Dyrektywa UE o delegowanie pracowników do pracy za granicą może spowodować wzrost bezrobocia i zatrudnienia na czarno. Polskim firmom grozi bankructwo.
Zmiany w wysyłaniu do pracy za granicę / Dziennik Gazeta Prawna
Przedsiębiorcy w napięciu oczekują na ostateczną wersję nowej dyrektywy w sprawie delegowania zatrudnionych. Unijne propozycje zakładają m.in. wprowadzenie obowiązku wyznaczenia w kraju przyjmującym tzw. osoby kontaktowej, czyli pełnomocnika, który będzie reprezentował firmę w kontaktach z władzami oraz partnerami społecznymi. Wprowadzają też nakaz uprzedniego informowania administracji lokalnej o przybyciu pracownika (na 5 dni przed) oraz zakaz wielokrotnego delegowania go na to samo stanowisko. Rozwiązania te są skrajnie niekorzystne dla sektora MSP w Polsce. Eksperci alarmują: z nową biurokracją małe i średnie firmy mogą po prostu sobie nie poradzić.
– Ta dyrektywa to ogromny problem nie tylko dla firm, ale dla całego kraju. Ograniczenie możliwości delegowania oznacza zmniejszenie zatrudnienia i wzrost bezrobocia. Można się spodziewać, że zwolnieni pracownicy albo pójdą na zasiłki, albo wyjadą i będą pracować na czarno za granicą – twierdzi Marek Borczowski, prezes firmy budowlanej Real-Construct, ekspert Inicjatywy Mobilności Pracy (IMP).
Skutkiem mogą być ogromne straty dla polskiego budżetu, choć nikt dotąd nie określił, o jakie kwoty może chodzić. Według szacunków łącznie może być to kilka, a nawet kilkanaście mld zł rocznie.
– Szacuję, że same wpływy z podatków i składek na ubezpieczenia społeczne pracowników delegowanych wynoszą łącznie około 2 mld zł rocznie. Część z tej kwoty możemy stracić przez złe przepisy – podkreśla Marek Borczowski.

Firmy na minusie

Niekorzystne dla polskich przedsiębiorców rozwiązanie są zawarte w projekcie tzw. dyrektywy wdrożeniowej względem dyrektywy 96/71/WE z 16 grudnia 1996 r. dotyczącej delegowania pracowników w ramach świadczenia usług (Dz.U. WE L 18/1 z 21 stycznia 1997 r.). Oprócz wspomnianych zmian zakłada on także np. wprowadzenie odpowiedzialności solidarnej zagranicznych kontrahentów za zobowiązania przedsiębiorców względem delegowanych osób. Oznacza to ryzyko ponoszenia odpowiedzialności za osoby zatrudnione u nieuczciwego kontrahenta. A to może zniechęcić zagranicznych odbiorców usług do współpracy z polskimi firmami.
– Jeśli delegowanie przestanie się opłacać, nastąpi wzrost bezrobocia i ucieczka do pracy za granicą, ale w szarej strefie – prognozuje Ewelina Pietrzak, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Na nowej dyrektywie straci m.in. branża budowlana, informatyczna i sektor agencji pracy tymczasowej. Delegowanie jest jednak stosowane niemalże we wszystkich gałęziach gospodarki. Do pracy za granicą wysyłani są także zatrudnieni w przedsiębiorstwach niekojarzących się na pierwszy rzut oka z takim zatrudnieniem, jak np. Geofizyka Kraków, firma specjalizująca się w pracach sejsmicznych przy poszukiwaniu złóż węglowodorów (ropy naftowej czy gazu ziemnego).
– Z ponad 700 osób zatrudnionych w spółce w 2012 r. około 300 świadczyło usługi na podstawie delegowania w Unii Europejskiej. Zwiększenie biurokracji utrudni nam realizowanie usług transgranicznych i zamiast w Europie będziemy szukać zleceń na dalszych rynkach – mówi Filip Rieger, koordynator kontraktów eksportowych w Geofizyce Kraków.

Biedne opiekunki

Prawdopodobnie skutki nowej dyrektywy najdotkliwiej odczują przedsiębiorstwa z branży opiekuńczej. Dla nich jedną z największych bolączek jest zakaz ponownego delegowania pracownika na stanowisko, na którym w przeszłości pracowała już ta sama lub inna osoba. Oznacza to niemożność korzystania z zaufanych zatrudnionych i konieczność oferowania pracy osobom, które jeszcze takich prac nie wykonywały. A to może powodować osłabienie wiarygodności firmy wysyłającej.
Problemem dla takich pracodawców jest także możliwość wprowadzenia obowiązku wyznaczenia w kraju przyjmującym tzw. osoby kontaktowej, czyli pełnomocnika.
– Skoro taki przedstawiciel miałby znaleźć się w miejscu wykonania usługi, to czy miałby mieszkać w domu podopiecznego? – bulwersuje się Rafał Rzeźniczak, prezes zarządu firmy Promedica i członek IMP.
Wiele firm w tej branży to agencje zatrudnienia, wysyłające zatrudnionych do pracy u osób fizycznych. Dla nich rozrost kosztów spowodowany m.in. obowiązkiem utrzymywania przedstawiciela w kraju delegowania czy przechowywania tam szczegółowej, przetłumaczonej na tamtejszy język dokumentacji pracowniczej może oznaczać kres działalności. Dużym problemem będzie też konieczność notyfikacji do zagranicznego urzędu zamiaru delegowania pracownika na 5 dni przed jego rozpoczęciem. W tym terminie firma musi też przesłać poświadczony przez ZUS formularz A1, potwierdzający legalność wysłania do pracy.
– Firmy nie są w stanie z dnia na dzień uzyskać w ZUS poświadczenia formularzy A1 i wysłać opiekunkę za granicę tak szybko, jak potrzebuje tego klient. Obniży się więc elastyczność świadczenia naszych usług i konkurencyjność – przewiduje Olga Lisowska z sekcji agencji opieki stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
Na problem ten wskazuje także Rafał Rzeźniczak.
– Opiekunki pracują dynamicznie, a ich pacjenci często się zmieniają. Wcześniejsze powiadamianie i obowiązek raportowania do urzędów o każdej zmianie sparaliżuje płynność świadczenia usług – podkreśla.

Straty na budowach

Nowa dyrektywa o delegowaniu dotyczyć będzie także wielu firm z branży budowlanej. Wysyłanie pracowników do pracy za granicą stanowiło ostatnio sposób na uniknięcie zwolnień w przedsiębiorstwach borykających się z brakiem zamówień w kraju, spowodowanym zapaścią na rynku deweloperskim.
– Konieczność posiadania dokumentów i przedstawiciela przy realizacji każdego projektu to nieporozumienie. W przypadku małych firm, które wysyłają np. 2 osoby w ramach jednego kontraktu, koszty takiego przedsięwzięcia właściwie zostaną podwojone – ocenia Marek Borczowski.
W jego ocenie niejasne są także skutki takich zmian.
– Firmy mogą być zmuszone do odprowadzania za granicą danin publicznych. W ten sposób państwa starej Unii chcą przechwycić pieniądze, które teraz trafiają do polskiego budżetu – twierdzi ekspert IMP.
Na jesieni wspólne stanowisko w sprawie projektu dyrektywy powinna podjąć Rada Unii Europejskiej, po czym przyjęty projekt trafi pod obrady na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego. Istnieje niewielka szansa, że jeżeli Rada UE nie zajmie jednolitego stanowiska, projekt trafi do unijnej zamrażarki. Byłaby to dobra wiadomość dla polskich przedsiębiorców.