Do armii nie idzie się na czas przetrzymania kryzysu, choć w tym czasie jest koniunktura na służbę wojskową. Ale jak kryzys się skończy, to może nie być odpowiedniej liczby ochotników.
Waldemar Skrzypczak, były wiceminister w Ministerstwie Obrony Narodowej, generał broni i dowódca Wojsk Lądowych RP. W 2005 r. był dowódcą Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w ramach IV zmiany PKW w Iraku
Czy obawia się pan wojny?
Nie. A kto niby miałby nas zaatakować?
Może o czymś nie wiem, ale Rosjanie nie mają przecież nawet
wojska, aby to zrobić.
Rosyjska armia jest tak sponiewierana, że próbuje rozpaczliwie powstrzymać kontrofensywę ukraińskiej armii.
Podobno rezerwy wygrywają wojnę. Czy nasze rezerwy są wystarczające?
Tu nie chodzi o ilość. Obawiam się jednak o jakość tych
szkoleń, czyli wiek rezerwistów, wśród których nie brakuje nawet takich w wieku ok. 60 lat.
Może
wojsko młodych na szkolenia nie wzywa, bo oni pracują...
To nie jest właściwy kierunek. Każdy pracodawca musi uszanować to, że pracownika, który był w armii, trzeba czasami przeszkolić.
Czy obowiązkowy pobór powinien być odwieszony?
Na razie nie ma takiej potrzeby, bo, jeszcze raz powtarzam, że żaden konflikt zbrojny nam nie grozi.
Cieszy pana fakt, że będziemy więcej pieniędzy i sprzętu przekazywać na armię?
Tak, ale obawiam się, że nie będzie na to pieniędzy, skoro kryzys gospodarczy, a i może
zwolnienia w pracy będą nieuniknione. Na armię przecież idą nasze podatki, a jeśli ich nie będzie, to skąd brać te pieniądze.
Wojsko Polskie, w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, w tym roku jest gotowe przeszkolić 15 tys. ochotników. Do Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji wpłynęło już 8 tys. wniosków o szkolenie. Czy to sukces?
Oceniałem, że to nie będzie więcej jak 5 tys. rocznie. Odpowiednia promocja sprawiła, że tych ochotników zgłosiło się 8 tys., ale limit 15 tys. trudno będzie osiągnąć. Można uznać, że to jest połowiczny sukces, ale ten proces będzie z pewnością trwał. Trzeba pamiętać, że te 8 tys. ochotników musi jeszcze przejść przez komisję lekarską i rozmowę z psychologiem. Nie wiem, czy ci specjaliści będą podchodzić do kandydatów restrykcyjnie, skoro armia potrzebuje żołnierzy. Proszę pamiętać, że na razie
bezrobocie w kraju jest rekordowo niskie, a to nie sprzyja w pozyskiwaniu młodych do wojska. Według mnie wystarczy 5 tys. żołnierzy ochotniczej służby wojskowej rocznie. Trzeba stawiać na jakość, a nie za wszelką cenę na wypełnienie limitu.
Czyli jeśli jest kryzys na rynku cywilnym, to zyskuje armia, która jest solidnym pracodawcą?
Tak, tylko proszę pamiętać, że do armii nie idzie się na czas przetrzymania kryzysu. Często są to młode osoby, które chcą lub powinny - w oczekiwaniu armii - na stałe związać się z mundurem. W okresie narastającego kryzysu będzie koniunktura na służbę wojskową. Ale jak kryzys się skończy, to również nie będzie odpowiedniej liczby ochotników.
Czy wierzy pan, że nasza armia będzie kiedyś liczyć 300 tys.?
Ten proces będzie trwał wiele lat. Nikt nie wie, co wydarzy się w Europie w najbliższych latach. Trudno przewidzieć, jak będzie pogłębiała się recesja i jaką będziemy mieli sytuację migracyjną. O tym, czy będziemy mieli docelowo armię 300-tysięczną, nie zdecydują politycy, a sytuacja ekonomiczna i gospodarcza.
Obecnie uposażenie osoby wstępującej do ochotniczej zasadniczej służby wojskowej wynosi 4560 zł brutto miesięcznie. Ile powinien zarabiać żołnierz na początku kariery?
Biorąc pod uwagę galopującą inflację, na wstępie żołd powinien być w okolicach średniej krajowej, czyli jednak więcej od proponowanego obecnie. Nie należy jednak doprowadzać do tego, że aby pozyskać ochotników, płacimy każde pieniądze, bo dojdzie do antagonizmów, jak w okresie PRL, kiedy zarzucano mundurowym, że zarabiają znacznie więcej od pracowników cywilnych. Wojskowi mogą zarabiać tylko nieco więcej niż osoby z podobnymi kwalifikacjami na rynku.
Czy kilkunastodniowe szkolenia są wystarczające, żeby zostać żołnierzem?
Zawsze powtarzałem, że 16 dni szkolenia to zbyt mało do złożenia przysięgi wojskowej. W tym czasie ochotnik może się tylko nauczyć oddawania honorów i nic więcej.
Ile więc według pana powinno trwać minimalne szkolenie?
Jeśli młoda osoba naprawdę chce być żołnierzem, to powinna być na przeszkoleniu w jednostce wojskowej przez minimum trzy miesiące, a dopiero później złożyć przysięgę. Przez ten czas może się nauczyć tylko podstaw zachowania się w trakcie konfliktu.
Niedawno opublikowano rozporządzenie ministra obrony narodowej w sprawie stypendiów dla studentów kierunków przydatnych w armii. Są wśród nich m.in. medycyna, informatyka, co nie dziwi, ale po co w wojsku np. teolodzy, politolodzy i dziennikarze?
Przepraszam, ale czy może pan powtórzyć, czy wymienił pan tam teologów?
Nie mam pojęcia. Teolodzy są bardzo dobrymi katechetami. Pojawia się pytanie, czy w armii będziemy mieć takich ludzi.
A może będą wspierać żołnierzy, jeśli będzie im ciężko?
Od tego jest dowódca! Po teologów, politologów czy dziennikarzy sięgają słabi dowódcy. Ten, który ma charakter i charyzmę, nie potrzebuje wsparcia takich osób.
Zastanawiam się, czy ci teolodzy będą walczyć krzyżami na froncie. W innych światowych armiach, które są liderami sił zbrojnych, mam tu na myśli Stany Zjednoczone, wśród pożądanych kierunków studiów nie ma takich jak teologia. Politolodzy występują, ale są to raczej doradcy dowódców i nie ma ich zbyt wielu. Politolodzy byli obecni podczas operacji wojskowej w Iraku. Z kolei dziennikarze są potrzebni do obsługi prasowej i PR. Ci jednak powinni jednocześnie być żołnierzami. Z tych jednak kierunków nie robiłbym jakichś wyjątkowo potrzebnych specjalności dla armii.©℗