Prognozy hydrologiczne są na razie optymistyczne, ale rolnicy zachowują ostrożność

Śnieżna zima przyniosła efekty i – przynajmniej chwilowo – nic nie zapowiada, by w tym roku, tak jak w latach poprzednich groziła Polsce susza na wielką skalę. Deficyty wodne częściowo uzupełniła już stosunkowo deszczowa zeszłoroczna jesień. Ważne z punktu widzenia sytuacji hydrologicznej był też powolny przebieg topnienia pokrywy śniegowej. Korzystny bilans wodny potwierdzają ostatnie pomiary Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Wynika z nich, że pomiędzy 28 a 100 cm głębokości gleby niemal w całym kraju mieszczą się w normach wilgotności. Także wiosną – jak wynika z długoterminowej prognozy instytutu na maj – można spodziewać się stosunkowo częstych opadów. Odbudował się także stan wód podziemnych, który IMGW ocenia jako bezpieczny – problemy w zaopatrzeniu w wodę mają występować w najbliższych miesiącach tylko lokalnie.
– Nawet korzystne warunki hydrologiczne jesienią, zimą i wczesną wiosną nie gwarantują, że w kolejnych miesiącach suszy nie będzie. Po wielkich powodziach 2010 r. przyszedł 2011 r., który zapamiętaliśmy ze względu na historycznie niskie poziomy wód w rzekach. Podobnie może być teraz – zastrzega Grzegorz Walijewski, synoptyk hydrolog z IMGW-PIB. Zagrożenie suszą może wrócić w czerwcu, kiedy spodziewane są wysokie temperatury przy przeciętnym lub niższym od normy poziomie opadów – szczególnie w zachodniej, południowo-zachodniej oraz północno-wschodniej części Polski. Walijewski przyznaje jednak, że na razie prognozy są dosyć optymistyczne. – Widać poprawę, prawdopodobieństwo wystąpienia suszy jest zdecydowanie niższe w porównaniu do kilku ostatnich lat. Maj też zapowiada się raczej deszczowy, choć otwarte pozostaje pytanie o strukturę tych opadów – jeśli będą krótkie i bardzo intensywne, rośnie zagrożenie podtopieniami, a mniej wody zostanie zatrzymanej w glebie. Istotne znaczenie będą miały też temperatura czy prędkość wiatru – mówi DGP ekspert.
Wilgotniejszy 2021 r. ucieszyłby rolników, ale także inne branże korzystające z dużych ilości wody, np. energetykę, która używa jej do chłodzenia elektrowni. Ale Walijewski zwraca uwagę, że nawet utrzymanie się korzystnej sytuacji hydrologicznej nie przesądza do końca o sytuacji na polach uprawnych, na którą oprócz opadów wpływa wiele różnych czynników, takich jak nasłonecznienie, wiosenne przymrozki czy aktywność pasożytów i szkodników.
Także sami rolnicy pozostają ostrożni. – Na razie mamy kwiecień i – ze względu na stosunkowo niską temperaturę – wczesną fazę rozwoju roślin. Na dzień dzisiejszy wody jest wystarczająco dużo, pytanie, co przyniesie maj, który z punktu widzenia wegetacji jest kluczowy. A trzeba dodać, że warstwa orna gleb przesusza się dosyć szybko: jeśli będą wysokie temperatury i silny wiatr, zagrożenie może się pojawić – ocenia prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz. Także przymrozki, które jeszcze w pierwszej połowie kwietnia są czymś w miarę normalnym, już za półtora czy dwa tygodnie mogą stać się problemem choćby dla sadów czy upraw rzepaku. Rolnicy obawiają się też, czy – w obliczu napiętej sytuacji budżetowej związanej z pandemią – mogą liczyć na pomoc rządu w razie, gdyby pogoda zwróciła się przeciwko nim. – Oczywiście każdy ma nadzieję, że plony i ceny skupu dopiszą. Ale zdajemy sobie też sprawę z trudnych realiów w wielu branżach, zagrożeń dla popytu na nasze produkty, w szczególności tych przeznaczonych na eksport. Wciąż nie jesteśmy też za dobrze przygotowani w razie, gdyby susza jednak się pojawiła – w dziedzinie retencji mamy wiele do zrobienia, brakuje też systemów ubezpieczeń, które chroniłyby rolników w razie klęsk żywiołowych – mówi Szmulewicz. W dłuższej perspektywie nadzieję daje za to – według niego – rozwój technologii monitoringu i pomiaru suszy opartej na zdjęciach satelitarnych, które pomogłyby ograniczyć biurokrację związaną z szacowaniem strat i przyznawaniem odszkodowań dla rolników, a co za tym idzie przyspieszyć ich wypłacanie.
Względnie pozytywne na razie perspektywy na 2021 r. nie świadczą również o zmianie długofalowego trendu – tu statystyki są jednoznaczne. Jeszcze kilka dekad temu susza pojawiała się w naszym kraju raz na kilka lat. W ostatnim czasie pojawia się już niemal każdego roku. Wyraźnie rośnie też przeciętna temperatura: w ostatnich 50 latach wzrosła o ponad 1,5 st. C, a ostatnie dwa lata należały do najcieplejszych w historii pomiarów meteorologicznych na ziemiach Polski. W dodatku niekorzystnie zmienia się struktura opadów – coraz więcej jest dni bez opadów, po których następują krótkotrwałe, ulewne deszcze, niesprzyjające odbudowaniu wilgotności gleb. – Trzeba powiedzieć wprost: te zjawiska, podobnie jak fale ekstremalnego gorąca czy nawałnice, nasilają się na skutek wywołanej przez człowieka zmiany klimatu. Mamy dziś w Polsce klimat porównywalny z tym, który jeszcze pół wieku temu charakteryzował Wielką Nizinę Węgierską, a południowo-zachodnia część kraju zaczyna przypominać północne Włochy – mówi Grzegorz Walijewski. ©℗
Problemy z zaopatrzeniem w wodę mają występować tylko lokalnie