Henryk Kowalczyk przestał być ministrem rolnictwa, ale w rządzie prawdopodobnie zostanie.

Henryk Kowalczyk złożył dymisję tuż przed tym, jak w Pałacu Prezydenckim pojawił się prezydent Ukrainy. W ten sposób PiS starał się zminimalizować polityczne koszty całej operacji. – Dymisja ministra Kowalczyka jest próbą ucieczki, ponieważ PiS nie chciał dopuścić do debaty nad wnioskiem o wotum nieufności, która by wykazała kapitulację polityki rolnej PiS – mówi wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL. Ludowcy zgłosili ostatnio wniosek o wotum nieufności wobec Kowalczyka.

Sam minister, mówiąc o swojej dymisji, obwinił o nią Brukselę. – Złożyłem rezygnację z funkcji ministra rolnictwa i rozwoju wsi, widząc, że podstawowy postulat rolników nie zostanie przez Komisję Europejską spełniony – oświadczył. Chodziło im o wprowadzenie ceł na import zbóż z Ukrainy.

Jego następcą prawdopodobnie zostanie w piątek szef sejmowej komisji rolnictwa Robert Telus. – Kowalczyk nie nadawał się na szefa tego resortu, jest za spokojny, a z rolnikami trzeba krótko i konkretnie – mówi rozmówca z PiS. O dymisji Kowalczyka ostatecznie miały zdecydować słowa, że rolnicy powinni poczekać ze sprzedażą pszenicy na wzrost cen, podczas gdy ceny spadły. PiS nie chciał ryzykować utraty głosów w wiejskim elektoracie.

Opozycja uważa, że dymisja wiele nie zmieni i rolnicze protesty nie ustaną. Tym bardziej że Kowalczyk, który jest także wicepremierem, prawdopodobnie w rządzie pozostanie. – Dymisja Kowalczyka nie zmienia nic, tak samo jak nic nie zmieniła dymisja Dworczyka, obaj nadal są w rządzie. Konsekwencje powinien ponieść nie tylko on, ale także komisarz Janusz Wojciechowski. Natomiast problem został, bo pszenica w Polsce już jest – mówi szef klubu KO Borys Budka.

Kowalczyk odchodzi zaledwie tydzień po tym, jak w resorcie odbyły się obrady okrągłego stołu na temat problemów w rolnictwie. Na tapecie był oczywiście problem zboża z Ukrainy, którego import gwałtownie wzrósł po praktycznym zniesieniu ceł na ukraińskie towary. I według branży rolniczej przyczynił się do gwałtownego spadku cen, które wcześniej, po inwazji Rosji na Ukrainę, poszybowały równie mocno.

Teoretycznie podpisane wtedy porozumienie jest całkowicie satysfakcjonujące dla rolników. Ale wiążą się z nim problemy. Negocjacje toczyły się w atmosferze wzajemnej nieufności. Niemal do końca lista uczestników obrad okrągłego stołu była owiana tajemnicą. Samo spotkanie było zamknięte dla mediów, a jego uczestnikom zabroniono wnoszenia na salę telefonów komórkowych. Kowalczyk tłumaczył to obawami przed działaniami obcych wywiadów, którym miało zależeć na zaognianiu sytuacji w polskim rolnictwie. Tyle że wśród potencjalnych wrogów były już szef resortu rolnictwa wymienił nie tylko Rosjan, lecz także „naszych przyjaciół z Ukrainy” oraz Komisję Europejską.

Ostatecznie po wielu godzinach rozmów strony zawarły porozumienie. Jego głównym punktem był postulat przywrócenia ceł i objęcia kaucją produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Sęk w tym, że Polska, jako członek Unii Europejskiej i uczestnik wspólnego rynku 27 państw, nie może samodzielnie podjąć decyzji o przywróceniu ceł. Rolnicy przy okrągłym stole oczekiwali więc, że Bruksela przywróci cła na towary z Ukrainy, a minister Kowalczyk, składając podpis pod tym postulatem, zgodził się to zrobić, co było misją tyleż ambitną, co nierealną, o czym były już minister rolnictwa doskonale wiedział. Roczne zawieszenie ceł na import z Ukrainy obowiązuje do czerwca i prawdopodobnie zostanie przedłużone. Przeciw jest koalicja państw z naszego regionu: oprócz Polski to Rumunia, Bułgaria, Słowacja i Węgry. Dlatego też Kowalczyk przy okazji swojej dymisji próbował zrzucić odium sytuacji na rynku zboża na Unię.

Protestujący rolnicy niekoniecznie się z tym zgadzają. – Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę kolejnym ministrom rolnictwa na kwestię przepustowości polskich portów. Obecny kryzys zbożowy unaocznił stan możliwości eksportowych naszego kraju. Temu można było zapobiec już dawno temu – powiedział portalowi Farmer.pl Stanisław Kacperczyk, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych. Obecnie terminale zbożowe w polskich portach są w stanie przeładować ok. 10 mln t ziarna rocznie. Dla porównania ukraińskie porty w ostatnim roku przed wojną przeładowały ok. 48 mln t zboża.

To jeden z kilku sygnałów, że porozumienie zawarte przy okrągłym stole nie uspokoiło nastrojów na wsi. Już w poniedziałek wezwanie do protestu przesłała swoim członkom Oszukana Wieś. Ich zdaniem import zboża z Ukrainy, mimo dopiero co podpisanego porozumienia, wzrasta, a nie maleje. Minister odpierał te zarzuty, a ministerstwo niezmiennie zapewnia, że zawarte porozumienie będzie realizowane. ©℗