Ministerstwo Rolnictwa chce, by ubezpieczenia rolne były jak najbardziej powszechne, ale nie obowiązkowe, bo części gospodarstw nie stać na płacenie składki - powiedział wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki.

Tematem środowego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa były straty w sadach spowodowane wiosennymi przymrozkami, a także sprawa ubezpieczeń rolnych. Chodzi o straty, które powstały w połowie kwietnia. Według resortu rolnictwa, na skutek przymrozków największy uszczerbek poniosły drzewa owocowe, truskawki oraz uprawy rzepaku.

Jak poinformował Bogucki, obecnie trwa szacowanie szkód. Specjalnie powołane do tego celu komisje pracują w 115 gminach. Do 4 maja stwierdzono szkody w ok. 2,4 tys. gospodarstw na obszarze ponad 8,3 tys. hektarów.

Wiceminister zauważył, że w tym tygodniu wystąpiły kolejne spadki temperatury, które mogły spowodować kolejne straty. Zaznaczył, że komisje na oszacowanie strat mają dwa miesiące.

Na podstawie protokołu strat rolnik może ubiegać się m.in. o preferencyjny kredyt klęskowy lub też uzyskać ulgę w niektórych opłatach np. w podatku rolnym.

Obecni na komisji przedstawiciele sadowników podkreślali, że w związku z wystąpieniem klęski potrzebna jest pomoc ze strony państwa, pytali jakie działania w tej sprawie przewiduje resort rolnictwa. Ponadto wiele osób sygnalizowało brak możliwości ubezpieczenia sadów. Według sadowników, zakłady ubezpieczeniowe w kwietniu były nieprzygotowane i nie można było wykupić polisy.

Od 1 kwietnia obowiązują nowe przepisy ubezpieczeniowe, które przewidują m.in. 65-proc. dopłatę do składki ubezpieczenia.

Jan Madej ze Stowarzyszenie Sadowników RP zwrócił uwagę, że protokoły szacowania strat są zbyt skomplikowane i należy je uprościć. Postulował też przedłużenie terminu oceny strat w sadach do końca czerwca, "bo wtedy będzie je można w pełni ocenić".

Natomiast Piotr Zieliński, także ze Stowarzyszenia Sadowników RP poinformował, że jego organizacja proponuje utworzenie funduszu klęskowego, który by pomagał rolnikom w przypadku wystąpienia klęski. System ten miałby być powszechny i miałby działać na zasadzie wzajemnej pomocy. Składkę miałby opłacać każdy rolnik, który otrzymuje dopłaty bezpośrednie.

Zauważył, że ubezpieczeniem rolnym chcą zajmować się tylko nieliczne firmy ubezpieczeniowe. "Oferta jest tylko po to, by była, ale jest taka, by polisy nie sprzedawały się" - mówił. Dodał, że proponowany fundusz mógłby uniezależnić rolników od firm ubezpieczeniowych.

Podobnie uważa Robert Telus (PiS), który wskazywał, że firmy ubezpieczeniowe wykorzystują rolników dyktując swoje warunki.

Przedstawiciel Polskiej Izby Ubezpieczeń także był zadania, że konieczna jest zmiana obecnego systemu. Jego zdaniem, powinien on być korzystny zarówno dla rolników jak i dla zakładów ubezpieczeniowych, jednak wypracowanie nowego systemu będzie trudne i długotrwałe. Dodał, że podobne problemy z ubezpieczeniami rolnymi występują w innych krajach.

Zdaniem posła Zbigniewa Ajchlera (PO), system ubezpieczeń rolnych powinien być powszechny z niską składkę i prosty. Zwrócił uwagę, że dotychczas nie udało się znacząco zwiększyć areału ubezpieczonych upraw. Według unijnych przepisów powinna być ubezpieczona połowa gruntów rolnych od co najmniej jednego ryzyka. W Polsce jest ok. 14 mln ha ziemi ornej, a ubezpieczone jest tylko nieco ponad 2 mln ha.

Wiceminister Bogucki stwierdził zaś, że dotychczas resort rolnictwa nie rozważał wprowadzenia obowiązkowego ubezpieczenia, a jedynie opowiadał się za jego powszechnością, ale jeżeli będą takie postulaty rolników, to rozważy tę sprawę.

Poinformował też, że w ubiegłym roku towarzystwa ubezpieczeniowe poniosły straty. Wypłaciły odszkodowania w wysokości 658 mln zł, a składki rolników wraz z dotacją państwową były na poziomie 370 mln zł. Natomiast w latach 2012-2016 odszkodowania wyniosły 1,96 mln zł, a składki - 1,83 mln zł.