Przekonanie o hegemonii Prawa i Sprawiedliwości na terenach wiejskich jest właśnie wystawiane na próbę. – Kampania idzie okej, ale z rolnikami dramat – taką refleksją podzielił się z nami ostatnio rozmówca z rządu.

Problem trwa od grudnia 2022 r., gdy zaczęły spadać ceny pszenicy i okazało się, że spodziewane zyski nie będą tak duże, jak liczyli rolnicy. Teraz w „rolniczych internetach” słychać obawy, co będzie po żniwach, skoro dziś magazyny są pełne. Szkopuł w tym, że taka narracja, choć wyrasta z realnego problemu, skleja się z narracją antyukraińską i może czynić ten elektorat podatnym także na inne przekazy suflowane przez Rosjan.

W najtrudniejszej sytuacji znalazł się minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Można wręcz założyć, że gdziekolwiek się teraz nie pojawi, tam dojdzie do jakiejś awantury. Z targów w Kielcach trzeba było go ewakuować przed wściekłością rolników przybyłych na miejsce, a na debacie w Jasionce o przyszłości europejskiego rolnictwa – bronić przed lecącymi w jego stronę jajkami. Główny zarzut oponentów dotyczy tego, że rząd dopuścił, by ukraińskie zboże zalało polski rynek i obniżyło ceny naszego. Cena rzepaku w kilka dni spadła o 300 zł na tonę, do 1800 zł. Minister próbuje załagodzić sytuację. Na ten tydzień zwołał okrągły stół, na który zaprasza organizacje rolnicze, firmy przetwórcze i eksportowe, a nawet niechętną mu Agrounię Michała Kołodziejczaka. Kowalczyk przyznaje, że opróżnienie magazynów zboża jest dziś największym wyzwaniem, ale obiecuje, że wkrótce ułoży się w tej sprawie z Komisją Europejską.

Inne "grzechy" PiS-u

Nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy PiS podpadł polskiej wsi – lub przynajmniej jej istotnej części. Do dziś czkawką partii rządzącej odbija się przecież sprawa piątki dla zwierząt. Aktualnie zaś rolniczy bunt idzie kilkutorowo. Pierwszy nurt to Agrounia, która chce być ujmowana w sondażach i próbuje wejść na polityczne salony, co siłą rzeczy wymaga nieco większej ogłady. Jest też bardziej radykalny nurt, którego reprezentantem jest m.in. stowarzyszenie Oszukana Wieś (to ci od jajek rzucanych w Kowalczyka) czy przedstawiciele rolniczej Solidarności (oni z kolei przyjechali ciągnikami do Szczecina i zorganizowali tam zielone miasteczko). Wreszcie trzeci nurt to przedstawiciele izb rolniczych, którzy zapowiadają zbiorowe pozwy przeciwko rządowi, a straty sektora liczą już w miliardach złotych.

Wiejski elektorat

Jak te niepokoje na wsi mogą rezonować politycznie? Na pewno nie zwiastują rewolucji. Elektorat wiejski to prawie 12 mln wyborców, ale już od dawna nie dominują wśród nich rolnicy. „W latach 2010–2020 udział dochodów z pracy najemnej w ogólnych dochodach mieszkańców wsi wzrósł z 46 proc. do 49 proc., dochodów z tytułu świadczeń społecznych – z 29 proc. do 32 proc., a udział dochodów z działalności rolniczej obniżył się z 13 proc. do niecałych 10 proc.” – można przeczytać w opracowaniu „Polska wieś. Raport o stanie wsi w 2022 roku”. Najwyżej 10 proc. wiejskich wyborców jest zawodowo związanych z rolnictwem, a grupa najbardziej stratna ze względu na wzrost importu, czyli producenci pszenicy, jest jeszcze mniejsza. Z danych GUS wynika, że to niespełna 470 tys. osób.

Nasz rozmówca z PiS wskazuje, że rolnicy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to tzw. latyfundyści (z gospodarstwami powyżej 50 ha), którzy i tak nie popierają PiS. Oni, jak słyszymy, do tej pory raczej głosowali na Polskie Stronnictwo Ludowe, a w obecnej sytuacji mogą być podatni na agitację Konfederacji. Aktywność Konfederacji w tym segmencie potwierdza Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badania Internetu i Mediów Społecznościowych. – Konfederacja dała im proste odpowiedzi na trudne pytania. Jak się zamknie granice, to cena zboża wzrośnie. Konfederacja znalazła grono nowych, dotychczas niezagospodarowanych wyborców. A rolnicy to bardzo duża grupa w mediach społecznościowych, ok. 0,5 mln osób, do których w ten sposób jest łatwo dotrzeć – podkreśla Fedorowicz. Zdaniem naszego rozmówcy z PSL Konfederacja mogła na tym zyskać nawet 1 pkt proc. poparcia. Dlatego ludowcy próbują odzyskać inicjatywę, zgłaszając wniosek o wotum nieufności dla ministra Kowalczyka.

PiS liczy, że lepsze notowania wciąż ma w drugiej grupie, czyli wśród mniejszych rolników (gospodarstwa do 15–20 ha). – Oni raczej nie sieją pszenicy, więc obecny problem ich nie za bardzo dotyka. Tu nie widać tąpnięcia w sondażach, aczkolwiek jest nadwyrężone zaufanie od czasu piątki dla zwierząt. Nie pomaga nam Jan Krzysztof Ardanowski, który zachowuje się nielojalnie wobec własnego obozu – komentuje rozmówca z rządu. Jeśli wierzyć relacjom byłego ministra rolnictwa Jana Ardanowskiego, lider PiS Jarosław Kaczyński miał powiedzieć, że „chłopi są pazerni, da się im parę złotych przed wyborami i na nas zagłosują”. Pomijając ocenę prawdziwości tej anegdoty, przebija się z niej przekonanie PiS, że w swoim mateczniku potrafi zarządzać emocjami i oczekiwaniami wyborców. Ostatnie dni pokazują, że choć obóz rządzący nie straci swojej wyborczej bazy, to w domenie, która była uznawana za pole PiS i PSL, przybył nowy konkurent. ©℗