Te środki, zwane rezerwą wykonania, to po prostu eurofundusze, które mogą zostać uruchomione dopiero po spełnieniu przez władze regionu określonych wymogów (tzw. ram wykonania) – co się sprowadza głównie do tego, w jakim tempie i w jakiej ilości rozliczyli z Unią przyznane im wcześniej środki oraz czy dzięki tym pieniądzom udało się uzyskać założone cele (np. wybudować szkołę). Jeśli zarządzający wypełnił określone wymogi zwykle w 85 proc. – można odmrażać pieniądze z rezerwy. Gdyby się nie udało, środki i tak zostałyby w Polsce, ale trzeba by je przesuwać na inne cele lub zabierać jednym regionom i przekazywać tym, którym wydawanie idzie lepiej. Wszystko pod presją czasu.
Z budżetu na lata 2007–2013 środki z rezerwy pozostawały w gestii ówczesnego Ministerstwa Rozwoju i przyznawane były na najlepiej realizowane programy. W programowaniu na lata 2014–2020 jest inaczej. Z pieniędzy przeznaczonych na każdy program 6 proc. jest odkładane, środki te można wydawać dopiero po osiągnięciu tych wskaźników.
Jak wynika z najnowszych danych, które na prośbę DGP przygotowało Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju (MIR), już połowa województw spełniła warunki i mogła sięgnąć po pieniądze z rezerwy. Prymusami są województwa pomorskie i podkarpackie, które osiągnęły zakładane cele jako pierwsze. Dołączyły do nich: dolnośląskie, lubuskie, opolskie, małopolskie, wielkopolskie i zachodniopomorskie. Inne regiony nadganiają.
Tylko w tych ośmiu wymienionych regionach odblokowane zostanie ponad 900 mln euro. W MIR słyszymy, że jest szansa na to, aby większość regionów, a może nawet wszystkie, mogła sięgnąć po rezerwowe środki.
Kiedy z nich można będzie skorzystać? Najpóźniej do 30 czerwca br. złożone zostaną do Komisji Europejskiej (KE) sprawozdania roczne z wdrażania programów operacyjnych za 2018 r. Następnie Bruksela w ciągu dwóch miesięcy określi, które cele zostały osiągnięte, i przyzna rezerwę. – Środki zostaną przeznaczone na nowe nabory wniosków o dofinansowanie w 2019 r. – mówi Violetta Ruszczewska, rzeczniczka marszałka woj. opolskiego.
Na Dolnym Śląsku już udało się rozdzielić pierwsze pieniądze ekstra dzięki temu, że warunki pozyskania rezerwy spełniono przed wyznaczonym terminem. – Na przykład w zakresie e-usług publicznych oraz rewitalizacji możliwe było dofinansowanie pozytywnie ocenionych w konkursach przedsięwzięć, na które wcześniej zabrakło pieniędzy. W przypadku inwestycji drogowych i kolejowych środki z rezerwy służą do zwiększania dotacji tam, gdzie jest to konieczne ze względu na wzrost kosztów – tłumaczy Michał Nowakowski, rzecznik marszałka woj. dolnośląskiego.
Dodatkowe wydatki planują nawet te regiony, którym nieco jeszcze brakuje do odblokowania puli, np. Mazowsze z mankiem rzędu 12 mln euro. – Jest lista gotowych projektów, które zostały pozytywnie ocenione i tylko czekają na pieniądze. Do końca tego roku powinno się udać zakontraktować całość środków – mówi nam przedstawiciel urzędu marszałkowskiego.
Postępujące odblokowywanie pieniędzy z rezerwy wykonania to o tyle dobra wiadomość, że jeszcze w listopadzie w regionach – zdaniem MIR – zagrożonych było 434 mln euro z tej puli.
– Choć ostateczne wyniki poznamy pod koniec tego półrocza, już dziś wiemy, że większość województw pieniędzy nie straci. W kilku przypadkach konieczne będą przesunięcia wewnątrz programów, ale ich ogólny budżet nie zmaleje. Niepewna sytuacja w dalszym ciągu jest w województwach: kujawsko-pomorskim, podlaskim, świętokrzyskim i śląskim. Choć i tam mam nadzieję na pozytywny finał. Marszałkowie są pewni dobrego rezultatu, trzymam kciuki za ich końcowy sukces – komentuje dziś dla DGP szef MIR Jerzy Kwieciński. – Wielka mobilizacja, jaką obserwowaliśmy w drugiej połowie zeszłego roku, przyniosła pożądane efekty – dodaje.
Kwestią otwartą jest to, czy regiony przyspieszyły w wydatkowaniu eurofunduszy dzięki ponagleniom ze strony ministerstwa czy pomimo nich. Część marszałków do dziś uważa, że krytyka ze strony rządu była jedynie elementem kampanii wyborczej. Wypominają też, że w czerwcu 2016 r. CBA rozpoczęło tzw. superkontrolę we wszystkich urzędach marszałkowskich naraz. Trwała ona dziewięć miesięcy i – w opinii samorządowców – utrudniała ich pracę. Choć trzeba przyznać, że jednocześnie wykazała pewne nieprawidłowości.
– Pewnie przymus polityczny podziałał na niektórych mobilizująco, ale nieprawdą jest, że polityka miała tu kluczowe znaczenie. Wykorzystywanie środków europejskich ma swój rytm, od początku wskazywaliśmy, że wszystko idzie zgodnie z harmonogramem – mówi Adam Struzik (PSL), marszałek woj. mazowieckiego. Wskazuje też, że za chwilę zaczną się nowe kłopoty, które wpłyną na tempo wydatkowania eurofunduszy. – Szanse na to, że w marcu Rada Europejska przyjmie ramy finansowe, oceniam na jakieś 10 proc. Potem mamy jeszcze brexit i eurowybory. Można uznać, że nowa perspektywa ruszy z półtorarocznym opóźnieniem – ocenia.