Po co zgłaszać kolejne postulaty, jeśli nie idą za nimi skuteczne naciski i negocjacje, a także odpowiednie zmiany w przepisach. Pierwszą przeszkodą jest brak dialogu, z którego zrezygnowali sami działacze. Oczywiście gest w postaci wyjścia z komisji trójstronnej był spektakularny. Miał być wyrazem sprzeciwu wobec nieliczenia się z głosem i postulatami strony związkowej. Niestety, nieobecni nie mają racji. Aby cokolwiek osiągnąć, trzeba wykonywać mrówczą pracę. Z kim i gdzie związki chcą realizować swoje postulaty, skoro obrażone wyszły z komisji trójstronnej?
Nie ma co ukrywać, za związkami nie stoją murem zwykli pracownicy, a trudno się rozmawia z pozycji słabego partnera. Winne temu są same organizacje, które skupiły swoją uwagę na ogromnych zakładach pracy. Owszem, w nich jest zatrudnionych najwięcej związkowców, którzy płacą składki i utrzymują centrale. Tyle że większość ludzi pracuje w małych firmach, które nie mają organizacji związkowych. Od nich działacze się odwrócili i nie walczą o ich miejsca pracy i warunki zatrudnienia.
Ci ludzie nie identyfikują się ze związkami i nie widzą w nich sojusznika. Obawiam się, że centrale związkowe boleśnie przekonają się o tym w czasie zaplanowanych na wrzesień protestów przeciwko zmianom w czasie pracy.
Szansą na pozyskanie nowych sympatyków i zmianę postrzegania związków przez ludzi może być inicjatywa zapowiadana przez Kancelarię Prezydenta. Jesienią mają się w niej zacząć prace nad nowym kodeksem pracy dla małych firm. Zadanie będzie trudne, bo w ramy prawne trzeba będzie wpisać rodzinne, odformalizowane relacje między szefem a załogą oraz uprawnienia, które nie mogą ich dyskryminować w porównaniu z zatrudnionymi w dużych zakładach pracy. Na prezydenta związkowcy nie są jeszcze obrażeni. Może więc wykorzystają szansę na powrót do konstruktywnego dialogu, który przełoży się na dobre prawo pracy.