Stopa bezrobocia niska, a na jedną ofertę pracy czyha kilkadziesiąt bezrobotnych osób.
We wszystkich miastach wojewódzkich (z wyjątkiem Białegostoku) stopa bezrobocia jest dużo niższa niż średnia w kraju. Np. w Gdańsku w końcu września wynosiła 6,8 proc. – o 6,2 pkt proc. mniej od średniej krajowej. A mimo to na jedną ofertę zatrudnienia przypadało tam aż 86 bezrobotnych – wynika z danych Urzędu Statystycznego we Wrocławiu.
Według wyliczeń Marii Michaluk, wicedyrektor PUP w Gdańsku, jeśli uwzględni się oferty spoza urzędów pracy (np. gazet czy portali), na jedno miejsce pracy przypadało 48 bezrobotnych. Ale to też dużo.
– Miejsc pracy moglibyśmy mieć znacznie więcej, jednak faktyczne zapotrzebowanie firm dostosowujemy do liczby potencjalnych kandydatów posiadających wymagane kwalifikacje. Przykładowo w sektorze stoczniowym negocjujemy z pracodawcą liczbę miejsc pracy w taki sposób, aby rekrutacja była rozłożona w czasie umożliwiającym znalezienie odpowiednich fachowców – wyjaśnia Michaluk. Dodaje, że w oficjalnych statystykach PUP w Gdańsku, w odróżnieniu od innych pośredniaków, nie są wykazywane oferty pracy tymczasowej oraz sezonowej, które gromadzone są przez Centrum Pracy Krótkoterminowej (jednostkę podległą PUP w Gdańsku).
Wielu bezrobotnych przypadających na jedną ofertę pracy to problem także innych miast. We wrześniu w Kielcach było ich 82, w Lublinie 57, Łodzi – 49, Białymstoku – 46, a w Olsztynie – 30.
Skąd te liczby? Firmy poszukujące pracowników korzystają nie tylko z pomocy urzędów pracy, ale też rekrutują ich przez agencje lub spośród kandydatów, którzy się do nich bezpośrednio zgłaszają. – Urzędy pracy nie cieszą się dobrą reputacją wśród przedsiębiorców. Ci nie widzą w nich instytucji, w których da się znaleźć odpowiednio dopasowanych kandydatów – twierdzi dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Zdarza się, że osoby skierowane przez pośredniaki do pracy pojawiają się u potencjalnego pracodawcy tylko po to, aby podpisać dokument potwierdzający, że u niego byli. Sama praca ich nie interesuje, mają zajęcie w szarej strefie. W ten sposób chronią się przed skreśleniem z listy bezrobotnych, która daje im m.in. ubezpieczenie zdrowotne. – Dlatego zgłaszają stosunkowo mało ofert zatrudnienia do pośredniaków – podkreśla dr Wojciechowski.
Ale są też inne przyczyny. – W urzędach pracy zarejestrowanych jest wiele osób o niskich kwalifikacjach – zauważa prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego. Przedsiębiorcy o tym wiedzą i nie zgłaszają tam ofert zatrudnienia, bo mają inne potrzeby kadrowe. W efekcie do pośredniaków trafia tylko jedna trzecia ogłoszeń, jakie pojawiają się na całym rynku pracy. – Dlatego ci, którzy rzeczywiście szukają zajęcia, robią to przede wszystkim poprzez osobiste kontakty oraz krewnych i znajomych – uważa prof. Kryńska.
Ułatwione zadanie mieli bezrobotni w Zielonej Górze. Tam w końcu września na jedną ofertę zatrudnienia przypadało tylko pięć zarejestrowanych osób bez zajęcia (najmniej wśród wszystkich miast wojewódzkich). – To między innymi dlatego, że w naszym mieście otwarto kilka różnego rodzaju marketów, które stworzyły dużo miejsc pracy – wyjaśnia Nina Kowalonek, wicedyrektor PUP w Zielonej Górze. Wniosek: chętnych na niskopłatne, szeregowe stanowiska, niewymagające dużej wiedzy i umiejętności, najłatwiej znaleźć w pośredniakach.