Osoby z potwierdzonymi kwalifikacjami to tylko kilka procent ogółu zatrudnionych w urzędach. Rząd utrudnia dostanie się do tej elity.
ikona lupy />
Wojciech Zieliński, zastępca dyrektora departamentu służby cywilnej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów / DGP / Wojtek Gorski
Od stycznia pracownicy administracji rządowej mogą zgłaszać się do postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, uzyskanie takiej nominacji nie będzie łatwe. Na przeszkodzie po raz kolejny staje niewielki limit mianowań, który wynosi zaledwie 200 osób. W poprzednich latach zdarzało się, że był on nawet 10 razy wyższy. Kandydaci z roku na rok muszą też wnosić coraz wyższą opłatę za postępowanie. I muszą prosić dyrektora generalnego o złożenie podpisu pod zgłoszeniem.
Zdaniem ekspertów liczba urzędników mianowanych w administracji rządowej powinna rosnąć. Ograniczenia hamują wzrost jakości pracy urzędów.

Najpierw zapłać

Pracownicy służby cywilnej, którzy chcą ubiegać się o mianowanie na urzędnika, muszą liczyć się z wydatkami. Za przystąpienie do postępowania kwalifikacyjnego w danym roku trzeba wnieść opłatę, która wynosi 35 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę. A ta od stycznia 2014 r. wzrosła o 80 zł i wynosi 1680 zł. W efekcie opłata za przystąpienie do postępowania kwalifikacyjnego w 2014 r. wynosi już 588 zł i będzie o 28 zł wyższa w porównaniu do ubiegłego roku. Oznacza to, że jeżeli z takimi wnioskami wystąpi około tysiąc osób (przeciętna liczba przystępujących), do budżetu trafi 600 tys. zł. Dla porównania takich opłat nie muszą ponosić np. lekarze, którzy zdają egzaminy specjalizacyjne.
– Od pracowników administracji rządowej też nie powinno się ich pobierać. A jeśli jest to konieczne, powinny je wnosić tylko te osoby, które nie zdały egzaminu. Pozostali, którzy zmieszczą się w limicie, powinni otrzymać zwrot – wskazuje Tomasz Ludwiński, przewodniczący rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.
Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, która jest odpowiedzialna za przeprowadzenie wspomnianego postępowania, tłumaczy, że z tych pieniędzy opłacane są osoby, które przeprowadzają egzamin, a także pokrywane są koszty powielania dokumentów, w tym testów. Zaznacza, że największe wydatki wynikają jednak z konieczności wynajęcia pomieszczeń. Przepisy przewidują, że egzamin musi być przeprowadzany wyłącznie w jednym dniu.
– Koszt wynajęcia hali i zapewnienia obsługi dla około 1,2 tys. osób pochłania prawie całość wpisowego wnoszonego przez kandydatów – potwierdza Joanna Langiewicz, kierownik biura spraw personalnych, rekrutacji i organizacji postępowań w służbie cywilnej.

Dyrektor się dowie

Koszty to niejedyna bariera dla przyszłych urzędników. Pracownik służby cywilnej nie może w zupełnej tajemnicy przed swoim pracodawcą przystąpić do postępowania kwalifikacyjnego. W przypadku kandydata, który ma dwa lata stażu pracy, zgodę na przystąpienie do kwalifikacji musi wydać dyrektor generalny. Ci, którzy mają już co najmniej trzyletni staż pracy, nie muszą o nią występować. Wydawałoby się więc, że te osoby mogą bez żadnych problemów sprawdzić się w takim postępowaniu bez informowania o tym przełożonych. Ale to niemożliwe. Prawidłowe i kompletne zgłoszenie do postępowania kwalifikacyjnego musi bowiem zawierać formularz zgłoszenia podpisany przez dyrektora generalnego.
– To jest absurdalny przepis. Gdyby nie było tego obowiązku, to chętnych do ubiegania się o status urzędnika mianowanego byłoby znacznie więcej – potwierdza Tomasz Ludwiński.
Według niego wystarczyłoby, aby kandydat do wniosku dołączał oświadczenie, z którego wynikałoby, gdzie pracuje oraz że spełnia warunki formalne.
Kandydaci próbują składać wnioski bez podpisu dyrektora generalnego.
– W takiej sytuacji odsyłamy dokumenty. Szkoła musi przestrzegać przepisów – uważa Joanna Langiewicz.

Trudny egzamin

Poza tymi przeszkodami chętni do zostania urzędnikiem mianowanym muszą się liczyć z ograniczoną liczbą miejsc. W 2012 r. do postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego przystąpiło ponad 2 tys. chętnych. Z tego aż 1,3 tys. zdało trudny egzamin. Ale już akt mianowania otrzymało tylko 500 z nich, bo taki był limit. W ubiegłym roku wyniósł on jeszcze mniej, bo zaledwie 200 osób. Mimo to chętnych nie brakowało. Do postępowania zgłosiły się ponad 864 osoby. Ale egzaminy z wynikiem pozytywnym zaliczyło znacznie mniej osób niż w poprzednich latach, bo tylko 23,38 proc. Dla porównania w 2012 r. było to 61,9 proc., w 2011 r. – 76,6 proc., a w 2010 r. – 60,1 proc.
– To świadczy o tym, że w 2013 r. egzamin był znacznie trudniejszy od poprzednich lat. Egzamin jednak nie powinien należeć do łatwych – mówi prof. Józefa Hrynkiewicz, była dyrektor KSAP.
Sam KSAP przyznaje jednak, że sygnalizowano skalę trudności testu.
– Kandydaci w ankietach wskazywali, że egzamin był trudny. Największą trudność sprawia on tym osobom, które po raz pierwszy do niego przystępują – wyjaśnia Joanna Langiewicz.

Rozmyte testy

Co roku kandydaci narzekają też na część sprawdzianu, który składa się z testu psychologicznego. Podkreślają, że trudno jest zweryfikować, czy osoba przystępująca do postępowania udzieliła prawidłowej odpowiedzi.
– Dzieje się tak zawsze w przypadku przeprowadzania testów psychologicznych. Również w trakcie rekrutacji do policji osoby, które posiadają odpowiednią wiedzę i sprawność fizyczną, nie dostają się do formacji właśnie z powodu tej części sprawdzianu – wskazuje dr Stefan Płażek z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Według niego niektóre pytania testowe z zakresu psychologii są często mało obiektywne.
Z tymi argumentami nie zgadza się organizator egzaminu.
– Staramy się układać wszystkie pytania w taki sposób, aby można je zweryfikować – mówi Joanna Langiewicz.

Złudne oszczędności

Osoby, które już zaliczą egzamin i znajdą się w limicie mianowań, muszą czekać nawet kilka miesięcy, zanim złożą ślubowanie. W ubiegłym roku okres ten trwał od czerwca do grudnia. W tym czasie budżet państwa zaoszczędził około miliona złotych na wypłacie dodatków do pensji z tytułu zdobycia dodatkowych kwalifikacji.
– To jest pozorne szukanie oszczędności. Jeśli kandydat na urzędnika zdał trudny egzamin i znalazł się w limicie, to w ciągu miesiąca powinien złożyć ślubowanie – potwierdza prof. Krzysztof Kiciński, wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej.

40 proc. osób na kierowniczym stanowisku jest urzędnikami mianowanymi

Mianowanie w służbie cywilnej to naturalny wybór dla osób, które traktują swoją pracę nie tylko jako wykonywanie wyuczonego zawodu, ale jako służbę państwu i są gotowe związać się z administracją publiczną na dłużej. Jego uzyskanie jest trudniejsze, bo w ostatnich latach limity mianowań maleją. Należy zaznaczyć, że pomimo iż osoby z takim statusem stanowią tylko nieco ponad 6 proc. wszystkich członków korpusu służby cywilnej, to zajmują ponad 40 proc. wyższych stanowisk w służbie, chociaż ustawa nie faworyzuje ich w żaden sposób w procesie naboru. Ich odsetek przekracza także 10 proc. w przypadku stanowisk średniego szczebla zarządzania, koordynujących i samodzielnych. Powyższe statystyki świadczą o profesjonalizmie tej grupy pracowniczej.