Do Polaków przylgnęła opinia zapracowanego narodu na dorobku. Z danych OECD wynika, że średnio rocznie spędzamy w pracy 1969 godzin, podczas gdy np. Niemcy 1432 godz., a Holendrzy niecałe 1400 godz.
ikona lupy />
Jak to wytłumaczyć, biorąc pod uwagę nasze zamiłowanie do świętowania i długich weekendów? Zawsze można powiedzieć, że statystyka kłamie. I coś rzeczywiście jest na rzeczy, bo ze wspomnianych badań OECD wynika, że najbardziej zapracowanym narodem w Europie są...Grecy (średnio 2120 godz. w pracy rocznie), a ponad normę pracowici są też Włosi (1800 godz.). Nijak ma się to do powszechnych opinii o pracowitej Północy i odpowiedzialnym za kryzys w strefie euro leniwym Południu.
Prawdą jest jednak także, że coraz lepiej wychodzi nam skracanie sobie czasu pracy. Począwszy od ubiegłego roku, przysługuje nam dodatkowy dzień wolny od pracy: święto Trzech Króli. Oczywiście w zamian pracodawcy nie muszą oddawać zatrudnionym dnia wolnego w innym terminie, jeśli święto przypadnie w wolną sobotę. W sumie i tak jednak ponoszą koszt kolejnego święta, bo większość z nich 6 stycznia nie może prowadzić działalności. A dni wolne w zamian za święto przypadające w sobotę można było oddawać poszczególnym pracownikom w innych terminach, tak aby nie było konieczne zamykanie firmy na cały dzień. To pracodawcy poniosą też koszt nowych zwolnień od pracy, które trzeba będzie udzielać pracownikom po to, aby mogli udać się na obowiązkowe szczepienia z dziećmi. Taka propozycja jest zawarta w ostatnim rządowym projekcie nowelizacji kodeksu pracy.
Nie ma oczywiście nic złego w tym, aby rodzice mieli czas na spełnienie ustawowego obowiązku poddania dziecka szczepieniu czy świętowanie jednego z najstarszych świąt chrześcijańskich. Jeśli jednak skracamy wymiar pracy – kosztem pracodawców – może warto doprowadzić wreszcie do uchwalenia nowych przepisów o czasie jej wykonywania. Dzięki temu pracodawcy mogliby chociaż elastyczniej zarządzać tymi godzinami pracy, które mają do wykorzystania.