Firmy mają problemy z zaliczaniem nauki za granicą do stażu, od którego zależy urlop w Polsce. Przepisy nie uwzględniają też zmian w krajowym systemie edukacji.
Jak okresy nauki wpływają na urlop / Dziennik Gazeta Prawna
Jeśli zatrudniona osoba przedstawi dyplomy ukończenia amerykańskiego community college’u lub brytyjskiej secondary school, to kadrowa na własną rękę musi sprawdzać, w jaki sposób takie wykształcenie wpływa na wymiar urlopu w Polsce. A nie jest to łatwe, bo np. w krajach anglosaskich college może być traktowany jako szkoła średnia, policealna lub wyższa. Tymczasem – zgodnie z polskimi przepisami – ukończenie tej pierwszej zapewnia wliczenie do stażu czterech lub maksymalnie pięciu lat nauki, tej drugiej – sześciu, a trzeciej – aż ośmiu (10-letni staż zatrudnienia uprawnia do urlopu dłuższego o sześć dni, tj. w wymiarze 26 dni).
Nie jest to problem tylko teoretyczny. W związku z przystąpieniem Polski do UE coraz więcej osób uczy się lub dokształca za granicą, a jednocześnie przybywa cudzoziemców, którzy podejmują zatrudnienie w naszym kraju. Dodatkowe wątpliwości wywołuje to, że przepisy k.p. dotyczące zaliczania okresów nauki nie uwzględniają zmian w polskim systemie oświaty. Skutkuje to np. tym, że ukończenie gimnazjum w ogóle nie wpływa na wymiar urlopu. A rząd planuje już kolejną reformę edukacji.
Kwestia uznania
W przypadku dyplomów uzyskanych za granicą problem częściowo rozwiązuje art. 191a ustawy z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 572 ze zm.), który określa zasady ich równoważności z tymi wydanymi w Polsce.
– Trzeba pamiętać, że dotyczy on jednak wyłącznie dyplomów wydawanych przez uprawnione uczelnie działające w systemie szkolnictwa państwa członkowskiego UE, Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) lub Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) – tłumaczy Katarzyna Krawczyk, adwokat z Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy.
Na przykład dokument zaświadczający ukończenie trzyletnich studiów w takim państwie potwierdza w Polsce posiadanie wykształcenia wyższego na poziomie studiów pierwszego stopnia (a zatem potwierdzałby też, że do stażu uprawniającego do wyższego urlopu osobie takiej należałoby zaliczyć osiem lat).
– Te przepisy nie odpowiadają jednak na pytanie, jak należy zaklasyfikować naukę np. w college’u. Działy kadrowe nie są zaś przygotowane do tego, aby weryfikować, czy dana placówka zagraniczna prowadzi naukę na poziomie szkoły średniej, czy też wyższej – wyjaśnia Katarzyna Krawczyk.
Jej zdaniem problem mógłby być rozwiązany przez wydanie wytycznych w tym zakresie przez odpowiedni resort (np. pracy lub szkolnictwa wyższego). – Byłoby to znaczące ułatwienie dla firm – dodaje.
To ważne, bo nieprecyzyjność przepisów i brak wskazówek w omawianym zakresie może wywoływać spory.
– Jeśli pracownik uzna, że zatrudniający błędnie zakwalifikował jego zagraniczne dyplomy, może złożyć pozew do sądu. Ustalenie prawidłowego wymiaru urlopu jest bowiem roszczeniem ze stosunku pracy – zauważa dr Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater.
Przepisy dotyczące zaliczania okresów nauki są jednak nie tylko niejasne, ale także – z punktu widzenia pracowników – niesprawiedliwe. Nie uwzględniają bowiem zmian w krajowym systemie kształcenia, jakie wprowadzono w ostatnich dwóch dekadach. Przewidują np., że z tytułu ukończenia szkoły średniej do stażu wlicza się cztery lub pięć lat (w zależności od profilu placówki). Tymczasem po reformie oświaty zapoczątkowanej w 1999 r. szkoły średnie zostały zastąpione ponadgimnazjalnymi. Jednocześnie ukończenie gimnazjum w ogóle nie wpływa na wymiar urlopu, choć część osób na tym etapie kończy edukację. Niesprawiedliwie traktowani są także magistrowie. Z tytułu ukończenia studiów drugiego stopnia do stażu wlicza się osiem lat, czyli tyle samo, ile w przypadku osób, które kończą edukację na studiach licencjackich (tj. pierwszego stopnia). Tymczasem zdobycie tytułu magistra wymaga dwóch dodatkowych lat nauki.
– Przepisy są w tym względzie niekonsekwentne. Skoro na potrzeby zaliczania okresów kształcenia rozróżnia się np. ukończenie szkoły średniej i policealnej, to podobnie należało potraktować także studia pierwszego i drugiego stopnia – uważa Katarzyna Krawczyk.
Jeszcze bardziej pokrzywdzeni są doktorzy – ukończenie studiów trzeciego stopnia w ogóle nie jest ujęte w przepisach k.p. Tym samym do ich stażu też wlicza się osiem lat, czyli tyle samo, co w przypadku licencjatów i magistrów, choć przeciętnie muszą kształcić się ok. 4–5 lat dłużej niż ci pierwsi. Oczywiście takie studia wiążą się najczęściej z jednoczesnym wykonywaniem pracy, ale w praktyce osoby je podejmujące i tak mogą uznać, że przepisy je dyskryminują. Dodatkowo jest to coraz większa grupa, bo w ostatnich latach przybyło doktorantów (z ok. 25 tys. w 2000 r. do ponad 40 tys. w 2014 r.).
Liczy się czas
Wspomniane mankamenty regulacji prawnych prowokują pytania o konieczność zmiany sposobu zaliczania okresów nauki.
– Warto zastanowić się nad wprowadzeniem zasady, zgodnie z którą wliczanie konkretnych lat do stażu zależałoby od tego, jak długo kształciła się dana osoba, bez względu na rodzaj ukończonych szkół – wskazuje prof. Arkadiusz Sobczyk, radca prawny z kancelarii Sobczyk i Współpracownicy.
Dla przykładu, jeśli po zakończeniu szkoły podstawowej dana osoba uczyła się jeszcze np. przez dziesięć lat, do jej stażu wliczałoby się osiem lat. – Byłoby to zgodne z celem samego zaliczania okresów nauki, bo ma przecież ono odzwierciedlać podnoszenie kwalifikacji zawodowych przez dane osoby. Oczywiście w takim systemie nie należałoby wliczać tych lat kształcenia, w których uczeń lub student powtarzał rok nauki – dodaje prof. Sobczyk.
Obecnie rząd planuje jednak inne zmiany. Od przyszłego roku ma być stopniowo wdrażana kolejna reforma edukacji. Zakłada ona przywrócenie 8-letniej szkoły podstawowej, 4-letniego liceum ogólnokształcącego, 5-letniego technikum oraz dwustopniowej szkoły branżowej. Paradoksalnie takie zmiany spowodują, że przepisy k.p. dotyczące wliczania okresów nauki będą bardziej kompatybilne z konstrukcją systemu oświaty (w porównaniu z obecnym stanem). Ale np. nierównego traktowania magistrów lub osób, które ukończyły gimnazjum, nie ograniczą.