Jutro w południe w ponad 130 punktach kraju na drogi wyjadą rolnicy protestujący przeciwko polityce rolnej Wspólnoty. Chcą m.in. ograniczenia napływu towarów z Ukrainy.

Postulaty rolników dotyczą w głównej mierze polityki rolnej Unii Europejskiej: zniesienia bądź zluzowania wymogów środowiskowych zawartych w Zielonym Ładzie oraz ograniczenia napływu ukraińskich produktów rolno-spożywczych na rynki Wspólnoty.

Protesty w Polsce wpisują się w ogólnoeuropejski trend, bo podobne fale rolniczych buntów w ostatnim czasie przetoczyły się m.in. przez Niemcy (gdzie pojawili się również demonstranci z Polski), Rumunię, Litwę, Francję czy Niderlandy.

Z mapy przygotowanej przez organizatorów, na której lokalni koordynatorzy zaznaczają miejsca, gdzie dojdzie do blokad dróg, wynika, że najwięcej ognisk protestu będzie w województwach zachodniopomorskim i dolnośląskim. Do wtorkowego popołudnia zgłoszono już ponad 130 punktów, w których zgromadzą się rolnicy. Większość blokad ma się zacząć o godz. 12 i trwać dwie godziny.

Jednym z inicjatorów protestów jest NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych („S” RI), która już w I poł. stycznia wskazała środę 24 stycznia jako dzień ogólnopolskich strajków. Jak zaznaczają przedstawiciele tej organizacji, jest to strajk ostrzegawczy, który ma wymusić na UE zmianę polityki dławiącej unijne rolnictwo.

– Wymogi zapisane w Zielonym Ładzie są bardzo restrykcyjne, nieżyciowe, pisane przez urzędników, którzy nie mają pojęcia o uprawie roli. W imię ochrony środowiska zabija się opłacalność produkcji rolnej. Teraz doszło do absurdalnej sytuacji, gdy rolników z UE zmusza się do prowadzenia bardzo kosztownej i jakościowej produkcji, a jednocześnie UE otwiera granice na tanie i wątpliwej jakości towary z Ukrainy. To hipokryzja – mówi Michał Szcześniak, przedstawiciel rolniczej Solidarności z województwa zachodniopomorskiego.

Dodaje, że europejscy rolnicy mają przekonanie, że decyzja Brukseli zezwalająca na sprzedaż ukraińskich towarów na wspólnotowym rynku nie jest podyktowana czynnikami gospodarczymi czy humanitarnymi. – To działanie polityczne. Wiemy o naciskach ukraińskich polityków i oligarchów, którzy są właścicielami ogromnych firm rolniczych w Ukrainie. Skala ich działalności jest nieporównywalna z polskimi producentami. U nas największe gospodarstwa mają po 10–12 tys. ha, w Ukrainie – ponad 600 tys. ha. Ukraińskie holdingi zarabiają ogromne pieniądze na tym handlu, bo sprzedają znacznie drożej niż przed wojną – przekonuje Szcześniak.

Jak powiedział w rozmowie z DGP wiceminister rolnictwa Adam Nowak, resort zna postulaty i problemy, z którymi mierzą się polscy rolnicy, i które „w dużej mierze dotyczą polityki rolnej na szczeblu unijnym”. Wśród polskich producentów rolnych najwięcej emocji wzbudza brak zdecydowanej reakcji Brukseli na bezustanny napływ produktów rolnych z Ukrainy. Polska, jako rynek przygraniczny, szczególnie odczuwa skutki taniej, nieobwarowanej unijnymi regulacjami produkcji rolnej sąsiadów ze wschodu. Od września obowiązuje wprawdzie polskie embargo na ukraińskie zboże, w tym kukurydzę, ale – zdaniem rolników – po pierwsze, jest dziurawe, bo płody rolne wjeżdżają do Polski chociażby przez Słowację i Niemcy, a po drugie, nie dotyczy owoców miękkich, cukru, miodu, jaj i drobiu.

Prawdopodobnie również jutro Komisja Europejska ogłosi decyzję w sprawie przyszłości wolnego handlu z Ukrainą. Początkowo wiele wskazywało, że Bruksela bezwarunkowo przedłuży o kolejne 12 miesięcy upływającą w czerwcu 2024 r. zgodę na bezcłowy i nielimitowany wwóz towarów z tego kraju. W ostatnich dniach stanowisko KE jednak się zmieniło – obecnie mówi się o możliwym nałożeniu limitów wolumenowych przynajmniej na jaja, cukier oraz drób. O takie rozwiązanie aktywnie apelowali polski minister rolnictwa Czesław Siekierski oraz unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski.

– Negocjacje między gabinetami trwały nawet w weekend. Komisarz Wojciechowski przedstawił przewodniczącej von der Leyen jasne stanowisko, że ze strony komisji rolnictwa nie ma zgody na utrzymanie obecnych regulacji liberalizujących handel płodami rolnymi z Ukrainą – mówi DGP osoba znająca kulisy podejmowania decyzji.

Szcześniak ocenia, że jeśli potwierdzą się informacje o uwzględnieniu w nowych regulacjach kontyngentów, będzie to krok we właściwym kierunku, który nieco uspokoi nastroje wśród europejskich farmerów. – Musimy jednak poznać szczegóły tych zapisów i wielkość przyjętych limitów. Na razie prowadzimy strajki ostrzegawcze, solidaryzujemy się z rolnikami z innych krajów. Jeśli nie będziemy usatysfakcjonowani rozwiązaniami przyjętymi przez UE, to za tydzień–dwa możemy wrócić na drogi – dodaje. ©℗

Czytaj też: Dziś wielki paraliż dróg w całej Polsce. Rusza protest rolników, oto MAPA