W podwarszawskiej Lesznowoli grupa ludzi zaciągnęła kredyty, podpisała dokumenty, a część wprowadziła się do nowych mieszkań. I właśnie dowiedziała się, że wskutek niedopatrzenia urzędników mogą je stracić.
Do redakcji DGP zgłosili się zdesperowani mieszkańcy nowego osiedla położonego nieopodal stolicy. Choć zainwestowali oszczędności życia i dopełnili wszelkich formalności, od miesięcy nie mogą stać się właścicielami mieszkań. I to nie z ich winy, lecz urzędników. Z całej sytuacji wyłania się obraz gigantycznego bałaganu w urzędowej dokumentacji. I ponury wniosek, że podobna historia może spotkać każdego.
Czujność zachowana
Osiedle składa się z 16 mieszkań o średniej powierzchni ok. 120 mkw. Większość niedoszłych lokatorów podpisała umowy przedwstępne z deweloperem w 2018 r.
– Właściwie każdy z nas przed podjęciem decyzji o zakupie mieszkania zasięgał języka w urzędzie gminy, żeby sprawdzić, czy inwestycja jest bez zarzutu. Część osób poszła krok dalej i weryfikowała podstawowy dokument, jakim jest zgoda na budowę w starostwie i powiatowym inspektoracie budowlanym. Wszystkie dokumenty, którymi dysponował deweloper, były w obrocie prawnym i w żadnym z wymienionych urzędów nikt nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że z osiedlem jest wszystko w porządku – opowiada pani Magdalena, która wraz z mężem zaciągnęła kredyt na pół miliona złotych, a w sumie wydała ok. 700 tys. zł na remonty i wyposażenie mieszkania.
Dodaje, że w czerwcu 2018 r. powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wydał decyzję o pozwoleniu na użytkowanie lokali, a w sierpniu nastąpił formalny odbiór mieszkań. Problemy zaczęły się w styczniu tego roku, gdy inwestor poinformował o kłopocie z uzyskaniem zaświadczenia o odrębności lokalu od starosty. A bez tego jego klienci nie mogą stać się właścicielami nieruchomości, za które już zapłacili.
Co się stało?
Okazało się, że wojewoda mazowiecki… uchylił pozwolenie na budowę wydane wcześniej przez starostę. W decyzji z 29 marca 2018 r. służby wojewody stwierdzają, że decyzja starosty została wydana 30 grudnia 2014 r. Rzecz w tym, że chwilę wcześniej władze gminy Lesznowola dokonały nowego podziału działek, na których osiedle miało wkrótce stanąć (decyzja podziałowa stała się ostateczna 3 grudnia 2014 r.).
– Decyzja starosty piaseczyńskiego została wydana na działki, które nie istniały w dacie jej wydania, ponieważ zostały wcześniej podzielone – kwitują służby wojewody.
To fatalna informacja dla mieszkańców. – Zgodnie z prawem w każdej chwili może zapaść decyzja o rozbiórce naszych domów, a my stracimy dorobek naszego życia, dachy nad głową i poczucie bezpieczeństwa – załamuje ręce pani Magdalena.
Urząd tłumaczy
O wyjaśnienia poprosiliśmy Starostwo Powiatowe w Piasecznie. Tam słyszymy, że główny inspektor nadzoru budowlanego (GINB) nie uznał co prawda, że wydane przez starostę pozwolenie na budowę na działkach oznaczonych inaczej niż w dniu złożenia wniosku o budowę może być traktowane jako rażące naruszenie prawa (co najwyżej można mówić o naruszeniu art. 32 ust. 4 pkt 2 oraz art. 33 ust. 2 pkt 2 prawa budowlanego). Ale w dalszym ciągu problemem jest niezgodność inwestycji z planem miejscowym, który – jak słyszymy – zmienił się już kolejny raz po wydaniu feralnego pozwolenia na budowę. Kluczowe jednak było to, że plan zmienił się przed wydaniem decyzji przez starostę.
– Inwestor do złożonego wniosku załączył wypis z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i starosta wydał pozwolenie na budowę w oparciu o nieobowiązujący już plan miejscowy. Mamy więc do czynienia z przeoczeniem, ewidentną omyłką urzędniczą – przyznaje Sylwia Moszczyńska-Staś, naczelnik wydziału architektoniczno-budowlanego w starostwie piaseczyńskim.
Większy problem
W rozmowie z DGP pani naczelnik zarysowuje szerszy problem związany z dokumentacją i procedurami.
