Kiedy na czyjś profil w portalu społecznościowym wchodzi 100 tys. osób, to na pewno nie z powodu związku osobistego. Trudno więc mówić o dozwolonym użytku prywatnym cudzego utworu - mówi Michał Błeszyński.
Kiedy na czyjś profil w portalu społecznościowym wchodzi 100 tys. osób, to na pewno nie z powodu związku osobistego. Trudno więc mówić o dozwolonym użytku prywatnym cudzego utworu - mówi Michał Błeszyński.
/>
Michał Błeszyński, radca prawny z Kancelarii Błeszyński i Partnerzy Radcowie Prawni
Jak wygląda dozwolony użytek, czyli możliwość korzystania z utworów za darmo i bez wiedzy właściciela praw autorskich, w wypadku internetowych wydań gazety?
Podstawowym warunkiem jest, by takie korzystanie nie godziło w słuszne interesy twórcy. Należy pamiętać, że wszelkie formy dozwolonego użytku to sytuacje wyjątkowe względem generalnych zasad, zgodnie z którymi twórca czy właściciel autorskich praw majątkowych dysponuje nimi.
W efekcie, by móc korzystać z utworu w jakikolwiek sposób, także na własnym portalu internetowym, trzeba uzyskać zgodę uprawnionego. Wyjątki od tej generalnej zasady, określone w przepisach dotyczących dozwolonego użytku jako reguły szczególne, muszą być rozumiane ściśle.
Niedozwolona jest bowiem wykładnia rozszerzająca sytuacji wyjątkowych.
Przykładowo jeżeli brać pod uwagę dozwolony użytek prywatny, na który przepisy pozwalają osobom pozostającym w związku osobistym, czyli pokrewieństwa, powinowactwa lub w stosunku towarzyskim – nie jest możliwe przyjęcie, że z taką formą eksploatacji mamy do czynienia przy rozpowszechnianiu utworów w sieciach społecznościowych, mimo że niektórzy próbują wykazywać, że jest to jedna wielka rodzina.
Mówienie o stosunku towarzyskim w takich wypadkach również jest dużym nadużyciem. Kiedy bowiem na czyjś profil wchodzi 100 tysięcy osób, to na pewno nie z powodu związku osobistego. Reasumując – każdy, kto używa na swoim portalu cudzego utworu, generalnie powinien uzyskać zgodę twórcy (czy wydawcy).
Ta zaś przeważnie połączona jest z ustaleniem wynagrodzenia.
Prawo do cytowania należy już do dziedziny określanej jako dozwolony użytek publiczny?
Tak. Trzeba jednak pamiętać, że przytaczać we własnych utworach można urywki cudzej twórczości i drobne utwory w całości, lecz jedynie w zakresie uzasadnionym wyjaśnieniem, prawami gatunku czy analizy krytycznej. Można więc napisać, że zdaniem pana X jest tak i tak, ale ja się z tym nie zgadzam. Wolno również zamieszczać utwory w celach dydaktycznych w podręcznikach, wypisach i antologiach.
W tych sytuacjach jednak twórcy przysługuje wynagrodzenie. Generalnie dozwolony użytek nie łączy się z koniecznością zapłaty, chyba że obowiązek taki określa wprost ustawa. Wszystkie inne sposoby przytaczania cudzej twórczości wykraczają poza zakres cytowania i wymagają zgody twórcy.
Dodatkowo pamiętać należy, że cytując, trzeba wymienić imię i nazwisko twórcy oraz źródła cytatu.
Jak więc kwalifikować sytuację, w której ktoś zakłada sobie stronę internetową, na którą przekleją artykuły z prasy?
Wolno rozpowszechniać w celach informacyjnych sprawozdania o aktualnych wydarzeniach. Podobnie jeżeli są to rozpowszechnione artykuły na tematy polityczne, gospodarcze czy religijne, co do których nie zostało zastrzeżone, że ich dalsze rozpowszechnianie jest zabronione.
Wówczas także wolno stosować szczególne zasady dotyczące dozwolonego użytku. Gdyby natomiast na stronie internetowej gazety, na której zamieszczono artykuł, widniał komunikat, że nie można go dalej rozpowszechniać albo że możliwe jest to wyłącznie za zgodą wydawcy, to wtedy nie można powoływać się na dozwolony użytek.
W najlepszym razie trzeba wówczas pytać gazetę o zgodę na ponowne opublikowanie tekstu gdzie indziej.
A gdyby ktoś założył sobie stronę, na której prowadziłby poradnictwo i przeklejałby na niej artykuły lub duże ich fragmenty z cudzej gazety?
Gdyby używał wprost cudzych tekstów, których nie można zakwalifikować do sprawozdań o aktualnych wydarzeniach, łamałby prawo. W szczególności przekraczałby granice dozwolonego użytku.
Czy jeśliby osoba powielająca na swoim portalu cudze treści podała źródło, również przekroczyłaby granicę cytatu?
Także wtedy mielibyśmy do czynienia z naruszeniem. Zupełnie inną sprawą jest to, że w internecie cytujący często nie podają źródła i w ten sposób stwarzają wrażenie, że to oni są autorami przytaczanego materiału.
Tymczasem niepodanie źródła cytowania nawet wtedy, kiedy możliwa jest eksploatacja utworu na zasadach dozwolonego użytku, jest naruszeniem.
Zanim pirat usunie skopiowaną nielegalnie treść, wydawca lub twórca traci krocie.
Osoby naruszające prawo w internecie często wykorzystują możliwość dotarcia do bardzo dużej liczby odbiorców w niezwykle krótkim czasie. Żeby więc można było skutecznie przeciwdziałać takim naruszeniom, trzeba stworzyć szczególne regulacje uwzględniające specyfikę internetu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama