Nowe prawo nie zahamowało ich przyrostu. W ciągu roku liczba zatrudnionych na czas określony wzrosła o 1,7 proc. To m.in. efekt bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy.
Popyt na pracę / Dziennik Gazeta Prawna
W II kwartale tego roku ponad 3,6 mln pracowników najemnych miało umowy na czas określony – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. To o 1,7 proc. więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Wniosek: tegoroczna nowelizacja kodeksu pracy nie wpłynęła jeszcze – jak oczekiwano – na spadek liczby terminowych umów o pracę.

Polecany produkt: Umowy terminowe >>>

Zgodnie z przepisami, które weszły w życie 22 lutego, umowy na czas określony mogą być zawierane maksymalnie na 33 miesiące. Potem ulegają automatycznemu przekształceniu w umowy na czas nieokreślony. Ponadto w takiej formie pracodawca może zatrudnić pracownika tylko trzy razy (niezależnie od tego, czy pomiędzy kontraktami były przerwy). Wcześniej częstą praktyką było zawieranie umów nawet na 7 czy 10 lat.
– Efektów nowelizacji kodeksu pracy nie widać, ponieważ upłynęło od niej zbyt mało czasu – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. Przedsiębiorcy nadal unikają więc umów na czas nieokreślony. – Uważają, że zatrudniając pracownika na trzymiesięczny okres próbny, nie są w stanie dobrze go sprawdzić. Dlatego wolą zaoferować mu umowę na czas określony i dopiero potem – na nieokreślony – twierdzi prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. I zwraca uwagę, że w ostatnim czasie wyraźnie skurczyła się liczba kontraktów na próbę.
Ale są też inne przyczyny popularności czasowych kontraktów. – Część pracodawców preferuje je, ponieważ nie wiedzą, jak długo będą prowadzić działalność na dotychczasowych warunkach ekonomicznych – ocenia prof. Sztanderska. Bo np. może pogorszyć się koniunktura gospodarcza i firmy będą miały mniej zamówień. A w takiej sytuacji często trzeba przeprowadzać redukcję załogi. Rozstanie z tymi, którzy są zatrudnieni na czas określony, kosztuje przedsiębiorstwo znacznie mniej niż ze stałymi pracownikami, którym należą się np. odprawy.
– Pracodawcy preferują umowy terminowe także dlatego, że mają one korzystny wpływ na jakość pracy i efektywność pracowników – uważa prof. Sztanderska. Z badań wynika, że takie osoby już na kilka miesięcy przed wygaśnięciem kontraktu pracują z większą wydajnością, bo starają się, aby podpisano z nimi nowy.
O ile w oczach przedsiębiorców zatrudnianie na czas określony ma praktycznie same zalety, o tyle pracownicy traktują je jako zło konieczne. Narzekają, że traktowani są przez pracodawców po macoszemu – rzadziej wysyła się ich na szkolenia, a ich premie są znacznie niższe (lub nie ma ich wcale) niż tych, którzy pracują na bezterminowych etatach.
Ze statystyk GUS wynika, że wśród pracowników, którzy w umowach o pracę mają wpisaną dokładną datę jej zakończenia, najliczniejszą grupę stanowią osoby w wieku 25-34 lata (w I kwartale tego roku było ich prawie 1,3 mln). Część z nich skarży się, że przez to nie może ustabilizować swojego życia prywatnego – między innymi dlatego, że przy takiej formie zatrudnienia niezwykle trudno jest uzyskać kredyt mieszkaniowy. A gdy nie mają własnego lokum, to odkładają na przyszłość plany prokreacyjne. – Faktycznie, jest to jednym z powodów tego, że od ponad dwóch dekad rodzi się mało dzieci, a społeczeństwo szybko się starzeje – przyznają socjologowie.
W sumie w Polsce na umowach terminowych zatrudnionych jest ponad 28 proc. pracowników najemnych. Pod tym względem jesteśmy unijnym rekordzistą – średnia dla całej Wspólnoty wynosi 14 proc. Niewykluczone jednak, że niebawem zaczniemy się do niej zbliżać. Nastąpi to, gdy lutowa nowelizacja kodeksu pracy zacznie działać w praktyce.
Zresztą już teraz przybywa także umów na czas nieokreślony. W II kwartale było ich ponad 9,2 mln – o 1,9 proc. więcej niż przed rokiem. To oczywiście – podobnie jak w przypadku umów terminowych – efekt statystyczny: gdy rośnie zatrudnienie, siłą rzeczy przybywa też umów. Ale są i inne przyczyny. – Przy mocno spadającym bezrobociu część pracodawców przekształca kontrakty terminowe na stałe. Chce w ten sposób zatrzymać przy sobie pracowników, o których jest na rynku coraz trudniej – wyjaśnia dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.