– Nasz pracownik rocznie wydaje ok. 200–300 pozwoleń. Na razie nie widzimy podstawy do wyciągnięcia konsekwencji wobec niego, gdyż niestety taki błąd mógłby się zdarzyć każdemu. W naszym powiecie obowiązuje ok. 2 tys. planów. Nie ma systemu komputerowego, który by wszytko zbierał w jednym miejscu. Gminy nie przesyłają nam na bieżąco informacji o zmianach w planach, nie mamy też wiedzy od wojewody o uchyleniu niektórych z nich, bo nie jest on ustawowo zobowiązany do informowania nas o tym. Bałagan jest na tyle duży, że same gminy nie zawsze się orientują, czy dany plan obowiązuje. Trudno więc takie zmiany na bieżąco monitorować – przekonuje Sylwia Moszczyńska-Staś.
Dodaje, że od czasu nowelizacji ustawy o własności lokali z 20 lipca 2017 r. (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 716) organ, wydając zaświadczenie o samodzielności lokalu, musi sprawdzić miejscowy plan, pozwolenie na budowę i decyzję na użytkowanie. Przedtem sprawdzało się tylko, czy lokal jest wydzielony trwałymi ścianami i odpowiednio wyposażony.
Pracownicy starostwa nie kryją też pretensji wobec urzędników gminnych. Choć w dniu wydania decyzji przez starostę 30 grudnia 2014 r. nowy plan miejscowy już obowiązywał, starostwo opierało się na wcześniejszym wypisie pozyskanym od władz gminy.
– Mimo że urzędnicy gminy Lesznowola mieli wiedzę o zamiarze uchwalenia nowego planu miejscowego, wydali wypis, który nie zawiera żadnej wzmianki na ten temat – przekonuje starostwo w udostępnionym naszej redakcji „stanie faktycznym i prawnym” osiedla.
– Gmina nie ma nic wspólnego z tą sprawą, a mimo to chcemy tym mieszkańcom pomóc. Zleciłam zewnętrznej kancelarii ekspertyzę prawną i szukamy jakiegoś rozwiązania. Czy takie się znajdzie, odpowiem dopiero wtedy, gdy te ekspertyzy otrzymam – odpowiada Maria Batycka-Wąsik, wójt gminy Lesznowola.
– Sytuacja jest dynamiczna i czekamy na jeszcze jedno rozstrzygnięcie WSA na decyzję samorządowego kolegium odwoławczego, które utrzymało w mocy postanowienie starosty o odmowie wydania zaświadczenia ustanawiającego samodzielność lokali – dodaje.
Mieszkańcy liczyli, że ten węzeł gordyjski przetnie sąd, do którego odwołał się deweloper. Ale wczoraj WSA odrzucił jego skargę na decyzję GINB. – Na ten moment jedyne wyjście z tej sytuacji to wrócenie przez gminę do pierwotnego planu, wtedy moglibyśmy wydać zaświadczenie o samodzielności lokalu – wskazuje Sylwia Moszczyńska-Staś ze starostwa.
Podobne rozwiązanie podpowiadają niedoszli lokatorzy. Ale niektórzy z nich wskazują na opór okolicznych mieszkańców, którym nie podoba się kolejne osiedle wyrastające w ich okolicy i to, że ich pogląd podziela część lokalnych radnych.
Nie ma winnego
Niektórzy wychodzą z założenia, że to nie gmina zawiniła w tej sytuacji.
– Starostwo powinno było sprawdzić ogólnodostępne dane i nie opierać się na starych mapach. Deweloper też miał wiedzę o zmianie planów miejscowych, bo nam się do tego przyznał. Myślał chyba, że zdąży przed wejściem w życie nowego planu – mówi radny gminy Lesznowola Grzegorz Gonsowski.
Dodaje, że na 18 kwietnia po sesji rady planowane jest spotkanie z mieszkańcami i panią wójt. – Jestem zdania, że tym mieszkańcom trzeba pomóc, bo to nie jest ich wina. Chcemy mieć pewność, czy powrót do starego planu to jedyne wyjście, bo nie chcemy tworzyć precedensów – wskazuje.
Jego zdaniem mieszkańcy powinni spróbować wystąpić do Ministerstwa Infrastruktury o odstępstwo od decyzji unieważniającej pozwolenie starosty na budowę.
– Zostaliśmy w to wszystko wplątani nie z naszej czy dewelopera winy, lecz z niedopatrzenia urzędników. I teraz oczekuje się, że my będziemy to odkręcać. To chore – kwituje pani Magdalena.
Nie ma systemu komputerowego, który zbierałby dane o planach zagospodarowania