W ubiegłym roku wydajność w Polsce wzrosła o 5,6 proc. To najlepszy wynik w Europie. Ale zanim ją dogonimy, miną ze trzy dekady.
W ubiegłym roku wydajność w Polsce wzrosła o 5,6 proc. To najlepszy wynik w Europie. Ale zanim ją dogonimy, miną ze trzy dekady.
To nie przypadek, że w rankingach wydajności nasza pozycja poszła w górę. – To przede wszystkim zasługa firm sprzedających swoje wyroby na rynkach zagranicznych – uważa dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. Jej zdaniem mimo spowolnienia gospodarczego eksporterzy inwestowali w maszyny i technologie, aby zwiększyć konkurencyjność i w ten sposób utrzymać swoje rynki zbytu albo je powiększyć. – Ponadto mieliśmy w Polsce przyzwoity wzrost PKB, który urósł w ubiegłym roku o 1,9 proc., podczas gdy strefa euro była do II kw. w recesji – komentuje z kolei dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
Mimo wzrostu wydajności pracy, jest ona trzykrotnie mniejsza niż średnia w UE. – To nie znaczy, że Polacy są leniwi lub wkładają w pracę mniej wysiłku – podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska z SGH. Swoje robią biurokracja, zła organizacja pracy czy nieuczciwi kontrahenci.
Jeszcze w 2005 r. wydajność pracy w Polsce mierzona wartością PKB w cenach stałych na przepracowaną godzinę była o 72 proc. mniejsza niż przeciętnie w Unii Europejskiej. W ubiegłym roku było już znacznie lepiej, ponieważ w ciągu siedmiu lat zasypaliśmy trochę przepaść, jaka nas dzieli od Wspólnoty – produktywność była już niższa o 67,7 proc. Jednak oficjalne wskaźniki mogą być przeszacowane. – Do PKB wliczana jest szara strefa gospodarki. Jednak przy wyliczaniu produktywności nie uwzględnia się godzin w niej przepracowanych. Gdyby je uwzględniono, wówczas wydajność pracy w Polsce byłaby niższa – twierdzi prof. Elżbieta Mączyńska z SGH.
Systematyczny wzrost wydajności w Polsce notowany od ponad dekady cieszy analityków. Ważna jest przy tym poprawa ubiegłorocznego wskaźnika. Uzyskano ją dzięki temu, że w wielu firmach dostosowania do pogarszającej się koniunktury sprowadzały się do zmniejszenia liczby godzin pracy, a nie do redukcji zatrudnienia – zauważa dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Potwierdzają to badania aktywności ekonomicznej ludności prowadzone przez GUS, według których w ubiegłym roku liczba pracujących była stabilna.
W statystykach zyskujemy także dlatego, że baza odniesienia jest niska. Wtedy nawet wzrost wydajności o kilkaset euro powoduje duże zmiany wskaźnika produktywności. W Niemczech na przykład, gdzie wydajność pracy na godzinę przepracowaną wynosiła w ubiegłym roku 42,6 euro – jej zwiększenie o taką samą kwotę jak u nas spowodowałoby znacznie mniejszy efekt statystyczny.
Jakie są perspektywy? – Będziemy nadal gonić przeciętny poziom wydajności w Unii Europejskiej – ocenia dr Borowski. Ale jego zdaniem będzie to trwało bardzo długo – dwie, trzy dekady. Nawet w sytuacji gdy kapitał zagraniczny otwiera u nas kolejne fabryki i centra usług. – Przyciąga go do nas wysoka krańcowa produktywność, która wskazuje na to, ile można zyskać w przyszłości, inwestując w naszym kraju – wyjaśnia dr Borowski.
Równocześnie choć wydajność pracy rośnie, to pod względem przepracowanych godzin znajdujemy się w absolutnej europejskiej czołówce. Przeciętny Polak przepracował w ub.r. 1929 godzin, co znaczy, że w Unii Europejskiej więcej pracuje od niego tylko statystyczny Grek. Różnica między nami wynosi niewiele ponad 100 godzin. W grupie krajów należących do OECD więcej od nas pracują tylko Meksykanie i Chilijczycy, a depczą nam po piętach obywatele Izraela. Za to zdecydowanie mniej od Polaków pracują inne narody Europy Środkowej. Różnica między nami a Czechami to ponad 100 godzin, jeszcze mniej pracują Słowacy. Węgrzy, którzy w 2000 r. pracowali o ponad 40 godzin więcej od nas, teraz pracują o 40 godzin mniej.
Najmniej pracuje się w Europie Zachodniej. Statystyczny Niemiec spędza w pracy ponad 500 godzin mniej niż Polak, ale każda godzina pracy nad Renem wytwarza towary i usługi o cztery razy większej wartości niż godzina pracy nad Wisłą. To ostatnie porównanie pokazuje, że statystycznie im bogatszy kraj, tym mniej się tam pracuje. Także wzrost bogactwa powoduje, że przeciętny czas pracy spada. Widać to dokładnie, jeśli porówna się przeciętny czas pracy w danym kraju obecnie i dekadę temu. W ciągu 12 lat przeciętny Polak zaoszczędził prawie 60 godzin. To i tak nic w porównaniu do innych krajów europejskich, gdzie wskaźnik ten spadł jeszcze bardziej. Czesi pracują o 100 godzin mniej, a Węgrzy o 145 mniej. Czas pracy spada także w krajach wysoko rozwiniętych. Niemcy przez dekadę zdążyli zaoszczędzić 74 godziny, nawet Norwegom udało się skrócić czas pracy o 35 godzin.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama