Zadłużenie branży jest aż o 15 proc. niższe niż w 2020 r. Ale lepsze czasy właśnie się kończą.

Na koniec maja zadłużenie sektora rolno-spożywczego wyniosło 775 mln zł. To o 4 proc. mniej niż na koniec 2021 r. i o 15 proc. mniej niż w 2020 r. – wynika z danych przygotowanych dla DGP przez Krajowy Rejestr Długów. To oznacza, że sektor zniwelował zadłużeniową górkę wywołaną kryzysem pandemicznym. W 2020 r. dług branży zwiększył się o 11 proc. r/r do kwoty niemal 905 mln zł.
– Ostatnie lata pokazują, że sektor jest w stanie się szybko odbudowywać – zaznacza Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. Przed sektorem stoją jednak nowe wyzwania, które mogą spowodować ponowny wzrost zadłużenia. Zwłaszcza że rośnie liczba czynników mających negatywny wpływ na biznes, a co za tym idzie – także na sytuację finansową firm. Dziś to inflacja, która ogranicza popyt, oraz rosnące w związku z wojną w Ukrainie ceny surowców, prądu i nawozów. Adam Łącki mówi, że faktyczny wpływ tych czynników na branżę poznamy za trzy, cztery miesiące.
– Nożyce między kosztami a przychodami coraz bardziej się rozwierają. Pojawiają się trudności ze spłatą kredytów. Firmy próbują się ratować wydłużaniem okresów płatności, kredytami obrotowymi. Do tego niepewność co do ciągłości łańcuchów dostaw, która zmusza producentów do gromadzenia zapasów, co oznacza zamrażanie gotówki – przekonuje Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Eksperci Coface zwracają z kolei uwagę na to, że od wielu miesięcy upada coraz więcej firm rolniczych i handlowych. W I kw. liczba upadłości tego typu przedsiębiorstw wzrosła w porównaniu z analogicznym okresem 2021 r. odpowiednio o 21 proc. i 16 proc. Sklepy i hurtownicy zalegają z płatnościami na 327,2 mln zł, a rolnicy – na 275,9 mln zł. Z kolei przetwórcy żywności mają do uregulowania 171,8 mln zł. A jeśli rolnicy, producenci i dystrybutorzy żywności nie będą płacić sobie nawzajem, przerzucą koszty na klientów końcowych. Przy niskiej rentowności nie pozwolą sobie na dokładanie do biznesu, szczególnie w tak niestabilnych czasach.
– Naciski producentów na handel są coraz większe. Sklepy starają się ograniczać przenoszenie na nich faktycznych kosztów. Robią to, m.in. inwestując w zapasy – komentuje Renata Juszkiewicz, szefowa Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – Obawiam się, że aby wilk był syty i owca cała, konieczne stanie się obniżanie jakości produktów spożywczych przy zachowaniu względnej wartości rynkowej. Na półki sklepowe będzie trafiać coraz więcej gorszej jakościowo żywności – uważa Andrzej Kulik z Rzetelnej Firmy.