„Piątka dla zwierząt” jest dostosowaniem się do rozporządzenia UE. Nie bez znaczenia jest fakt, że w krajach unijnych wzrasta zainteresowanie mięsem pozyskiwanym bez zbędnego cierpienia zwierząt – mówi minister rolnictwa Grzegorz Puda
Pana nominacja jest, obok nominacji Przemysława Czarnka, wskazywana jako swego rodzaju prowokacja. To pan sprawozdawał w Sejmie tzw. ustawę futerkową i jest gorącym zwolennikiem zwiększenia ochrony zwierząt. Rolnicy dziwią się tej nominacji. Czy to nie obciąży pana nowej misji?
Typowe pytanie z tezą. Dlaczego kontrowersyjna? Przyznaję, że mam problem z odpowiedzią, bo nie znam uzasadnienia tej opinii. Ministrem zostałem z nominacji pana prezydenta na wniosek pana premiera! Niektóre środowiska rozpętały wokół ustawy wielką histerię i wielu rolników jej uległo, i to oczywiście jest pewnym obciążeniem. Moją rolą jako ministra jest dążenie do kompromisu, porozumienia. Byłem zwolennikiem poprawek do ustawy i nie ukrywam zadowolenia, że zostały wprowadzone. Jeżeli zaś chodzi o ochronę praw zwierząt, to kieruję się słowami św. Jana Pawła II. Ten wielki Polak przypominał nam, że szacunek do wszystkich istot żywych wynika z chrześcijańskich wartości. „W odniesieniu do widzialnej natury jesteśmy poddani nie tylko prawom biologicznym, ale także moralnym, których nie można bezkarnie przekraczać” – to jego słowa. Jeszcze kilka lat temu, kiedy PiS zapowiadał chęć wprowadzenia takiej ustawy, a było to zanim pojawiły się pseudoekologiczne szalone ideologie, troska o humanitarne traktowanie zwierząt połączyłaby wszystkich, zwłaszcza chrześcijan, i to bez względu na poglądy polityczne. Dziś natomiast mam wrażenie, że niektórzy oddają pole w tej kwestii środowiskom lewicowym. To wielki błąd. Nikt lepiej nie rozumie przyrody, natury jak rolnicy. Bycie rolnikiem to nie tylko zawód, ale też wielka pasja. Tę pasję widziałem i czułem przy każdym spotkaniu z rolnikami. Dlatego jestem pewien, że większość rolników nigdy by się nie zgodziła na taki rodzaj działalności, która wiąże się z cierpieniem zwierząt.
Skąd pomysł na pana jako ministra rolnictwa? Z biogramu zawartego na stronach rządowych nie wynika, by miał pan dużą styczność z kwestiami rolniczymi, może poza faktem, że jest pan absolwentem zootechniki na Akademii Rolniczej w Krakowie. Protestujący rolnicy często podnoszą argument dotyczący braku pańskiego doświadczenia w kwestiach, za które pan teraz odpowiada.
Tak, jestem absolwentem Akademii Rolniczej w Krakowie. Praktyki z zakresu produkcji zwierzęcej, a także warzywnictwa zdobywałem w Polsce i za granicą. Doświadczenie z zakresu zarządzania zdobywałem jako menedżer i ostatnio jako wiceminister w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, a później w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Mam więc wykształcenie branżowe, a zarazem doświadczenie w zarządzaniu. Proszę mi wierzyć, że jest ono bardzo przydatne w kierowaniu ministerstwem. Pan premier właśnie kogoś takiego potrzebował. Dziś, aby skutecznie rozwiązywać wiele problemów, w tym współczesnej wsi, konieczne jest posiadanie rozległej wiedzy z wielu dziedzin. Twierdzenie, że ktoś, kto nie urodził się na wsi, nie jest w stanie jej zrozumieć, tylko utrwala stereotypy oraz bezsensowne podziały i konflikty społeczne na płaszczyźnie miasto – wieś. Zaręczam, że można urodzić się w mieście i doskonale rozumieć, a nawet kochać wieś. Nie bez powodu wybrałem takie, a nie inne studia. Swoją nominację traktuję jako wielkie wyzwanie i przyjmuję z ogromną pokorą. Będę ciężko pracował, aby zrealizować program Prawa i Sprawiedliwości, któremu zaufali rolnicy.
Jak zamierza pan uspokoić nastroje wśród rolników? Na „dzień dobry” przyjechali pod pana resort i wyrzucili słomę, a przez Polskę przetoczyła się fala protestów w związku z ustawą o ochronie zwierząt.
