W najbliższych miesiącach rząd ma przedstawić nowelizację kodeksu wyborczego. Wśród zmian mają się pojawić dotyczące tego, ile lat można pełnić funkcję wójta, burmistrza, prezydenta miasta, marszałka, a także starosty. Zgodnie z zapowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, włodarze swój mandat mogliby sprawować maksymalnie dwie kadencje. Z kolei Beata Szydło, szefowa rządu, dodała, że wyobraża sobie taką sytuację, w której kadencja zostanie wydłużona z czterech do pięciu lat. W efekcie samorządowcem można byłoby być maksymalnie przez dziesięć lat. Zdaniem włodarzy tego typu zmiany powinny jednak wiązać się z przywilejami po zakończeniu przez nich służby publicznej.
– Jeśli społeczeństwo chce wybierać swoich najlepszych lokalnych przedstawicieli, to musi im zapewnić odpowiednie warunki zatrudnienia, ale też godziwe życie po zakończeniu tych dwóch kadencji. Specjalne świadczenie powinno być przyznawane co najmniej na trzy lata po zakończeniu piastowania funkcji włodarza, tak by po wielu latach poza rynkiem można było znaleźć godziwą pracę. Powinno to być około 30 proc. ostatniego uposażenia, czyli 4 tys. zł – wykłada Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.
– Mój znajomy po 24 lat bycia burmistrzem przegrał wybory i pozostał bez środków do życia i z kredytami – dodaje.
Podobnego zdania jest Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Według niego specjalne świadczenia czy wcześniejsze emerytury muszą być zagwarantowane osobom, które wbrew woli mieszkańców muszą rezygnować z urzędu tylko dlatego, że ustanowiono nowe prawo.
– Jeśli zostanie wprowadzona dwukadencyjność, to osoby z doświadczeniem zawodowym w wieku np. czterdziestu lat nie będą chciały wiązać się z gminą. Tym bardziej że po zakończeniu kadencji pozostaną bez środków do życia, bo szukanie pracy w takim wieku będzie utrudnione – wskazuje Marek Wójcik, ze Związku Miast Polskich, były wiceminister administracji.
Przekonuje, że po zakończonej kadencji z mocy prawa powinny być zapewnione dodatkowe świadczenia, np. w postaci emerytury.
Samorządowcy przyznają, że można też skorzystać z modelu niemieckiego. Tam w części landów po dwóch kadencjach trwających po siedem lat kierownik jednostki samorządowej z mocy prawa staje się radnym. Dzięki temu w dalszym ciągu otrzymuje uposażenie i dodatkowo wciąż służy swoją wiedzą.
Jednak zdaniem ekspertów żądania samorządowców są nieuzasadnione. – W Belgi i Holandii wiele funkcji, np. bycie włodarzem gminy, pełnionych jest nieodpłatnie. Niestety w Polsce państwowe posady traktuje się jako synekurę. Domaganie się emerytury po zakończonej kadencji jest chęcią dalszego dorabiania się – mówi prof. Jarosław Szymanek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podkreśla, że w innych krajach tego typu świadczenia najczęściej trafiają do byłych prezydentów i premierów, ale rzadko przypadają samorządowcom.
Lokalni włodarze mają jednak nadzieję, że rząd wycofa się z proponowanych zmian. Uważają je za zamach na demokrację i niezgodne z konstytucją. – Z naszych informacji wynika, że dwukadencyjność ma być liczona wstecz. A to oznacza, że wiele osób pozostanie nagle bez pracy. Często są to osoby w podeszłym wieku, które całkowicie oddały się pracy na rzecz lokalnego społeczeństwa – tłumaczy Wadim Tyszkiewicz.