Jej zdaniem choć celem noweli jest m.in. zwiększenie otwartości i dostępu do dzieł, to realizacja tych wartości nie może wypaczyć sensu całej ustawy.
Pracom nad nowym prawem towarzyszył spór pomiędzy tzw. otwartystami, czyli rzecznikami jak najszerszego i możliwie nieograniczonego dostępu do dóbr kultury i nauki oraz reprezentantami twórców. Chodziło przede wszystkim o zakres ochrony prawnoautorskiej i tzw. dozwolonego użytku, czyli wyjątkowe sytuacje, w których prawo zezwala na korzystanie z cudzej twórczości bez zgody autora i bez zapłaty wynagrodzenia, np. prawo do zacytowania cudzego dzieła w swoim utworze, czy wykorzystywania go w procesie nauczania lub informowania.
Według Śledzińskiej-Katarasińskiej spór ten ma charakter "permanentny". Jej zdaniem uchwalona nowela próbuje jednak równoważyć racje obu stron. Podkreśliła, że np. wyjątek edukacyjny, (czyli prawo do bezpłatnego i bezlicencyjnego wykorzystania dzieł, np. filmów, książek czy artykułów prasowych w procesie nauczania) został rozszerzony i doprecyzowany.
"Uregulowano także sytuacje, które do tej pory nie były uregulowane, np. kwestia przytaczania mów, wykładów czy kazań, bardzo poszerzono prawo cytatu" - wymieniała Śledzińska-Katarasińska. Nowela pozwala bowiem np. korzystać w celu informacjnym z przemówień politycznych i mów wygłoszonych na publicznych rozprawach, a także fragmentów publicznych wystąpień, wykładów oraz kazań. Pozwala też wprost na przytaczanie w całości utworów plastycznych czy fotograficznych w celu zilustrowania nauczania.
"Nowelizacja tak naprawdę ma na celu implementację kolejnej dyrektywy UE, mówiącej o postępowaniu z dziełami osieroconymi, bądź nie znajdującymi się do tej pory w obrocie handlowym. Możliwość wprowadzenia do domeny publicznej tych bardzo często przebogatych zasobów znajdujących się w zbiorach różnych instytucji kulturalnych jest z punktu widzenia odbiorców fantastycznym prezentem" - dodała posłanka.
"Mamy więc ukłon w stronę użytkowników, a z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, że te rozszerzenia nie są bezwarunkowe i dobrze chronią prawa twórców" - podkreśliła Śledzińska-Katarasińska.
Według posłanki środowiska "otwartystów" nie są zadowolone z zaproponowanych rozwiązań m.in. dlatego, że mają - trudną dla niej osobiście do zaakceptowania - wizję ochrony praw autorskich w internecie.
"To po części spór o to, czy internet to takie miejsce, gdzie każdy w dowolnym czasie i miejscu może sięgnąć po każdy utwór, czy jednak ci, którzy te dzieła wytworzyli, mają też swoje prawa" - powiedziała posłanka PO.
Jej zdaniem obecna nowelizacja ani nie poprawia, ani nie pogarsza samej ochrony praw autorskich w internecie.
"W tej chwili prawa autorskie w internecie są łamane permanentnie. Nie chodzi przy tym o umieszczanie tam dzieł, bo są twórcy, którzy się bardzo z tego cieszą. Ale o to, że dzięki cudzym utworom wiele firm i serwisów internetowych zarabia ogromne pieniądze z reklam, a nie ma zamiaru się w żaden sposób podzielić tymi zarobkami z twórcami" - podkreśliła.
"Bezprawnie i nieetycznie działających serwisów jest tak dużo, że zwykły użytkownik nawet nie wie, czy coś jest nielegalne, czy nie" - dodała posłanka.
Jej zdaniem mimo wszystko stosunek do przestrzegania Prawa autorskiego powoli się w Polsce zmienia.
"Polacy na początku zachłysnęli się wolnością w sieci, i nikt im nie mówił, że nie wszystko wolno i nie jest to bezpłatne okno na świat, i że są pewne reguły. Zresztą Prawo autorskie było u nas w absolutnych powijakach. Teraz użytkownicy internetu zaczynają sobie uświadamiać, że nie jest to wszystko takie proste" - oceniła Śledzińska-Katarasińska.
"Borykam się z prawem autorskim od 1993 roku i moim zdaniem nasza ustawa dojrzała do całościowego przeglądu i napisania go zupełnie od nowa, z uwzględnieniem internetu. Choć protest wokół ACTA sprawia, że każdy boi się dotknąć tego tematu" - dodała.
Jej zdaniem swój stosunek wynagrodzeń autorskich będą musieli zmienić także sami twórcy.
"Po pierwsze muszą zrozumieć, że lepszy jest mały zysk i duży obrót niż na odwrót. Takie są prawa rynku. U nas zbyt często opłaty licencyjne są zbyt wysokie, wręcz zaporowe, na czym tracą wszyscy. Poza tym twórcy powinni wykazywać się większą aktywnością - zwłaszcza w internecie. Działać samodzielnie, bez pośredników. To da im większą kontrolę nad tym, co trafia do sieci i na jakich zasadach" - podsumowała. (PAP)