Jestem zwolennikiem poprawek, które Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło do ustawy. Mocno je popierałem. Wiem, że wpłynęło to na uspokojenie nastrojów. Problem jest tylko w tych przypadkach, gdzie niektóre środowiska żądają całkowitego wycofania się z ustawy. Natomiast dla rolników bardzo ważną poprawką było wycofanie uprawnień dla organizacji społecznych i to zrobiliśmy. Tak samo w przypadku uboju rytualnego drobiu, gdzie technika zabijania niewiele się różni od tej tradycyjnej. W MRiRW powstała też komisja, której zadaniem jest wypracowanie sprawiedliwego systemu odszkodowań dla rolników przedsiębiorców, którzy utracą zyski. Ostatnio ktoś wpadł na pomysł obrzucania obornikiem domów posłów. Cóż, taka koncepcja musiała powstać tylko na salonach. Tak zwany gnój to dla rolników bardzo cenny nawóz. Żaden gospodarz nie wymyśliłby czegoś podobnego, bo to jest ogromne marnotrawstwo. Pomysłodawca tego sposobu protestu, wraz z jego wykonawcami, chciał rolników obrazić, poniżyć. Zmarnotrawili cenny nawóz, którego z roku na rok jest coraz mniej, a zmniejszenie nawożenia organicznego powoduje rocznie 2–3-proc. spadek zawartości próchnicy w glebie.
Jak zamierza pan zaradzić negatywnym skutkom ustawy o ochronie zwierząt dla dochodów rolników? Przeciwnicy zapisów dotyczących zwierząt futerkowych twierdzą, że zlikwidowanie hodowli podniesie ceny drobiu nawet o 15 proc.
Musimy odwrócić myślenie i przestać traktować utylizację jako formę pozbywania się odpadów, lecz jako pozyskiwanie surowców wtórnych. Im efektywniej przetwarzamy odpady i pozyskujemy z nich więcej cennych surowców wtórnych, tym bardziej jest to ekonomiczne uzasadnione i korzystne dla samej branży. Świat nie stoi w miejscu. Są już nowe rozwiązania dające nam realne korzyści. Chociażby założenia w zakresie chów–utylizacja– –produkcja wielu surowców: białka wykorzystywanego w przemyśle, tłuszczów technicznych, produkcji karmy dla zwierząt, takich jak psy czy koty i akwakultury, wytwarzanie przetworzonego białka zwierzęcego, biodiesela i energii. Konkretnie mam tu na myśli np. połączenie chowu drobiu z utylizacją odpadów w biogazowniach. Można w ten sposób aktywizować wiele branż, a takie biogazownie mogą być źródłem taniej energii cieplnej. Takie biogazownie już w Polsce istnieją. Są też duże możliwości w zakresie zmniejszenia ilości powstających odpadów, które obecnie są przetwarzane na karmę dla zwierząt. Zwracam też uwagę, że sama produkcja zwierząt futerkowych, gdzie wykorzystywana jest jedynie skóra, powoduje powstawanie dużej ilości odpadów. Natomiast nikt nie mówi dziś o tym, że zwiększenie dobrostanu zwierząt spowoduje spadek padnięć i chorób zwierząt gospodarskich.
Producenci wołowiny i drobiu obawiają się spadku cen wynikającego z ograniczenia eksportu mięsa z uboju rytualnego. Jak i czy resort zamierza zareagować w tej kwestii?
Przypominam, że Polska 27 XII 2012 r. notyfikowała zakaz uboju rytualnego poprzez poinformowanie Komisji zgodnie z art. 26 ust. 1 Rozporządzenie Rady (WE) NR 1099/2009 z dnia 24 września 2009 r. w sprawie ochrony zwierząt podczas ich uśmiercania. Podsumowując: „Piątka dla zwierząt” jest dokładnie dostosowaniem się do rozporządzenia UE. Nie bez znaczenia jest również fakt, że w krajach unijnych wzrasta zainteresowanie mięsem pozyskiwanym bez zbędnego cierpienia zwierząt. Te procesy w postawach konsumentów dotyczące dobrostanu zwierząt coraz bardziej się nasilają, a to konsument ostatecznie decyduje o zakupach na rynku.
Co pan chce załatwić jako minister rolnictwa, proszę wymienić trzy–cztery priorytety?
Zależy mi na wzmocnieniu pozycji rolnika jako producenta, poprzez eliminację zbędnych kosztów pośrednictwa i wzmocnienie lokalnej i polskiej marki żywnościowej. Jednym z ważniejszych problemów jest także niedofinansowanie małych gospodarstw, brak środków na inwestycje i modernizację. Skorzystanie ze wsparcia w ramach Wspólnej Polityki Rolnej najczęściej wymaga sporego wkładu finansowego, na który wielu rolników nie stać. To koniecznie trzeba zmienić. Ważny jest tu także rozwój lokalnego przetwórstwa rolno-spożywczego. Polska, mając tak ogromny potencjał w produkcji rolnej i znaczący udział w europejskim rolnictwie, posiada zaledwie 4,8 proc. wszystkich takich zakładów w UE! W obecnej sytuacji priorytetem jest również zarządzanie ryzykiem, zarówno ekonomicznym, jak i meteorologicznym. Za ważne uważam też niwelowanie różnic społecznych między miastem a wsią. Będę walczył o etos polskiego rolnika. Tak samo o wieś dla młodych. Chcę, aby młodzi ludzie coraz chętniej łączyli swoją przyszłość z wsią. Gospodarstwo rodzinne, które jest konstytucyjną podstawą ustroju rolnego, ze swojej definicji musi mieć następców. Potrzebna jest do tego odpowiednia edukacja i warunki ekonomiczne. W ostatnim czasie w przestrzeni publicznej wiele znanych osób, po przegranych przez opozycję wyborach, w pogardliwy sposób wypowiadało się o ludziach ze wsi. To było oburzające, niesprawiedliwe i cyniczne. Jeżeli chodzi o środowiska wiejskie i miejskie, to chciałbym powiedzieć, że wszystko nas łączy, a miasto wiele mogłoby się nauczyć od wsi, chociażby szacunku dla tradycji.
Co z dopłatami unijnymi? Janowi Ardanowskiemu nie udało się doprowadzić do ich wyrównania, np. z dopłatami, na jakie mogą liczyć rolnicy niemieccy czy francuscy.
To prawda, ale to nie wynikało ze złej woli ministra Ardanowskiego, a raczej trudnych warunków negocjacyjnych. Działania opozycji, która systematycznie szkodzi Polsce w UE, też nie pozostają bez wpływu. Jestem w stałym kontakcie z komisarzem Januszem Wojciechowskim, pracujemy nad odpowiednimi rozwiązaniami. Trwają negocjacje w sprawie WPR i od nich będzie zależeć podział środków. Potrzebne są uzgodnienia w ramach trójkąta: państwa członkowskie, Rada Unii Europejskiej, Parlament Europejski. Ważne, aby istotna część funduszu naprawczego trafiła na wzmocnienie lokalnego przetwórstwa rolno-spożywczego i lokalnego rynku. Dołożę wszelkich starań w ramach moich kompetencji, aby budżet WPR został podzielony sprawiedliwie między państwa członkowskie, a te pieniądze, które przypadną Polsce, zostały skierowane na takie działania, które pozwolą przełamać bariery rozwojowe polskiego rolnictwa. Bardzo ważne będą plany strategiczne. Muszą one zostać sporządzone tak, aby drugi filar WPR był bardziej powszechny. Dotychczas realizowana w Polsce WPR była konstruowana za rządów PO-PSL w latach 2013–2014 r. Należy także dołożyć starań, aby jak najlepiej, najsprawiedliwiej i najpełniej wykorzystać środki z obecnej perspektywy finansowej, która zakończy się najwcześniej w 2021 r.
Co z Narodowym Holdingiem Spożywczym? Do tej pory nie udało się spełnić tej zapowiedzi, czy ona jest jeszcze w ogóle aktualna?
Prace nad Narodowym Holdingiem Spożywczym wciąż trwają. To podmiot, który skonsoliduje aktywa rolno-spożywcze, które są własnością Skarbu Państwa, i pozwoli w bardziej efektywny sposób zarządzać ryzykiem. Będzie to możliwe, jeżeli założenia będą mieć solidne podstawy ekonomiczne, aby nie zaszkodzić małemu przetwórstwu.
Jak COVID wpływa na sytuację rolników i ceny żywności?
Po wybuchu epidemii koronawirusa nie wystąpiły problemy z dostępem konsumentów do żywności. Jednak silne powiązania polskiego sektora rolno-spożywczego z rynkiem Unii Europejskiej, przy jednocześnie niewielkim udziale lokalnego przetwórstwa i zbytu, spowodowały problemy dla rolników. Wiele krajów zachęca swoich konsumentów do kupowania krajowych produktów, wręcz zniechęca do kupowania produktów zagranicznych. My również zachęcamy do kupowania rodzimych produktów. Struktura polskiego przemysłu rolno-spożywczego jest w tej chwili dostosowana do gospodarstw o średniej powierzchni ok. 30 ha. Z tego powodu, zwłaszcza w okresie pandemii COVID, gospodarstwa mniejsze tracą rynek i borykają się z rosnącą presją ze strony obcych dostawców żywności. Konieczne są działania, które sprawią, że o produkty polskich rolników będzie zabiegało coraz więcej przetwórców. Działania, które wzmocnią promocję produktów lokalnych i regionalnych. Rynek lokalny jest rynkiem zbytu dla gospodarstw rodzinnych. Sytuacje kryzysowe niestety sprzyjają wzrostom cen wielu produktów, w tym żywności, dlatego ważne jest utrzymanie odpowiedniego poziomu konsumpcji, ograniczanie pośrednictwa i skracanie odległości producenta żywności od konsumenta. Istotne jest podejmowanie działań, które podniosą atrakcyjność i konkurencyjność polskich produktów, np. warzyw i owoców w stosunku do tych importowanych.