Na walce z internetowym piractwem zaczyna wyrastać całkiem dochodowy biznes.
Firmy wprowadzają pierwsze specjalne aplikacje do monitorowania internetu i wyszukiwania nielegalnych kopii książek. Miesięczna opłata za skorzystanie z takiego monitoringu to kilkaset złotych.
Firma Plagiat.pl do niedawna specjalizowała się we współpracy z uczelniami. Od 2002 roku udostępnia narzędzie, pozwalające sprawdzać oryginalność prac licencjackich, magisterskich i prac pisanych przez studentów. Teraz rozszerzyła swoją ofertę – zaczęła współpracę z wydawcami, na zlecenie których monitoruje internet i wyszukuje nielegalnie publikowane książki. Z jej aplikacji BookWatch – Antypiracki Monitoring Książek – korzysta 10 wydawnictw.
Nie jest to jednak jedyna taka usługa na rynku. Kilka miesięcy temu zaczęła działać firma Princix, która oferuje specjalny system wykrywania naruszeń i ochrony praw autorskich pozwalający przeglądać materiały o znacznej objętości, a więc przede wszystkim rozpowszechniane w internecie książki. Jak ustalił „DGP”, nad własnym systemem tego typu pracuje także Polska Izba Książki.
Wydawców chętnych do skorzystania z podobnych programów nie brakuje, bo straty ponoszone przez nich w wyniku piractwa internetowego są coraz większe. – Od jakiegoś czasu sami szukaliśmy w sieci naszych książek. Efekt tego przeczesywania był na tyle istotny, że skłonił wydawnictwo do podpisania umowy z Plagiat.pl na stały monitoring sieci – opowiada Maria Czarnota z Polskiego Wydawnictwa Ekonomicznego. – Co miesiąc otrzymujemy ogromną liczbę linków z nielegalnymi publikacjami – dodaje.
PWE specjalizuje się w podręcznikach akademickich i książkach naukowych o profilu ekonomicznym, biznesowym i marketingowym. To literatura specjalistyczna – nakłady sięgają co najwyżej kilku tysięcy egzemplarzy. – I dla takich właśnie wydawnictw straty ponoszone w wyniku nielegalnego publikowania ich książek w internecie są najbardziej dotkliwe – mówi Krzysztof Gutowski, zarządzający nowym projektem BookWatch. – Zdarzało nam się znajdować takie specjalistyczne ksiązki z oficjalnym nakładem kilkuset egzemplarzy pobierane po kilkanaście tysięcy razy – dodaje.
Po odnalezieniu w internecie nielegalnej kopii książki firmy monitorujące lub sami wydawcy zgłaszają się do serwisu, w którym umieszczono plik z wnioskiem o jego usunięcie. – I trzeba przyznać, że administratorzy się nie uchylają. Po prostu wiedzą, że to jest ich obowiązek – przyznaje Gutowski.
A takich wniosków jest coraz więcej. Największy serwis, na którym internauci umieszczają przeróżne pliki – Chomikuj.pl – do tej pory otrzymał koło 50 tys. zgłoszeń o naruszeniu regulaminu i na ich podstawie zablokował dostęp do 10 mln plików – z tego 3,5 mln zablokowano w ostatnim roku.
OPINIA PRAWNA
Marek Trojnarski, prawnik w CMS Cameron McKenna
W prawie autorskim przyjmuje się, że ściąganie utworów autorskoprawnych z internetu jest objęte dozwolonym użytkiem i nie stanowi naruszenia prawa. Z większym ryzykiem wiąże się natomiast udostępnianie utworów w internecie. Zakres dozwolonego użytku ogranicza się do osób pozostających w związku osobistym (np. towarzyskim). Udostępnienie utworu innym użytkownikom wykracza poza ten użytek. W razie naruszenia tej zasady właścicielowi praw autorskich przysługują m.in. roszczenia o zaniechanie praktyk przez użytkownika sieci, usunięcie jego skutków czy naprawienie szkody. W ostatnim przypadku może zażądać np. zapłaty dwukrotności, a przy zawinionym naruszeniu – nawet trzykrotności wynagrodzenia za korzystanie z utworu.