Zapoczątkowany na Harvardzie miał umożliwić naukowcom prowadzenie wartościowych badań. Nic innego miało nie zaprzątać im głowy. Później sabbatical przyjął się wśród wyższej kadry menadżerskiej, której dzień pracy trwa często dłużej niż standardowe osiem godzin i wypalenie zawodowe przychodziło wcześniej. W dobie niedoboru talentów szefowie dostrzegli, że o dobrych pracowników trzeba szczególnie zabiegać. Ten problem wciąż się pogłębia, więc i sabbatical staje się popularny wśród osób zatrudnionych na niższych stanowiskach.
Sabbatical to przerwa od pracy. Czas jej trwania zależy od polityki danej firmy. W Stanach Zjednoczonych, gdzie sabbatical cieszy się największą popularnością, co piąty pracownik może liczyć na co najmniej miesięczną przerwę, a co dziesiąty nawet na rok wolnego. Najczęściej w trakcie trwania tej przerwy pracownik otrzymuje pełne wynagrodzenie i ma gwarancję, że po powrocie wróci na zajmowane wcześniej stanowisko. Bo sabbatical jest z założenia inwestycją w najlepszych.
- Przede wszystkim chciałem zrealizować jedno ze swoich największych marzeń. Poza tym miałem świadomość, że potrzebuję wraz z rodziną zatrzymać się w wiecznej pogoni i pośpiechu. Zależało mi na chęć spędzeniu jakościowo dobrego czasu z dziećmi i żoną, zacieśnieniu więzów rodzinnych – opowiada Wojciech Mroczyński, który zdecydował się na taki wyjazd.
Decyzja o wyjeździe była również, co charakterystyczne dla większości decydujących się na sabbatical, podyktowana chęcią wyrwania się z rutyny dnia codziennego i jego przewidywalności.
Nie są to jednak zwykłe wakacje. Sabbatical musi mieć cel. Może to być wolontariat, podnoszenie kwalifikacji czy rozwój swojego hobby. Na tym polega główna różnica między sabbaticalem a zwykłymi wakacjami. Ten czas pracownik ma poświęcić na naładowanie akumulatorów i przygotowanie się do dalszej kreatywnej i efektywnej pracy.
W przypadku Wojciecha Mroczyńskiego była to podroż niemal dookoła świata. Wraz z rodziną był w Australii, Chile, Kanadzie, Nowej Zelandii i w Wietnamie.
Brakuje danych dotyczących liczby Polaków dotkniętych syndromem wypalenia zawodowego. Zaczyna się on najczęściej 4-5 lat po podjęciu pracy w danym miejscu. Wówczas najczęściej mija ekscytacja i nowe obowiązki powszednieją. W 2009 roku zespół naukowców pod kierownictwem prof. Bassama Aouilego, członka zarządu Polskiego Towarzystwa Terapeutycznego i pracownika Instytutu Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy przeprowadził badania 10 tys. pracowników. Okazało się, że co czwarty z nich cierpi na syndrom wypalenia zawodowego.
Problem jest jeszcze poważniejszy na Zachodzie. Szacuje się, że dotyka 9 mln Niemców, co kosztuje niemiecką gospodarkę 6,3 mld euro. 3 mld euro rocznie wydaje się na ich leczenie, a pozostałą część sumy pochłaniają zwolnienia lekarskie. Jest to również najczęstsza przyczyna wcześniejszego przechodzenia na emeryturę.
Aby skutecznie walczyć z tym zjawiskiem nie wystarczą już benefity w postaci karty do klubu fitness. Coraz bardziej popularny staje się sabbatical.
Wyjazd nie zawsze jest prosty…
– Najtrudniejsze było życie “po cygańsku” w taborze, przy bardzo skromnym dziennym budżecie i wymagających warunkach i minimum komfortu, szczególnie jeśli idzie o klimat oraz warunki do pracy z dziećmi w ramach edukacji domowej. Na wielu kempingach lekcje trzeba było odrabiać na leżąco, gdyż w wielu takich miejscach brakowało stołu. Poza tym, wyzwaniem było utrzymanie codziennej dyscypliny kilkugodzinnej pracy z dzieckiem nad materiałem szkolnym przez cały rok, jednocześnie będąc w podróży – opowiada Mroczyński.
…ale opłacalny
- Po pierwsze, wiele moich koleżanek i kolegów stwierdziło, ze wróciłem do pracy pozytywnie odmieniony. Tym bardziej zostałem ciepło przyjęty. Poza tym, moje spojrzenie na wiele rzeczy diametralnie się zmieniło po powrocie. Zatem, mimo tego, że wróciłem do tej samej rzeczywistości, zacząłem postrzegać ją w inny sposób. Mam tu na myśli takie kwestie jak zmiana priorytetów i wartości życiowych, relacje z innymi ludźmi i moja rola w ich budowaniu, nabranie dystansu do wielu spraw, a skupienie się na tym, co istotne. W swoim otoczeniu zacząłem też lepiej dostrzegać to, co mi służy, jak również to, czego i kogo lepiej unikać – opowiada Mroczyński