KONFRONTACJE DGP
PiS zrezygnował ostatecznie z podwyżek dla najważniejszych osób w państwie (tzw. R), bo spotkało się to z krytyką społeczeństwa. Czy ta grupa powinna otrzymać podwyżki?
Robert Barabasz
TAK
Wydaje się, że nie była to krytyka społeczeństwa, ale raczej mediów. Oczywiście, że R powinna otrzymać podwyżki. Jeśli chodzi natomiast o ich wysokość, to moja propozycja jest prosta i logiczna. Wzrost wynagrodzeń na najwyższych stanowiskach w państwie powinien być powiązany ze wzrostem wynagrodzeń szeregowych pracowników administracji rządowej i samorządowej. Tak więc proponuję, by wynagrodzenia tej grupy pracowników zostały podwyższone w tym roku o 5 proc. Przez wiele lat daliśmy sobie wmówić, że państwo polskie jest biedne. Ale to nieprawda. Rządzącym zależało, byśmy uwierzyli w ten stereotyp biedaka – wtedy łatwiej pohamować oczekiwania ludzi. A biedak ucieszy się z każdego ochłapu, jaki mu spadnie z pańskiego stołu. Tylko że teraz otwarte są granice i ludzie widzą, jak można żyć gdzie indziej, wykonując zwykłą pracę. Wnioski nasuwają się same – trzeba dać godnie zarobić ludziom, to i podwyżki dla R nikogo tak bardzo nie będą bulwersować.
Jerzy Stępień
TAK
Ale pod pewnymi warunkami. Najpierw należy określić siatkę płac w całej sferze publicznej i następnie korygować poziom wynagrodzeń w poszczególnych sektorach. Dziś mamy do czynienia ze zjawiskiem wyszarpywania wynagrodzeń przez poszczególne grupy zawodowe sfery publicznej i w efekcie stale borykamy się ze zjawiskiem za krótkiej kołdry. Jakaś grupa coś wywalczy dla siebie, szantażując resztę strajkiem czy inną formą protestu, ale w wyniku tego inne grupy pozostają w tyle, czekając na dogodną chwilę, by coś dla siebie wywojować. W mojej ocenie ministrowie zarabiają za mało, podobnie jak i wiceministrowie, ale po co nam aż tylu wiceministrów? Obecnie ich liczba zbliża się do setki, a właściwie dublują oni działania dyrektorów departamentów. Moim zdaniem powinno ich być po dwóch w każdym ministerstwie. Powinna też stale funkcjonować w państwie specjalna komisja, składająca się z przedstawicieli poszczególnych sektorów, której zadaniem powinno być coroczne ustalanie systemowo wynagrodzeń oraz ich modyfikowanie.
Od lat mówi się, że dyrektorzy administracji rządowej zarabiają więcej od wiceministrów. Czy takie dysproporcje powinny mieć miejsce?
Robert Barabasz
NIE
Robert Barabasz szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność” / Dziennik Gazeta Prawna
Między zarobkami dyrektorów w administracji rządowej (ale też i samorządowej) a zarobkami zwykłych urzędników jest przepaść. Moim zdaniem nie wygląda to tak źle, jeśli porównać ich wynagrodzenia z wynagrodzeniami wiceministrów – ale to prawda, że ci drudzy powinni zarabiać więcej. Pytanie, o ile winny wzrosnąć te wynagrodzenia. Na podkreślenie zasługuje to, że na tych stanowiskach nie odnotowano zbyt wielu zmian personalnych po wyborach. O czym to świadczy? Niewątpliwie o ich wysokich kompetencjach. Zarobki wiceministrów powinny zatem rosnąć wraz z zarobkami w administracji, przy zachowaniu oczywiście zasady proporcjonalności.
