Ostatnie opady spowodowały, że rolnicy deklarują wyższe zbiory, niż wcześniej prognozowano. Nawet mimo to, że burze miejscowo zniszczyły część plonów.
– Prognozujemy, że tegoroczne zbiory będą przewyższać średnią wieloletnią. W przeciwieństwie do ubiegłego roku nie ma obecnie istotnego ryzyka wystąpienia suszy. Warunki pogodowe są dziś bardzo korzystne, może z wyjątkiem północno-zachodniej Polski, która wciąż miejscami boryka się z deficytem opadów – mówi Jakub Olipra, ekonomista i analityk rynków rolnych w banku Credit Agricole. Jego zdaniem obecna sytuacja nie przełoży się na wzrost inflacji. – W przypadku warzyw oceniamy, że w stosunku do zeszłego roku będziemy mieli nawet do czynienia z deflacją. Silny spadek dynamiki cen zostanie odnotowany również w przypadku owoców – dodaje ekonomista. – Ten rok powinien być dobry zarówno dla warzyw kapustnych, jak i korzeniowych. Nic nie zapowiada, abyśmy mieli spotkać się z nadzwyczaj wysokimi cenami jak wcześniej w przypadku pietruszki – mówi Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW).
Mimo kwietniowego braku opadów czy majowych przymrozków tegoroczne plony będą znacznie lepsze od ubiegłorocznych – twierdzi Mirosław Malinowski, prezes Związku Sadowników RP, nawiązując do ubiegłorocznej wyniszczającej suszy. Jak podkreśla Unia Owocowa, dobre zbiory zapowiadają się w Wielkopolsce, na Kujawach i na Lubelszczyźnie.
Nie oznacza to jednak, że wszyscy ten rok zaliczą do udanych. Na Powiślu Lubelskim i Mazowszu odnotowano największe straty, a plony, w zależności od lokalizacji, mogą być na poziomie 50–60 proc.
Dużym problemem jest grad niszczący plantacje i obniżający wartość zbiorów. – Ten sezon jest pod tym względem wyjątkowo obfity. W czerwcu niemalże każdego dnia na Mazowszu grad niszczył uprawy. A praktycznie nie da się przed tym zabezpieczyć – koszty siatek ochronnych to nawet 100–150 tys. zł/ha. Niewielu rolników może sobie na to pozwolić – tłumaczy prezes Związku Sadowników RP.
Pracę utrudnia też nadmiar wody. – Sadownicy z niektórych regionów przyznają, że na ich terenie czerwcowe deszcze były równe półrocznym sumom opadów. Miejscowe podtopienia uniemożliwiły np. zebranie części truskawek – wskazuje Witold Boguta. Jak dodaje, duża wilgotność połączona z wysoką temperaturą sprzyja rozwojowi chorób grzybowych, a przeciw działające im opryski oznaczają wzrost kosztów produkcji. Przez obecną pogodę np. truskawki stały się bardziej podatne na pleśń. Z kolei narażone na zbyt dużą wilgotność owoce zawierają więcej wody i tym samym są mniej atrakcyjnym towarem w skupach. – Część roślin nie rozwijała się wiosną odpowiednio także dlatego, że nie były wykonywane prace pielęgnacyjne – plantatorzy nie byli pewni rynków zbytu i tego, czy będą pracownicy do zbioru. Nie ma jeszcze oficjalnych danych, ale z naszych rozmów wynika, że w tym segmencie zbiory będą niższe o ok. 20–40 proc. – ocenia prezes KZGPOiW.
Dobre plony to dopiero połowa sukcesu – równie ważne jest pozyskanie ludzi do pracy i znalezienie zbytu. Choć przybywa coraz więcej pracowników ze Wschodu, wciąż nie jest to liczba porównywalna do czasu sprzed pandemii. – Nadal odczuwamy niedobór siły roboczej przy truskawkach i jagodach. Sytuacja zapewne nie ulegnie drastycznej zmianie przy zbiorach gruszek i jabłek, dopóki pandemia nadal będzie trwać, a pracownicy będą czuć strach przed przyjazdem do pracy sezonowej. Sytuacja prezentuje się podobnie w innych krajach Europy – we Francji, Włoszech czy w Wielkiej Brytanii – tłumaczy Paulina Kopeć, sekretarz generalna Unii Owocowej.
To, że problemy są również w innych krajach, daje szanse na rozwój eksportu. Nie uda się jednak nadrobić tego, czego nie sprzedano podczas lockdownu. – Popyt za granicą może być dość zróżnicowany w zależności od rodzaju produkcji. W przypadku zbóż sytuacja jest stabilna, a polscy eksporterzy silnie skorzystali w pierwszej fazie pandemii z podwyższonego popytu. O wiele gorzej sytuacja wygląda w innych segmentach – przede wszystkim za sprawą mniejszych obrotów w zagranicznych restauracjach czy hotelach, gdzie trafiała znaczna część polskiego eksportu. Dotyczy to zwłaszcza droższych produktów, np. wołowiny, w przypadku których popyt został dodatkowo osłabiony przez pogorszenie sytuacji finansowej gospodarstw domowych.