Podpisanie współautora na stronie tytułowej, a nie zewnętrznej okładce, nie oznacza próby zatajenia jego roli w powstaniu książki – uznał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Książki firmowane przez celebrytów cieszą się sporym zainteresowaniem czytelników. Nie wszyscy mają jednak pióra na tyle lekkie, by samemu pokusić się o ich napisanie. Wiele gwiazd nie ma też na to po prostu czasu. Wówczas z pomocą przechodzą ghostwriterzy, czyli pisarze godzący się na pozostanie w cieniu, którzy pomagają napisać książkę (bądź też nawet piszą ją całkiem samodzielnie, na podstawie dostarczonych materiałów).
W taki też sposób powstała wydana w 2007 r. książka będąca połączeniem poradnika ze wspomnieniami znanej aktorki teatralnej, filmowej i telewizyjnej. Artystka spotykała się z profesjonalną pisarką, a ta na podstawie rozmów, wymiany e-maili i otrzymanych tekstów pisała książkę. Pisarka zawarła z wydawcą umowę o dzieło, w której zobowiązywała się do napisania książki, przeniosła też na wydawcę autorskie prawa majątkowe i z tytułu praw pokrewnych.
Współpraca układała się pomyślnie, aż do momentu wydania książki i rozpoczęcia jej promocji. Na okładce znalazło się zdjęcie oraz imię i nazwisko samej aktorki. Powtórzono je na stronie tytułowej, gdzie znalazło się także imię i nazwisko pisarki. Ta ostatnia miała pretensje o to, że jej nazwisko nie zostało wskazane na plakatach reklamujących książkę. Także w recenzjach publikowanych w prasie często poprzestawano na podaniu nazwiska samej aktorki. Czarę goryczy przepełniło spotkanie z czytelnikami. Choć pisarkę wymieniono podczas niego jako współautorkę, to nie została zaproszona na scenę, tylko siedziała wśród publiczności.
Dodatkowo spór zaognił brak notki biograficznej pisarki w samej książce, której zamieszczenie ustalono w umowie. Aktorka tłumaczyła później, że bezskutecznie czekała na przesłanie tej noty przez pisarkę. Ostatecznie zdecydowała się opublikować w prasie ogłoszenie zawierające notę biograficzną współautorki, została ona również zamieszczona na okładce drugiego wydania.
Pisarka uznała jednak, że zarówno wydawnictwo, jak i sama aktorka próbowały zataić jej współautorstwo i wniosła pozew przeciwko nim domagając się m.in. zakazania obrotu książką, przeprosin, a także zaoferowania czytelnikom i bibliotekom wymiany egzemplarzy. Dodatkowo zażądała zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. zł.
Sądy obydwu instancji uznały jednak, że wystarczające było wskazanie współautorstwa na stronie tytułowej, nawet mniejszą czcionką niż nazwiska samej aktorki.
„Bezspornie każdy egzemplarz przedmiotowej książki zawiera stronę tytułową (okładkę wewnętrzną), a na niej ponad tytułem utworu widnieją dwa nazwiska: pozwanej i powódki. Ujawnienie autorstwa na stronie tytułowej zostało uzgodnione przez strony umowy o dzieło. Nie można wobec tego zgodzić się z zarzutem powódki, że naruszono jej prawo osobiste do oznaczenia dzieła jej nazwiskiem” – zauważył Sąd Apelacyjny w Warszawie w opublikowanym przed kilkoma dniami uzasadnieniu wyroku oddalającego apelację powódki.
Zdaniem składu orzekającego pisarka musiała liczyć się z tym, że siła marketingowa książki leży w rozpoznawalności nazwiska i wizerunku aktorki. Co istotne, sama zgodziła się w umowie na ujawnienie autorstwa na stronie tytułowej i nie zastrzegła obowiązku wskazania jej nazwiska na okładce. Powinna więc mieć świadomość, że część mniej wnikliwych czytelników czy nawet recenzentów uzna bohaterkę książki za jedyną autorkę.
„Nie zmienia to jednak faktu, że każda osoba zainteresowana taką literaturą, która wzięła do ręki wskazaną książkę, miała sposobność dowiedzenia się, że jest to pozycja, która ma dwie autorki” – zaznaczył sąd.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie, sygn. akt I ACa 1432/15