Ruszyła druga fala deregulacji, a wraz z nią zaczęły się kolejne protesty. Zwłaszcza w branży finansowej, gdzie w większości przypadków istnieją egzaminy.
Tak jest w przypadku maklerów czy doradców inwestycyjnych. Ale po zapowiadanych zmianach maklerem można byłoby zostać po uzyskaniu odpowiedniego stażu pracy w instytucji finansowej. Aby wejść do zawodu, niepotrzebny byłby egzamin (dziś maklerzy zdają go w Komisji Nadzoru Finansowego). Jednak osoby obecnie wykonujące te zawody sprzeciwiają się zmianom.
– Opowiadamy się za utrzymaniem licencjonowania. Nie musi tego robić administracja państwowa, wzorem innych rynków mogą to robić organizacje branżowe pracodawców, jak nasza – mówi Janusz Czarzasty, prezes Izby Domów Maklerskich. Jego zdaniem likwidacja licencji doprowadzi do obniżenia standardów w zawodzie. Nasz rozmówca przyznaje jednak, że zakres czynności, do których wykonywania potrzeba dziś licencji maklera, jest zbyt szeroki. Już w tej chwili wiele zadań w biurach maklerskich wykonują osoby bez licencji, choć odpowiedzialność spoczywa na licencjonowanych maklerach.
Liczba zawodów regulowanych w wybranych krajach Europy w 2011r. / DGP
Wcześniej przeciw zmianom wypowiadali się przedstawiciele innych zawodów, np. doradców podatkowych. Jednak zdaniem prof. Witolda Orłowskiego z PricewaterhouseCoopers zniesienie licencji nie musi oznaczać obniżenia standardów.
– To, że dostęp do takich zawodów jak makler papierów wartościowych będzie ułatwiony, nie znaczy, że biura maklerskie będą zatrudniać niedouczonych maklerów. Zatrudniać profesjonalny personel jest obowiązkiem pracodawcy. Nie widzę powodu, żeby te zawody były zamknięte jak obecnie – mówi prof. Orłowski. Podkreśla też, że zmiany prawne nie wykluczają wewnętrznych branżowych regulacji gwarantujących wysoki poziom zawodowy.
Ale oprócz często elitarnych zawodów finansowych w kolejnej fali deregulacji mają być też zmieniane wymogi dotyczące profesji, z którymi kontakt ma większość Polaków. To m.in. rzeczoznawcy i diagnostycy samochodowi, instalatorzy kuchenek gazowych oraz urządzeń grzewczych, elektrycy, leśnicy, a także rzecznicy patentowi. Pojawi się też kilkanaście zawodów związanych z transportem kolejowym, drogowym i wodnym.
Tak jak przy poprzedniej liście, stopień deregulacji ma być różny: częściowy, jak np. w przypadku syndyków, lub całkowity, jak w przypadku taksówkarzy czy przewodników turystycznych.
Emil Wolski, prezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Samochodowych, z którym resort transportu konsultował pomysł deregulacji, zapowiada, że rząd zlikwiduje certyfikaty kompetencyjne, które trzeba odtwarzać co trzy lata. – Mają one potwierdzać profesjonalizm i kompetencje rzeczoznawcy, ale sami fachowcy narzekają, że występowanie o ten dokument co trzy lata jest niepotrzebnym kosztem – mówi Wolski. Za pierwszy certyfikat trzeba zapłacić 1200 zł, za każdy kolejny – 800 zł. Zlikwidowane mogą być także egzaminy państwowe na diagnostyków, którzy mają wyłączność na prowadzenie stacji kontroli pojazdów i okresowych przeglądów technicznych.

Odnawianie uprawnień co kilka lat to bezsens, i to kosztowny.

Deregulowani mają być też instalatorzy kuchenek gazowych i elektrycznych. Ale tu też chodzi o zmiany, które te grupy przyjmą z zadowoleniem. Dziś każdy hydraulik czy elektryk, który chce zamontować czy przestawić taki sprzęt, musi mieć uprawnienia wydawane przez Urząd Regulacji Energetyki. Dokument trzeba odnawiać co pięć lat, zdając egzamin. Opłata – 132 zł. Podobne potwierdzenia kwalifikacji muszą mieć np. elektrycy, którzy instalują gniazdka do podłączenia kotła grzewczego. – Podtrzymanie tych uprawnień nie ma sensu – przyznaje Tomasz Malowany, prezes Polskiej Korporacji Techniki Sanitarnej, Grzewczej i Gazowej. Ale zaznacza, że do wykonywania takich prac potrzebne są wykształcenie zawodowe oraz praktyka.
Wczoraj resort sprawiedliwości rozpoczął kilkudniowe konsultacje z przedstawicielami innych ministerstw. Ich celem jest ułożenie kolejnej listy zawodów deregulowanych. Oprócz 49 już znanych (m.in. adwokat, radca prawny, komornik, syndyk, notariusz) do końca roku mamy poznać kolejne 200 zawodów, które czekają zmiany. Mają być podzielone na dwie transze: lipcową i listopadową. Po zakończeniu operacji w 2013 r. liczba zawodów regulowanych w Polsce ma być zbliżona do Francji czy Niemiec. W tej chwili mamy ich ponad dwa razy więcej.