MSZ twierdzi, że to unijne przepisy nie pozwalają ujawnić treści skargi na dyrektywę o prawach autorskich. Eksperci przekonują, że decyzja należy do resortu.
Informacja o tym, że Polska częściowo zaskarżyła dyrektywę o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, obiegła media w wielu krajach Unii Europejskiej. Nic w tym dziwnego – przepisy te wzbudziły wiele kontrowersji. Ich krytycy uważają, że skutkiem wprowadzenia nowego prawa będzie obowiązek filtrowania treści i usuwania tych, które mogą naruszać prawa autorskie. To zaś jest postrzegane jako forma cenzury.
Z prośbą o udostępnienie treści skargi wystąpili nie tylko dziennikarze, lecz także organizacje pozarządowe, które były aktywne podczas prac nad dyrektywą. Dysponentem jest tutaj Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gdyż to ono wnosi skargi dotyczące prawa unijnego. MSZ uważa, że przepisy nie pozwalają mu na ujawnienie treści dokumentu. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej również odmówił jego udostępniania „w trosce o właściwy przebieg toczących się przed nim postępowań”. Jednocześnie zasugerował, że skargę może ujawnić MSZ i poradził, by do niego zwrócić się ze stosownym wnioskiem.

Unijne orzecznictwo

Resort spraw zagranicznych powołuje się na unijne regulacje i orzecznictwo TSUE, które jego zdaniem nie tylko nie pozwalają, ale wręcz zakazują upublicznienia dokumentów składanych w ramach postępowań przed unijnym trybunałem. Odsyła do wyroku TSUE z 21 września 2010 r. w sprawach połączonych C 514/07 P, C 528/07 P i C 532/07 P.
„Pisma złożone przed Trybunałem w ramach postępowania sądowego mają szczególny charakter ze względu na to, iż z samej swej natury należą one bardziej do działalności orzeczniczej Trybunału. Te pisma procesowe są bowiem sporządzane wyłącznie dla celów takiego postępowania sądowego i stanowią jego zasadniczy element. Właśnie poprzez pismo wszczynające postępowanie w sprawie strona skarżąca zakreśla granice sporu i, w szczególności w ramach części pisemnej tego postępowania – jako że część ustna nie jest obowiązkowa, strony dostarczają Trybunałowi dowodów, na podstawie których ma on wydać rozstrzygnięcie” – napisano w uzasadnieniu tego orzeczenia.
Wskazano w nim również, że działalność orzecznicza jako taka jest wyłączona z przepisów o dostępie do dokumentów. Zgodnie z art. 15 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (patrz: ramka) TSUE podlega przejrzystości jedynie w zakresie administracyjnym.
„Gdyby treść pism procesowych strony postępowania miała stanowić przedmiot dyskusji publicznej, krytyka wysunięta wobec nich, poza jej rzeczywistym znaczeniem prawnym, mogłaby wpływać na stanowisko bronione przez tę stronę przed sądami Unii. Co więcej, taka sytuacja mogłaby zmienić konieczną równowagę pomiędzy stronami sporu rozpatrywanego przez sąd – równowagę, która stanowi podstawę zasady równości broni – w zakresie, w jakim tylko strona, której dotyczy wniosek o dostęp do jej dokumentów, a nie – wszystkie strony postępowania, podlegałyby obowiązkowi ujawnienia” – uznał w tym postępowaniu sąd.

Nie ma zakazu

Działacze organizacji walczących o przejrzystość życia publicznego uważają, że przywołane przez MSZ argumenty nie odnoszą się do sytuacji, w której żądanie udostępnienia informacji publicznej kierowane jest do instytucji krajowej. Opisany wyrok dotyczył wniosków kierowanych do instytucji unijnych.
– Tymczasem kluczowe jest tu inne orzeczenie, w sprawie T-264/15 z udziałem m.in. Rzeczypospolitej Polskiej. Trybunał wyraźnie stwierdził, że żadna zasada ani żaden przepis nie zezwalają ani nie zabraniają stronom postępowania ujawniania ich własnych pism procesowych osobom trzecim – uważa Krzysztof Izdebski, członek zarządu, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo.
– Ministerstwo zasłania się więc orzecznictwem trybunału wyłącznie po to, by uzasadnić swoją autonomiczną decyzję o braku udostępnieniu skargi mediom i opinii publicznej. Decyzję pozbawioną, tak na gruncie prawa polskiego, jak i europejskiego, podstawy prawnej – ocenia ekspert.
Podobnie uważa Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Jego zdaniem to w gestii MSZ leży decyzja co do udostępnienia skargi. Postępowanie prowadzone przed TSUE w żaden sposób nie wymaga zachowania tajności.
– Mówimy o fundamentalnym prawie obywateli do wiedzy. Zgodnie z art. 61 ust. 3 konstytucji może ono zostać ograniczone wyłącznie ze względu na określone w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa. Tu żadna z tych przesłanek nie zachodzi – przekonuje prawnik.
W orzecznictwie polskich sądów administracyjnych można znaleźć wyroki, w których uznawano, że ograniczenie zasady jawności na podstawie art. 61 ust. 3 konstytucji może wynikać nie tylko z przepisów polskich, ale i unijnych. Do takich wniosków doszedł Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w sprawie udostępnienia odpowiedzi Ministerstwa Środowiska na zarzuty formalne Komisji Europejskiej dotyczące wycinki w Parku Białowieskim. Sąd uznał wówczas, że rozporządzenie nr 1049/2001 w sprawie publicznego dostępu do dokumentów Parlamentu Europejskiego, Rady i Komisji pozwala odmówić dostępu do informacji w przypadku dokumentów dotyczących toczącego się postępowania sądowego (wyrok z 17 września 2018 r., sygn. akt IV SA/Wa 1018/18).
Pytanie tylko, czy wyrok ten znajduje zastosowanie do skargi rządu polskiego na dyrektywę. Tam mieliśmy bowiem do czynienia z dokumentami, których upublicznienie teoretycznie mogło ujawnić pewną strategię procesową. Tu zaś chodzi o skargę inicjującą postępowanie, w której z założenia wszystkie argumenty będą jawne. Trafiła już ona do Komisji Europejskiej, zostanie też rozesłana do wszystkich państw członkowskich, by mogły zdecydować, czy chcą przyłączyć się do sprawy. Ironią losu byłoby, gdyby jej treść ujawniono za granicą, a nie w Polsce.
Taką skargę można raczej porównać do pytań prejudycjalnych kierowanych do TSUE przez sądy. Te zaś, z założenia, są jawne. I to pomimo tego, że również można je traktować jak dokumenty ściśle związane z postępowaniem sądowym.