W ciągu najbliższych 10 lat polscy przedsiębiorcy będą musieli dołożyć z własnej kieszeni 4,9 mld zł. Tyle bowiem będą ich kosztować zmiany proponowane przez rząd.
W ciągu najbliższych 10 lat polscy przedsiębiorcy będą musieli dołożyć z własnej kieszeni 4,9 mld zł. Tyle bowiem będą ich kosztować zmiany proponowane przez rząd.
/>
/>
Rząd na siłę chce chronić pracowników zatrudnionych na umowach śmieciowych. Może się jednak okazać, że wprowadzenie przymusowej godzinowej płacy minimalnej na poziomie 12 zł spowoduje efekt odwrotny do oczekiwanego. A są na to dowody. Z analiz Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że w latach 2002–2013 z powodu podnoszenia płacy minimalnej pracę traciło corocznie 100 tys. osób. A kiedy w latach 2007–2009 wzrosła z 1148 zł do 1466 zł, zatrudnienie straciło już 200 tys. osób. Dodatkowo, jak zauważa radca prawny Izabela Zawacka z Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy, nie każda umowa-zlecenie musi zakładać podejmowanie pracy zarobkowej jako stałego źródła utrzymania. Co więcej, zleceniobiorca może się zgodzić na pracę bez wynagrodzenia. Proponowane zmiany będą wykluczały taką możliwość
Rozpoczęły się konsultacje projektu ustawy o zmianie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy. Wprowadza ona minimalną stawkę godzinową dla osób pracujących na zlecenie oraz wykonujących usługi. Partnerzy społeczni są zaszokowani rządowymi wyliczeniami skutków finansowych nowych przepisów. Podkreślają też, że prezentowane w nich dane są niewiarygodne.
Rachunek bez danych
Rządowy dokument – o czym już pisaliśmy – zakłada m.in. likwidację zróżnicowania wysokości płacy minimalnej w zależności od stażu pracy. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami początkujący pracownik przez 12 miesięcy otrzymuje od pracodawcy 80 proc. minimalnej pensji. I tu zaczynają się schody. Rząd wylicza, że z takiego rozwiązania obecnie korzysta 89,3 tys. osób. Przy czym to są jedynie szacunki oparte na danych Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) i GUS. I tak rząd przyjął, że skoro w 2014 r. liczba stażystów pracujących do roku wyniosła 687 tys., to odsetek otrzymujących minimalne wynagrodzenie wynosi 13 proc., czyli tyle samo, jak w przypadku ogółu pracowników. I właśnie na tej podstawie przyjęto, że 89,3 tys. podwładnych otrzymuje od swoich pracodawców 80 proc. minimalnego wynagrodzenia. Takie wyliczenia kwestionują związkowcy.
– Rząd nie może wprowadzać tak poważnych zmian, nie znając faktycznego wpływu na gospodarkę. Z ostatniej ekspertyzy przygotowanej przez rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2006 r. wynika, że tylko 2,8 tys. osób w przedziale wiekowym 20–29 lat otrzymywało obniżoną płacę minimalną. Mam świadomość, że od tamtego czasu sytuacja na rynku pracy mogła się zmienić. Należy jednak postawić pytanie, czy rzeczywiście pomiędzy rokiem 2006 i 2016 nastąpił tak gwałtowny wzrost liczby osób pobierających subminimum. Mam co do tego pewne wątpliwości, bowiem firmy proponują młodym pracownikom wolontariat lub szukają sposobu finansowania ich zatrudnienia przez urzędy pracy – zauważa Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Także Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan, kwestionuje rządowe wyliczenia. – Rząd z jednej strony obliczył przyszłe wpływy do sektora finansów publicznych, a jednocześnie – jak sam przyznaje w ocenie skutków regulacji – nie potrafi określić skali reakcji pracodawców na wprowadzenie takiego przymusu. To pokazuje, że przygotował zmiany, wychodząc z założenia, że polscy przedsiębiorcy śpią na pieniądzach. Autorzy projektu widzą tylko, że polskie firmy na depozytach zgromadziły 250 mld zł, a zdają się nie zauważać, że w tym czasie kwota kredytów wzrosła o 100 mld zł – stwierdza Jeremi Mordasewicz.
Budżetowy kontredans
Rząd zakłada, że dzięki wprowadzeniu obowiązkowej stawki godzinowej w wysokości 12 zł tylko w przyszłym roku na konto ZUS trafi 128 mln zł (po 10 latach 1,3 mld zł). Z kolei Narodowy Fundusz Zdrowia w ciągu 10 lat z tytułu składki zdrowotnej dodatkowo ma otrzymać 309 mln zł. W sumie zyski budżetu państwa – wraz z zaliczką na podatek dochodowy – osiągną 1,87 mld zł, natomiast jednostki samorządu terytorialnego otrzymają 179 mln zł.
Stracą za to firmy. Nowe przepisy spowodują, że duże przedsiębiorstwa już w 2017 r. dodatkowo będą musiały znaleźć na wypłaty 151 mln zł. Za 10 będzie to już kwota 1,5 mld zł. Sektor mikrofilm oraz mali i średni przedsiębiorcy w 2017 r. będą musieli z własnej kieszeni zapłacić 337 mln zł, a w ciągu 10 lat aż 3,3 mld zł.
– Wprowadzenie stawki minimalnej 12 zł brutto spowoduje, że przedsiębiorcy będą stosować własne, wygodniejsze dla nich reguły. Przedsiębiorcy z pracownikami zaczną po prostu umawiać się na dzieło albo nie będą umawiać się wcale. Nie widzę tutaj korzyści dla gospodarki – zauważa Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Wtóruje mu Wojciech Warski, ekspert Business Centre Club. – Będzie się powiększać szara strefa. Szczególnie problem ten będzie dotyczyć niewielkich miejscowości, w których zwyczajnie małych przedsiębiorców nie będzie stać na opłacenie zleceniobiorcy – wyjaśnia Wojciech Warski.
