Redukcje zatrudnienia nie przełożyły się na gwałtowny wzrost liczby spraw wszczynanych przez osoby, które straciły etat i walczą o powrót do firmy.
W I półroczu tego roku 7,6 tys. osób wszczęło sprawę związaną z wypowiedzeniem umowy o pracę, a 2,7 tys. poskarżyło się na dyscyplinarkę.
Dane te zasadniczo nie odbiegają od tych z poprzednich lat. Przybywa np. kobiet skarżących wypowiedzenie, ale maleje łączna liczba tych odwołujących się od zwolnienia dyscyplinarnego. Spowolnienie gospodarcze miało więc co najwyżej ograniczony wpływ na decyzje pracowników o dochodzeniu roszczeń.

Po stronie firmy

Zdaniem związkowców wiele osób mających poczucie krzywdy i uważających, że straciło pracę w sposób sprzeczny z prawem, rezygnuje z walki o przywrócenie etatu.
Pracodawcy wiedzą, że nie każdy zwolniony z naruszeniem przepisów pójdzie do sądu, chociażby ze względu na słabą znajomość prawa. Nie wie, gdzie i jak skierować pozew. Nieprzypadkowo w projekcie nowelizacji k.p. złożonym do laski marszałkowskiej przez Twój Ruch znalazła się propozycja, zgodnie z którą w oświadczeniu pracodawcy o wypowiedzeniu umowy lub jej rozwiązaniu bez wypowiedzenia powinno być zawarte pouczenie o prawie odwołania do sądu wraz ze wskazaniem tego właściwego ze względu na miejsce siedziby lub zamieszkania pracodawcy, siedziby zakładu, miejsca wykonywania pracy lub gdzie jest, była lub miała być ona wykonywana.
Inną przyczyną zniechęcającą do sporu jest coraz mniejsza szansa na wygraną w sądzie.
– Orzecznictwo jest coraz bardziej liberalne. Odkąd Sąd Najwyższy (SN) w jednym z orzeczeń stwierdził, że wypowiedzenie umowy jest zwykłym sposobem zakończenia zatrudnienia, trudno jest zakwestionować jego prawidłowość, jeśli pracodawca dopełnił wszystkich formalnych wymogów z nim związanych. Przyczyna wypowiedzenia, która jeszcze kilka lat temu byłaby przez sąd zakwestionowana, dziś jest uznawana – wyjaśnia Adam Kołodziej, radca prawny, NSZZ „Solidarność” Pomorza Zachodniego.
Jego zdaniem największe szanse na sukces w sądzie mają zwolnieni bez wypowiedzenia z powodu ciężkich naruszeń obowiązków pracowniczych. Nie ma co prawda w przepisach katalogu takich nieprawidłowości, ale w tym przypadku orzecznictwo SN dosyć wyraźnie ogranicza możliwość lekkomyślnego szafowania zwolnieniem z winy pracownika pod byle pretekstem.

Chodzi o pieniądze

Trudne i kosztowne jest też prowadzenie skutecznego sporu z profesjonalnym przedstawicielem pracodawcy. Wynajęcie pełnomocnika wykracza często poza możliwości zwolnionego.
– Trzeba pamiętać, że poza tym są jeszcze inne koszty związane z prowadzeniem sporu. Należy doliczyć wydatki na dojazdy, telefony, korespondencję itp. Po ich zsumowaniu okaże się, że ewentualna wygrana jest tzw. pyrrusowym zwycięstwem. Kodeks pracy limituje zarówno wynagrodzenia za czas pozostawania bez pracy osób zwolnionych niezgodnie z prawem, jak i wysokość odszkodowania, jakie mogą oni uzyskać w sytuacji gdy sąd uzna, że ich przywrócenie do pracy jest niemożliwe lub niecelowe – tłumaczy Paweł Śmigielski, ekspert OPZZ.
Zgodnie z kodeksem pracy pracownikowi, który podjął zatrudnienie w wyniku przywrócenia do pracy, przysługuje wynagrodzenie za czas pozostawania bez niego, nie więcej jednak niż za 2 miesiące, a gdy okres wypowiedzenia wynosił 3 miesiące – nie więcej niż za 1 miesiąc. Jeżeli umowę rozwiązano m.in. z pracownikiem w okresie ochrony przedemerytalnej albo z kobietą w okresie ciąży lub w czasie urlopu macierzyńskiego, wynagrodzenie przysługuje za cały czas pozostawania bez etatu.
– W większości przypadków etaty tracą pracownicy niekorzystający z ochrony, więc ich świadczenia z tytułu wygranego po kilku miesiącach sporu są bardzo niskie – podkreśla Paweł Śmigielski.
Limitowana jest też wysokość odszkodowania za niezgodne z prawem zwolnienie. Jeśli sąd uzna, że co prawda procedura wypowiadania umowy o pracę została przeprowadzona w sposób naruszający prawo, ale przywrócenie jest niemożliwe lub niecelowe, to niechroniony w szczególny sposób zatrudniony może otrzymać od sądu odszkodowanie w wysokości wynagrodzenia za okres od 2 tygodni do 3 miesięcy (nie niższej jednak od wynagrodzenia za okres wypowiedzenia).

Szkoda czasu

Czynnikiem zniechęcającym do kierowania pozwów jest też czas trwania postępowań w sądzie. Dotyczy to zwłaszcza dużych miast. Z danych resortu sprawiedliwości wynika, że w 2011 roku przeciętny czas rozpatrywania sprawy w pierwszej instancji przez sąd pracy wynosił 5,1 miesiąca. Zanim więc dojdzie do prawomocnego rozstrzygnięcia, mija co najmniej kilkanaście miesięcy. Jednocześnie sądy pracy bardzo niechętnie stosują art. 4772 par. 2 k.p.c. Zgodnie z nim, uznając wypowiedzenie umowy o pracę za bezskuteczne, sąd na wniosek pracownika może w wyroku nałożyć na firmę obowiązek dalszego jego zatrudnienia do czasu prawomocnego rozpoznania sprawy.

Gorycz po zwycięstwie

Zazwyczaj przedsiębiorcy szanują orzeczenia sądów przywracające do pracy. Ich stosowanie wspiera art. 218 kodeksu karnego, zgodnie z którym odmawiający ponownego przyjęcia do pracy osoby, o której przywróceniu orzekł właściwy organ, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. W ostatnich latach tylko kilku pracodawców zostało skazanych za odmowę ponownego zatrudnienia. W ubiegłym roku taki przypadek zdarzył się raz.
Większość przedsiębiorców coraz częściej zwalnia jednak przywróconą osobę już przy pierwszej nadarzającej się okazji. Przekonała się o tym pielęgniarka z warszawskiego szpitala św. Rodziny. Została zwolniona z naruszeniem przepisów. Dwa lata walczyła w sądach o powrót do szpitala. Gdy otrzymała prawomocne orzeczenie nakazujące dopuszczenie jej do pracy, pojawiła się w placówce i – jak twierdzi – wręczono jej wypowiedzenie pół godziny po ponownym objęciu stanowiska.