Dyplomy, których nie uzyskaliśmy. Języki, których nie znamy. Staż pracy, którego nie mamy. To najczęstsze przewinienia starających się o pracę. Rekruterzy coraz częściej są bezsilni, więc o pomoc proszą detektywów.



Szukając wymarzonej pracy kandydaci bardzo często naginają rzeczywistość. Zdarza się, że wymyślają swoje życie zupełnie na nowo, ale częściej – po prostu koloryzują. Po co? Najczęściej wierzą, że drobne „podrasowanie” znajomości języków, doświadczenia zawodowego, wykonywanych obowiązków czy nawet zainteresowań uczynią ich kandydaturę atrakcyjniejszą. To jednak błąd. Kłamstwa potencjalnych pracowników stały się na tyle dużym i wymagającym problemem, że rekruterzy coraz częściej korzystają z pomocy specjalistów od background screeningu, a także … detektywów.

Rekruterzy bronią się i tłumaczą, że ich metody pracy są skuteczne. Znajomość języków weryfikują rozmową, a kwalifikacje – testami kompetencji. Jednak etyka pracy rekrutera nie pozwala m.in. na sprawdzenie u aktualnego pracodawcy opinii o pracowniku ani na zweryfikowanie jego zakresu obowiązków. W dobie, gdy pracownicy często są zatrudnieni w oparciu o umowę zlecenie lub o dzieło ciężko jest stwierdzić czy w ogóle i jak długo faktycznie pracowali w danej firmie. Co więcej, rekruter nie zawsze ma czas aby potwierdzić autentyczność dokumentów potwierdzających wykształcenie czy odbyte kursy i szkolenia. A kandydaci potrafią posunąć się naprawdę daleko. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez IBBC Group. Według nich kłamstwa potencjalnych pracowników wychodzą w większości (65 proc.) już po zakończeniu procesu rekrutacji, na początku zatrudnienia. Aż 23 proc. przypadków wychodzi na jaw po wielu latach zatrudnienia.

Z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że 58 proc. pracowników HR miało do czynienia z oszustwami w CV. Podobne wyniki dały badania w Wielkiej Brytanii. Co więcej w 2013 roku w związku z tym prokuratura skierowała do sądów 324 sprawy. W Polsce ten odsetek jest jeszcze większy. Jak wynika z badań przeprowadzonych rzez IBBC Group z kłamstwem w CV zetknęło się 81 proc. rekruterów. Gdzie oszukujemy najwięcej? Określając poziom znajomości języków, obsługi programów komputerowych, posiadanego prawa jazdy itd. (80 proc.). Równie często koloryzujemy jeśli chodzi o zakres wykonywanych obowiązków. Prawie połowa badanych stwierdziła, że spotkała się z kłamstwem odnośnie przebytych kursów i zdobytych nagród oraz dat zatrudnienia. Co trzeci badany spotkał się z podawaniem nieprawdziwych informacji dotyczących swojego wykształcenia. W dalszej kolejności znajdują się: kłamstwa dotyczące miejsca pracy, stanowiska pracy i danych osobowych.

Zatrudnienie niewłaściwego pracownika jest bardzo kosztowne. Dlaczego? Prędzej czy później okaże się, że taki pracownik nie ma wystarczających kompetencji do wykonywania określonych czynności. Pracodawcy zauważyli również, że osoby, które kłamały w CV są mniej staranne i mniej profesjonalne. Mają słabszą frekwencję w pracy i są nieterminowi. Co ciekawe 20 proc. pracodawców zauważyło, że takie osoby dopuszczają się kradzieży i oszustw. Pracodawca staje więc przed dylematem: albo przeprowadzi kolejną rekrutację, albo zainwestuje w szkolenia pracownika.

27 proc. badanych stwierdziło, że cena za zatrudnienie niewłaściwego pracownika to 50-100 tys. złotych rocznie. Prawie 12 proc. oszacowało te koszty w granicach 100-500 tys. złotych, a powyżej tej kwoty – prawie 4 proc.

Dlatego pracodawcy chcąc zabezpieczyć swoje interesy sięgają po coraz bardziej wymyślne metody. Jedną z nich jest background screening. - Na rynku można kupić różne rzeczy. Dokument, którym posługuje się kandydat na pracownika to tylko dokument. Wystarczy wspomnieć historię lekarza, który pracował 10 lat w szpitalu na podrobionym dyplomie – mówi Monika Klonowska z IBBC Group.

Firmy zajmująca się sprawdzeniami pracowniczymi potwierdzają wszystkie informacje, jakie kandydat zamieszcza w CV. Począwszy od miejsca zatrudnienia, dat, zdobytego wykształcenia, przez referencje aż po relacje międzyludzkie. - Potencjalni pracownicy wiedzą, że będą przez nas prześwietlani. Muszą wyrazić na to zgodę. Pierwszym etapem jest wypełnienie kwestionariusza, który ma podobną strukturę do CV, które złożył u pracodawcy. I tu dochodzimy do pierwszego etapu weryfikacji tych danych. Większość osób na tym etapie decyduje się jednak napisać prawdę - tłumaczy Monika Klonowska.

Nowym zjawiskiem, z którym mają problem rekruterzy jest praca za granicą. I tu coraz częściej wkracza detektyw. – Spotykaliśmy się z takimi CV, których ktoś wpisywał sobie, że był kierownikiem produkcji w zakładzie w Niemczech, a potem okazywało się, że w rzeczywistości pakował sałatę – mówi Wacław Strybulewicz, detektyw z agencji Prawdziwy detektyw.

Nie da się dokładnie oszacować, ile agencji detektywistycznych ma w swojej ofercie sprawdzenia pracownicze. – Widzimy, że jest ich coraz więcej Zlecenia są bardzo zróżnicowane, podobnie jak ich zakres – mówi Piotr Rydlak, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów. Usługa zaczyna być szczególnie popularna w dużych miastach i dużych firmach, gdzie świadomość kosztów zatrudnienia niewłaściwego pracownika jest większa.

Jedną z metod wykorzystywanych przez detektywów jest badanie wariografem. – Badania wariograficzne w polskich firmach budziły jeszcze kilka lat temu wiele kontrowersji. Przedsiębiorcy widzą jednak, że są skuteczne i coraz częściej korzystają z nich – dodaje Rydlak.

Na takie badanie oczywiście pracownik musi wyrazić zgodę. Jeśli odmówi, detektywom pozostają „zwykłe” metody pracy.

Wszyscy rozmówcy podkreślali, że spotykali się ze spektakularnym pisaniem swojej historii zawodowej od nowa. Częściej jednak jest to zwykłe podkoloryzowanie rzeczywistości. Zgodnie jednak podkreślają, że pierwsze wrażenie robi się tylko jeden raz i pracodawcy tracą zaufanie do takiego kandydata, A zaufanie do swojego pracownika, któremu powierza się część swojej firmy, to podstawa.