorządów, aby przygotowały je samodzielnie. To powinna być praca urzędu, która daje możliwość, by usiąść i zastanowić się, gdzie jesteśmy, co nam się udało, co potrzebujemy jeszcze zmienić. To powinien być dokument absolutnie wewnętrzny, przygotowany przez sam urząd, a nie przez zewnętrznych konsultantów, którzy zbiorą dane z internetu lub z banku danych lokalnych GUS-u i je skleją w jeden raport. Oczywiście zewnętrzne wsparcie może być potrzebne, jeśli chodzi o stylistyczne czy komunikacyjne przygotowanie, ale nie jeśli chodzi o treść.
Związek Miast Polskich zwracał uwagę, że w ustawie „stan gminy” utożsamiono z działalnością wójta, burmistrza i prezydenta miasta. W związku z tym są obawy o polityczny kontekst dokumentu.
Regulacja ustawowa jest napisana fatalnie. Jest wewnętrznie sprzeczna i nielogiczna. Choćby z tego powodu, że dokument jest nazwany raportem o stanie gminy. Natomiast, gdy przepis ustawy określa, co ma się w nim znaleźć, mówi wyłącznie o sprawozdaniu z działalności organu wykonawczego. Pamiętajmy jednak, że samorządy mogą w raporcie pomieścić znacznie więcej, niż wymaga ustawa. Rozumiem uwagę Związku Miast Polskich, ale uważam też, że można tę rafę ominąć. Rozliczenie wójta powinno być przedmiotem dyskusji, ale nie jej głównym obszarem. Zwłaszcza że w wielu gminach doszło do zmian na tym stanowisku. Rozliczanie byłego wójta w tej dyskusji byłoby bezproduktywne.
Wracając do idei stojącej za raportem o stanie gminy, kontaktu z mieszkańcami jest za mało?
To zależy od samorządu. Zmienia się natomiast postrzeganie władz lokalnych. Dziś nie jest tak, że wybieramy sobie na pięć lat menedżera, który dostaje od nas nieograniczony mandat do działania. W samorządzie potrzebna jest demokracja na co dzień – mądre decyzje bazują na wiedzy, doświadczeniach i spostrzeżeniach płynących od mieszkańców. Mądry lider lokalny: wójt, burmistrz, prezydent miasta to taki lokalny przywódca, który czerpie z poglądów, opinii, wiedzy mieszkańców działających jako lokalni aktywiści czy w mniej sformalizowany sposób. Raport to kolejna okazja, by raz w roku usiąść i zastanowić się, gdzie jesteśmy, co powinno być wyzwaniem na przyszłość. Sama koncepcja, by coś samorządom narzucać, jest kontrowersyjna. Ale w tym wypadku potraktujmy to jako szansę, a nie jako obciążenie.
Czy Fundacja Batorego będzie sprawdzać, jak gminy poradziły sobie z zadaniem?
Na pewnej grupie raportów będziemy chcieli się przyjrzeć pierwszym doświadczeniom. To będzie bardzo ciekawa lekcja lokalnej demokracji.