Copyright trolling to nadużycie autorskich praw majątkowych i jako takie nie powinno podlegać ochronie – uznał sąd, wskazując na sprzeczny z zasadami współżycia społecznego charakter tego procederu.
Copyright trolling to nadużycie autorskich praw majątkowych i jako takie nie powinno podlegać ochronie – uznał sąd, wskazując na sprzeczny z zasadami współżycia społecznego charakter tego procederu.
Od kilku już lat, także w Polsce, coraz częściej słychać o zjawisku copyright trollingu. Głośno jest o procesach wytaczanych przez pewną fotografkę, która na stronie internetowej nie zastrzega swych praw autorskich, ale od tych, którzy wykorzystają jej zdjęcia, żąda wynagrodzenia liczonego w tysiącach złotych. Głośno również o pewnej firmie, która udostępnia w internecie mapę, a potem pozywa tych, którzy zamieszczają jej fragment na swej stronie internetowej. A ostatnio także o wydawcy podręczników do nauki języków, który domaga się aż 3,5 tys. zł od osób, które udostępniały elektroniczne wersje tych podręczników w serwisie Chomikuj.pl.
Śledząc orzecznictwo sądów w tych sprawach, można zaobserwować pewną ewolucję podejścia. Coraz częściej zauważają one, że ochrona prawnoautorska nie ma charakteru absolutnego, a ściganie piratów może stanowić nadużywanie prawa.
W sposób wyjątkowo jednoznaczny podkreślił to Sąd Okręgowy w Lublinie w opublikowanym niedawno uzasadnieniu jednego z wyroków.
„W ocenie sądu ma rację pozwana, podnosząc, że w okolicznościach sprawy działania powoda można określić mianem copyright trollingu i uznać, że powodowi bardziej zależało na czerpaniu korzyści finansowych z mniej lub bardziej świadomych naruszeń licencji do przedmiotowego utworu, niż na ograniczaniu takiej możliwości i ewentualnych strat z tego tytułu. W tej sytuacji w niniejszej sprawie zarzut nadużycia autorskich praw majątkowych może być skutecznie postawiony powodowi, gdyż domaga się nadmiernych korzyści ekonomicznych od pozwanej” – napisał sąd.
Ugoda albo sąd
Pozew w tej sprawie wytoczyło wspomniane już wydawnictwo, które posiada autorskie prawa majątkowe do podręczników językowych. Kilka lat temu były one dość masowo kopiowane przez użytkowników serwisu Chomikuj.pl. Przy czym część z tych osób nie zdawała sobie sprawy, że już samo skorzystanie z opcji „zachomikuj” oznacza udostępnianie pliku innym użytkownikom. A to może oznaczać popełnienie przestępstwa z art. 116 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90 poz. 631 ze zm.). Tym bardziej że ust. 4 tego przepisu mówi o tym, że tego czynu można dopuszczać się nieumyślnie.
Osoby złapane na zachomikowaniu podręczników należących do wydawnictwa otrzymywały propozycję – jeśli zgodzą się zapłacić 3,5 tys. zł, to sprawa przeciwko nim nie będzie kierowana do prokuratury. Ile osób zapłaciło? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że znalazły się takie, które nie poszły na ugodę. Ich sprawy trafiały do prokuratury, a następnie do sądu. Ten zaś najczęściej uznawał ich winę, umarzając jednak warunkowo postępowanie.
Różnie natomiast kończyły się wnioski o naprawienie szkody. Zdarzały się wyroki, w których zasądzano wspomniane już 3,5 tys. zł. Były jednak i takie, w których firmie przyznawano zaledwie 59 zł, czyli nominalną cenę jednego podręcznika.
Tak było właśnie w opisywanej sprawie. Po zakończeniu postępowania karnego wydawnictwo złożyło pozew cywilny, w którym znów domagało się 3,5 tys. zł. Jak wyliczyło tę kwotę? Przyjęło, że udzieliłoby licencji na używanie podręcznika szkole językowej, w której powstałoby sześć grup, po 10 uczniów w każdej. Razem dawałoby to kwotę 3,54 tys. zł, ale że powód nie był drobiazgowy, to zaokrąglił ją do 3,5 tys. zł.
Nadużycie praw
Sąd oddalił pozew. Głównym powodem było to, że umowa zawarta w 2004 r. z twórcami podręcznika nie wskazywała pól eksploatacji. To zaś, zdaniem składu orzekającego, oznaczało, że nie doszło do skutecznego zbycia autorskich praw majątkowych.
Dużo ważniejsze jest to, że nawet gdyby wydawca posiadał wspomniane prawa majątkowe, to i tak jego pozew zasługiwałby na oddalenie. Sąd bowiem w sposób jednoznaczny zakwalifikował działalność firmy jako copyright trolling.
– Kierując się czysto jurystycznym spojrzeniem, można się zastanawiać, czy takie podejście sądu nie oznacza tak naprawdę pewnego wywłaszczenia spod prawa, a przynajmniej poważnego ograniczenia praw autorskich. Uważam jednak, że czasem takie zdroworozsądkowe podejście jest niezbędne, zwłaszcza gdy na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z nadużywaniem swych praw – ocenia Janusz Piotr Kolczyński, partner zarządzający w Kancelarii Radcowskiej C.R.O.P.A.
/>
Sąd podkreślił, że zakres ochrony przyznany uprawnionemu także z tytułu posiadania autorskich praw majątkowych może zostać ograniczony poprzez klauzulę generalną wynikającą z art. 5 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny z jego społeczno-gospodarczym przeznaczeniem lub z zasadami współżycia społecznego.
„Zarzut nadużycia prawa prowadzi do ustalenia, że dane działanie nie jest traktowane jako wykonywanie prawa, a zatem jako takie nie podlega ochronie” – zauważył sąd w uzasadnieniu wyroku, podkreślając, że firmie mniej zależało na ograniczaniu piractwa, a bardziej na czerpaniu korzyści finansowych z mniej lub bardziej świadomych naruszeń prawa.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Okręgowego w Lublinie z 31 lipca 2017 r., sygn. akt I C 758/16. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama