W nowy rok wchodzimy z dużą nadpodażą zbóż, ale utrzymujące się niskie ceny skupu nie przełożą się na ceny sklepowe.
– Wiedzieliśmy, że w tym roku produkcja zbóż okaże się wysoka, więc ostateczny wynik podany przez GUS nie jest zaskoczeniem. Musimy się przygotować, że w przyszłym roku na rynku będzie znaczna nadpodaż, przez co ceny skupu pozostaną na niskich poziomach – ocenia Wiesław Łopaciuk, ekspert z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ).
Przed świętami GUS podał, że tegoroczne zbiory zbóż ogółem ocenia się w Polsce na 35,8 mln t, tj. o ok. 0,5 proc. więcej niż przed rokiem. Jak ocenia Łopaciuk, dodatkowo w magazynach na koniec poprzedniego sezonu, czyli na koniec czerwca 2023 r., zalegało prawie 9 mln t zbóż z produkcji zeszłorocznej.
– Mimo dużego wolumenu eksportu zbóż w I półroczu 2023 r. i tak zostaliśmy z zapasami zeszłorocznymi. Popyt na produkty zbożowe, jak pieczywo czy mąka, zasadniczo w Polsce od lat spada, ponadto oczywiście Polska i Europa zostały zalane ziarnem z Ukrainy – mówi ekspert IERiGŻ.
Ceny skupu zbóż w Polsce w 2023 r. utrzymywały się na niskich poziomach. W listopadzie pszenica była skupowana o 42,6 proc. taniej niż przed rokiem, żyto o 48,5 proc., a kukurydza o 43,5 proc. Producenci tej ostatniej w grudniu dołączyli do protestów przewoźników na granicy polsko-ukraińskiej. Jednym z ich postulatów było wprowadzenie administracyjnych regulacji dotyczących skupu tego gatunku ziarna. Po tym, jak minister rolnictwa Czesław Siekierski poinformował, że Ministerstwo Finansów i premier Tusk zaakceptowali dopłaty do kukurydzy, rolnicy zawiesili protest. Na skup tego ziarna rząd ma przeznaczyć 1,15 mld zł.
Niskie ceny hurtowe ziarna prawdopodobnie nie przełożą się jednak na ceny sklepowe. – Mimo niskich notowań zbóż w punktach skupu na sklepowych półkach tego przełożenia nie widać. Zapewne obniżki „rozmywają” się na pośrednikach. Nie spodziewałbym się, żeby w przyszłym roku miało być inaczej. Być może wyhamują wzrosty, ale spadków cen pieczywa czy mąki raczej nie będzie – ocenia Łopaciuk.
Jak podaje GUS, od stycznia do listopada w ujęciu rocznym ceny makaronów wzrosły w Polsce o 16,7 proc., pieczywa o 15,7 proc., a mąki o 10,9 proc.
Mirosław Marciniak, ekspert rynku zbożowego z firmy InfoGrain, dodaje, że ceny samego surowca nie są najistotniejszym składnikiem cen finalnych produktów. – W przyszłym roku czekają nas podwyżki kosztów energii i pracy. To będą czynniki cenotwórcze istotniejsze niż sam surowiec, którego ceny zapewne pozostaną stabilne w przyszłym roku. Nie widzę więc potencjału, żebyśmy w sklepach zobaczyli spadki cen pieczywa – mówi Marciniak.
Pikujące ceny kukurydzy mogą być natomiast korzystną informacją dla hodowców zwierząt, szczególnie producentów drobiu i żywca wieprzowego. Dzięki dostępowi do tanich pasz – których produkcja jest głównym zastosowaniem kukurydzy w Polsce – mogą obniżać koszty hodowli. Pozycja konkurencyjna polskich producentów mięs się poprawi, dzięki czemu można w przyszłym roku spodziewać się kolejnych korzystnych wyników eksportu, chociażby mięsa drobiowego. Pasza stanowi bowiem ponad połowę kosztów produkcji mięsa. Polska jest jednym z kluczowych producentów drobiu na świecie i trzecim co do wielkości – po USA i Brazylii – eksporterem.
Zdaniem ekspertów w przyszłym roku powoli będzie wygasać wpływ produkcji ukraińskiej na polski rynek zbóż. Przyczynić do tego ma się m.in. skuteczność krajowego embarga oraz wyregulowanie się globalnego i europejskiego rynku po szoku z 2022 r. spowodowanym wybuchem wojny w Ukrainie.
– Ukraina to nadal kluczowy gracz w produkcji zboża, z ogromnymi nadwyżkami produkcji. Głównym kanałem eksportu zboża jest jednak handel morski, a nie kolejowy czy drogowy. Ilość ziarna, która trafia do Polski, jest już znacznie mniejsza, wpływ ukraińskiej produkcji na sytuację u nas spada. Natomiast z racji sąsiedztwa uwarunkowania na tamtejszym rynku nadal będą oddziaływać na nasz – twierdzi Łopaciuk. ©℗