Dzięki ustawie o odnawialnych źródłach energii i budowie energooszczędnych domów w ciągu 8 lat może powstać w naszym kraju ponad 300 tys. miejsc pracy.
Ustawy o odnawialnych źródłach energii oraz o charakterystyce energetycznej budynków są właśnie w przygotowaniu. Do ich wprowadzenia zobowiązuje nas Komisja Europejska, która już za 8 lat oczekuje od Polski zwiększenia udziału energii odnawialnej z obecnych 7 do 15 proc. Dzięki termomodernizacji budynków tylko w branży budowlanej powinno powstać od 23 do 75 tys. nowych miejsc pracy. Pozostałe będą w produkcji, transporcie, usługach, konsultingu czy finansach. W sumie do 2020 r. powinno ich powstać ponad 300 tys. – wynika z raportu przygotowanego przez ekspertów Centralnego Europejskiego Uniwersytetu w Budapeszcie oraz Fundacji na rzecz Efektywnego Wykorzystania Energii.
Ostateczna liczba nowych etatów zależy od norm efektywności cieplnej dla budynków, które wejdą w życie – im bliższe będą standardom domów zeroenergetycznych, tym większe będzie zapotrzebowanie na robotników pracujących przy docieplaniu budynków i specjalistów, którzy zajmą się opracowaniem nowych energooszczędnych technologii. – To może być ratunek dla branży, która dziś zmaga się z kryzysem i szykuje do redukcji zatrudnienia – mówi Mateusz Walewski, ekspert rynku pracy z PricewaterhouseCoopers.
Setki tysięcy dodatkowych miejsc pracy dzięki scenariuszom głębokiej trmomodernizacji / DGP
Szybko rozwijający się sektor energii słonecznej i wiatrowej już od 2 – 3 lat szuka ludzi do pracy. Potrzebni są m.in. konstruktorzy i budowniczowie turbin wiatrowych, specjaliści od IT potrafiący programować ekologiczne siłownie, mechanicy do ich obsługi. Rekrutacja się rozkręca, bo inwestycje w farmy wiatrowe planują u nas tacy potentaci, jak francuski EDP, hiszpańska Iberdola, Acciona, Petrol Invest, Blackstone, RWE, a nawet szwedzka Ikea.
Specjaliści z Instytutu Energetyki Odnawialnej szacują, że w sektorze energetyki wiatrowej, w którym dziś pracuje ok. 2 tys. osób, w ciągu 8 lat liczba etatów przekroczy 60 tys. Podobny wzrost spodziewany jest w firmach i serwisujących kolektory słoneczne.
Zawodem, na który będzie rosło zapotrzebowanie, są np. audytorzy, którzy będą sprawdzać, ile energii zużywa dany budynek. Ich szkoleniem zajmują się niektóre politechniki (np. na Politechnice Śląskiej są studia podyplomowe) i firmy szkoleniowe organizujące specjalistyczne kursy. Nie są one tanie: za 10-, 12-tygodniowy kurs trzeba zapłacić ok. 5 tys. zł i wyłożyć ok. 1,3 tys. zł na egzamin państwowy. To się jednak szybko zwraca, bo za przeprowadzenie audytu certyfikowany specjalista dostaje od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Cena zależy m.in. od kubatury budynku.
Wzrośnie też zapotrzebowanie na specjalistów wystawiających świadectwa energetyczne, bo bez takiego dokumentu nie będzie można ani sprzedać, ani wynająć mieszkania.
Niestety polski system edukacyjny nie jest przygotowany do rewolucji energetycznej na rynku. – W szkołach zawodowych brakuje programów dla instalatorów kolektorów słonecznych czy budowniczych turbin – mówi Szymon Liszka z Fundacji na rzecz Efektywnego Wykorzystania Energii. – Kursy takie najczęściej prowadzą firmy produkujące takie urządzenia, ale to za mało.
O projektowaniu i budowaniu energooszczędnych domów niewiele wiedzą też architekci i konstruktorzy. Powód? Klienci do tej pory nie byli zainteresowani ich budową. Z szacunków fundacji wynika, że domów, które zużywają 30 – 50 kWh/mkw., jest w Polsce kilkadziesiąt. Norma to 120 – 140 kWh/mkw.