Ale to nie koniec złych wiadomości. Wprowadzenie przymusowej stawki może spowodować bowiem wzrost bezrobocia wśród osób z najniższymi kwalifikacjami.
– Nikt nie zmusi pracodawcy do tego, żeby płacił zleceniobiorcy 12 zł za godzinę w sytuacji, kiedy wydajność pracownika pozostanie na dotychczasowym poziomie, a cena usługi z powodu ogromnej konkurencji nie może ulec zmianie – zauważa Dorota Wolicka, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Z tego właśnie powodu Jeremi Mordasewicz proponuje, aby minimalna płaca godzinowa była zróżnicowana. Nie tylko zależała od lokalnego rynku pracy, ale także od branży i wydajności zatrudnionych. – Wprowadzenie 12 zł jako obowiązkowej stawki już w tym roku bez zastosowania okresu przejściowego może spowodować, że w usługach dla ludności takich jak hotelarstwo czy gastronomia pracodawcy będą zatrudniać na czarno. I to najgorszy z możliwych scenariuszy – dodaje.
Pomieszano dwa porządki prawne
Projekt nowelizacji ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy najbardziej ingeruje – wbrew sugerowanemu tytułowi – w treść kodeksu cywilnego, w zawieranie umów-zleceń (art. 734 k.c.) raz umów o świadczenie usług, do których stosuje się przepisy dotyczące umowy-zlecenia (art. 750 k.c.). Modyfikując ustawę o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, projektodawca chce całkowicie zmienić podstawową zasadę prawa zobowiązaniowego, tj. zasadę swobody umów (art. 3531 k.c.) Podważa całkowicie właściwość stosunku cywilnego zlecenia, w którym to strony decydują o przedmiocie zlecenia, czasie jego trwania, a także wysokości wynagrodzenia i sposobie jego ustalenia.
Rząd pisze w uzasadnieniu do projektu, że celem zmian jest ochrona osób fizycznych, które w celach zarobkowych podejmują pracę na podstawie umowy-zlecenia. Zapomina się jednak, że umowy cywilnoprawne i umowy o pracę to dwa zupełnie różne rodzaje stosunków prawnych.
Nie każda umowa-zlecenie musi w swych intencjach i swym celu zakładać podejmowanie pracy zarobkowej jako stałego źródła utrzymania, nawet jeżeli stroną kontraktu ma być osoba fizyczna. Nie można też wykluczyć, że osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą świadczy usługi w ramach umowy wzajemnej z przedsiębiorcą i fakt ten jest uwzględniony przy ustalaniu wzajemnych rozliczeń (np. preferencyjne stawki wynagrodzenia w ramach wzajemnej wymiany korzyści). Warto także przypomnieć, że umowa-zlecenie zgodnie z kodeksem cywilnym może być nieodpłatna (art. 735 par. 1 kc). Zleceniobiorca może się więc dobrowolnie zgodzić na pracę bez wynagrodzenia. Jednak proponowane zmiany będą bezwzględnie wyłączały taką możliwość.
Należy dodać, że praca zarobkowa wykonywana na podstawie umów-zleceń i będąca stałym źródłem utrzymania jest już skutecznie chroniona na podstawie istniejących przepisów. Nie jest bowiem dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną, jeżeli praca miałaby być świadczona w warunkach stosunku pracy (art. 22 par. 11 kp). W takiej sytuacji osoba fizyczna ma roszczenie o ustalenie istnienia stosunku pracy. Jeżeli więc w danym przypadku wykonywanie usług czy zlecenia nie odbywa się w warunkach właściwych dla stosunku pracy, ustalenie treści innego stosunku prawnego należy do swobodnego uznania stron, gdyż nie ma tu mowy o kierowniczym podporządkowaniu jednego podmiotu względem drugiego.
Umowy cywilnoprawne nie korzystają z wielu obligatoryjnych ograniczeń, jakie dla pracodawców niesie kodeks pracy (np. w zakresie urlopów macierzyńskich, zwolnień chorobowych). Dlatego tym bardziej ustalanie wysokości wynagrodzenia powinno być pozostawione woli stron.
Powstaje także pytanie, jak wyliczyć stawkę miesięczną przy ryczałtowym sposobie określania wynagrodzenia, który jest najczęściej stosowany przy tego typu umowach. Bardzo często stanowi wręcz o istocie zlecenia, gdzie strony przyjmują szacowany nakład pracy, biorąc pod uwagę przede wszystkim staranne działanie, a nie czas, w jakim zlecenie ma być wykonane. Obowiązek prowadzenia ewidencji przepracowanych godzin prowadzi de facto do tego, że przepis o zryczałtowanym wynagrodzeniu będzie martwy. Jeżeli bowiem kwota wynikająca z liczby godzin i minimalnej stawki będzie większa niż ryczałt, przedsiębiorca będzie miał obowiązek dopłacić różnicę. Warto także dodać, że obowiązek prowadzenia ewidencji przepracowanych godzin w stosunku do zleceniobiorców jest dalej idący niż w przypadku umów o pracę. W przypadku pracowników objętych systemem zadaniowego czasu pracy, zarządzających w imieniu pracodawcy zakładem pracy oraz pracowników otrzymujących ryczałt za godziny nadliczbowe lub za pracę w porze nocnej, nie ewidencjonuje się godzin pracy.
Etap legislacyjny
Konsultacje społeczne
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama