Przepisy unijne nie wymagają, aby serwisy takie jak YouTube podawały e-mail, numer telefonu czy IP internauty, który narusza prawa autorskie – uznał rzecznik generalny TSUE.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma odpowiedzieć na pytania zadane przez niemiecki sąd. Toczy się przed nim spór zainaugurowany przez Constantin Film AG, niemieckiego producenta i dystrybutora filmowego. Posiada on m.in. prawa do filmów „Parker” oraz „Straszny film 5”, które zostały bezprawnie udostępnione przez użytkowników platformy YouTube. Zanim zablokowano dostęp do nich, zdążyło je obejrzeć kilkadziesiąt tysięcy osób.
Niemiecki dystrybutor chciałby pozwać o naruszenie swych praw autorskich użytkowników, którzy zamieścili wspomniane filmy. Żeby jednak to zrobić, musiałby ustalić ich tożsamość. Ułatwić mogłyby to dane podawane podczas zakładania konta na platformie YouTube. Każdy musi wskazać adres e-mail, jeśli zaś chce zamieszczać filmy trwające dłużej niż 15 minut, to także numer telefonu, na który jest wysyłany kod aktywacyjny. Wskazania właśnie tych danych oraz dodatkowo adresu IP, z którego łączyli się, zażądał Constantin Film AG od Google’a, właściciela platformy YouTube.
Sprawa trafiła do niemieckiego sądu, który w I instancji oddalił powództwo, a w II częściowo je uwzględnił. Bundesgerichtshof, czyli federalny trybunał sprawiedliwości, do którego skargi złożyły obydwie strony, postanowił poprosił o zajęcie stanowiska Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Choć bowiem pozew o nakazanie ujawnienia wspomnianych danych o użytkownikach opierał się na niemieckim prawie, to chodziło o przepisy implementujące unijną dyrektywę 2004/48/WE w sprawie egzekwowania praw własności intelektualnej. W art. 8 wymaga ona, aby sądy mogły nakazywać podanie informacji na temat pochodzenia towarów lub usług naruszających prawo własności intelektualnej, w tym nazwy i adresy naruszycieli (patrz: grafika).

Pozytywizm prawniczy

Spór tak naprawdę sprowadza się do ustalenia czy adres, o którym mowa w dyrektywie, można traktować nie tylko jako klasyczny adres, ale również jako adres e-mail, adres IP czy numer telefonu. Rzecznik generalny Henrik Saugmandsgaard Øe w wydanej w minionym tygodniu opinii nie ma najmniejszych wątpliwości, że numeru telefonu nie da się w żaden sposób podciągnąć pod adres czy nazwisko osoby bezprawnie umieszczającej filmy w sieci. Uznał nawet, że jest to na tyle oczywiste, że nie wymaga uzasadnienia.
Zdaniem rzecznika również adres e-mail i adres IP nie mieszczą się w pojęciu „adresu” użytym w dyrektywie. Wynika to już z potocznego znaczenia „adresu”, czyli po prostu danych wskazujących, gdzie dane miejsce się znajduje. Wnioski te potwierdza także analiza innych przepisów unijnych. Tam, gdzie prawodawca chciał przywołać adres e-mail lub adres IP, uczynił to w sposób jednoznaczny. Wykładnia ta współgra również z interpretacją historyczną. Komisja Europejska stwierdziła, że pracując nad dyrektywą, nie zamierzano odnosić adresu do danych internetowych.
Wyrok TSUE nie musi być zgodny z opinią, jeśli jednak sędziowie zgodzą się ze stanowiskiem rzecznika, będzie to oznaczać utrzymanie się pewnego status quo.
– Opinia rzecznika jest ciekawa dla prawników, natomiast nie będzie miała raczej wpływu na praktykę. Dla prawników jest ciekawa ze względu na pojawiający się w niej wątek dyskusji pomiędzy zwolennikami dynamicznej wykładni przepisów prawa a zwolennikami pozytywizmu prawniczego – mówi Tomasz Zalewski, partner w kancelarii Bird & Bird.
I wyjaśnia, że dynamiczna wykładnia prawa uwzględnia rozwój technologii, rynku i zachowań społecznych i w rezultacie dostosowuje znaczenie przepisów do zmieniających się uwarunkowań. Z kolei zwolennicy pozytywizmu prawniczego uważają, że przepis należy interpretować przede wszystkim w świetle celu, jaki przyświecał ustawodawcy w momencie uchwalania przepisu.
– Moim zdaniem opinia rzecznika, który wyraźnie opowiedział się przeciwko wykładni dynamicznej, jest w tym przypadku trafna. Dynamiczna wykładnia przepisów prawa jest uzasadniona, jeśli służy zapewnieniu realizacji tego samego celu ustawodawcy w zmienionych warunkach, a nie realizacji innego celu. Skoro uchwalając w 2004 r. dyrektywę, ustawodawca ograniczył się do wskazania tylko nazw i adresów producentów jako informacji, których może żądać uprawniony, mimo że przecież pojęcia takie jak adres e-mail i IP były już znane, to oznacza, że te ostatnie nie są objęte zakresem uprawnienia – argumentuje Tomasz Zalewski.

Polskie regulacje

Są także prawnicy, których opinia rozczarowała.
– Podejście przedstawione przez rzecznika jest, delikatnie mówiąc, niezrozumiałe, uniemożliwia bowiem identyfikację naruszycieli, a tym samym, mówiąc wprost, sprzyja piratom. Celem dyrektywy jest stworzenie spójnego i realnego systemu umożliwiającego ochronę praw własności intelektualnej. Interpretacja zaprezentowana przez rzecznika powoduje, że taka ochrona jest iluzoryczna – komentuje Zbigniew Krüger, adwokat z kancelarii Krüger & Partnerzy.
Nawet jeśli wyrok będzie zgodny z opinią, to nie oznacza, że prawo krajowe nie może pozwalać na wysuwanie roszczeń o wskazanie informacji takich jak adres e-mail, IP czy nawet numer telefonu. Wynika to z art. 8 ust. 3 dyrektywy. Różnica jest taka, że zgodnie z interpretacją rzecznika dyrektywa pozwalałaby na takie przepisy, a nie wymagała ich wprowadzenia.
Polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1231 ze zm.) przewiduje rozwiązanie, które jest pomocne w ustaleniu tożsamości piratów.
– Na podstawie art. 80 ust. 1 pkt 3 ustawy można żądać zobowiązania przez sąd osoby innej niż naruszający (ale powiązanej z naruszeniem) do udzielenia informacji, które mają znaczenie dla roszczeń uprawnionego, a dotyczą między innymi sieci dystrybucji towarów lub usług naruszających autorskie prawa majątkowe. Na tej podstawie sądy nakazują dostawcom internetu przekazanie danych osobowych sprawców niezbędnych do dochodzenia roszczeń, czyli ich imienia, nazwiska i adresu zamieszkania – zwraca uwagę Paweł Mazur z kancelarii Głowacki i Wspólnicy.
– Ustalenie dodatkowo adresu IP lub adresu e-mail użytkownika zwykle nie jest konieczne do dochodzenia roszczeń, chyba że stanowi środek do ustalenia tych niezbędnych danych – dodaje prawnik.

Orzecznictwo

Opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2 kwietnia 2020 r. w sprawie C-264/19
DGP