Jerzy Stępień
TAK
Osobiście nie razi mnie poziom zarobków dyrektorów w administracji rządowej przewyższających gratyfikacje wiceministrów. W niektórych krajach najwyżsi urzędnicy zarabiają więcej niż premier (np. w Wielkiej Brytanii), co jest skutkiem przypisywania służbie cywilnej specjalnego statusu. Boję się, że w Polsce długo nie będzie się rozumiało, czym naprawdę jest służba cywilna. Dowodem na to jest stawianie na czele Kancelarii Prezesa Rady Ministrów polityków, a nie urzędników o najwyższych kompetencjach. Niepokojące jest natomiast to, że od wielu już lat poziom zarobków w administracji jest wyższy niż w sektorze prywatnym. W krajach z utrwaloną gospodarką rynkową jest odwrotnie.
Czy pierwsza dama powinna otrzymywać pensję? W tej chwili jest jej pozbawiona, co w przyszłości odbije się na wysokości jej emerytury
Robert Barabasz
TAK
Jak najbardziej jestem za tym, by pierwsza dama otrzymywała wynagrodzenie za swoją pracę. Myślę jednak, że to wynagrodzenie płacone powinno być tylko w okresie kadencji prezydenckiej współmałżonka. Nie ma uzasadnienia, by wypłacać wynagrodzenie po zakończeniu kadencji, jeśli żona byłego prezydenta może nadal pracować zawodowo. Dodatek specjalny do emerytury byłby dobrym i sprawiedliwym rozwiązaniem. Sytuacja wielu kobiet w Polsce, szczególnie tych, które są matkami kilkorga dzieci (chodzi tu o okresy nieskładkowe w czasie urlopów macierzyńskich i wychowawczych), raczej nie pozwala na takie szczególne traktowanie nawet pierwszej damy.
Jerzy Stępień
NIE
Jerzy Stępień były prezes Trybunału Konstytucyjnego, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji / Dziennik Gazeta Prawna
Kancelaria Prezydenta powinna natomiast pokrywać składkę ZUS-owską za żonę głowy państwa na poziomie jej poprzedniego wynagrodzenia i objąć ją ubezpieczeniem zdrowotnym. Ustalenie wynagrodzenia musiałoby być poprzedzone przecież szczegółowym określeniem obowiązków, bo trudno sobie wyobrazić, by miało być ono wypłacane tylko dlatego, że jest się pierwszą damą (mężem). Zakres tych obowiązków musiałby być indywidualnie modyfikowany i to nie tylko w odniesieniu do tych, które wynikają z protokołu dyplomatycznego. Inna sprawa, że wynagrodzenie prezydenta należałoby zmodyfikować tak, by wynagrodzenie jego małżonki przestało być problemem. Dystynkcjom w hierarchii stanowisk powinny odpowiadać proporcjonalne zróżnicowania w sferze zarobków.
W pierwotnym projekcie posłów PiS dotyczącym podwyżek dla R uzależniono wzrost pensji m.in. od wskaźnika PKB. Czy takie rozwiązanie mogłoby mieć zastosowanie do pozostałych urzędników i innych pracowników sektora publicznego?
Robert Barabasz
NIE
To jest jakieś absurd! Nie zawsze wzorowa praca nawet najważniejszego urzędnika przekłada się na realny wzrost PKB. Rozwój gospodarki państwa to złożony proces, na który ma wpływ wiele czynników zewnętrznych. To zbyt wielkie uproszczenie, które może doprowadzić do patologii. Przecież to właśnie w czasie kryzysu potrzebni są najlepsi fachowcy, by sprostać trudnościom! W tym trudnym okresie będziemy obniżać pensje urzędnikom z R – przecież uciekną do biznesu albo wyemigrują na drugi koniec świata. Apeluję do rządu pani premier Beaty Szydło, by powrócić do sprawdzonych rozwiązań i co roku regulować wynagrodzenia w administracji w oparciu m.in. o wzrost kwoty bazowej – mogłoby to dotyczyć także i R.
Jerzy Stępień
NIE
Jeszcze raz w związku z tym przypomnę, że zasady wynagradzania w całym sektorze publicznym powinny zostać wypracowane całościowo i corocznie modyfikowane w zależności od wymogów zmieniających się wyzwań. Poziom PKB powinien być jednym z ważniejszych elementów ustalania wysokości wynagrodzeń, ale nie powinien to być wskaźnik jedyny i decydujący.