Kiedy wokół nas przetaczają się burze na temat tego, jakie zawody zostaną „zderegulowane”, warto zastanowić się, jakie zawody są zbędne i na czym moglibyśmy oszczędzić spore pieniądze. Część zawodów trwa siłą złej tradycji, inne powymyślano zupełnie niepotrzebnie.
Tak zatrudnia się setki pracowników organizacji związków zawodowych. Rozumiem, że są potrzebni nieliczni pracownicy w centrali, ale na pewno nie potrzeba tysięcy pracowników zatrudnionych na etatach w większych przedsiębiorstwach i w dodatku praktycznie niepodlegających krytyce z racji ustawy ich dotyczącej. Nie potrzeba teoretycznie w dobie cyfryzacji tysięcy pracowników ZUS i innych podobnych urzędów, którzy zajmują się sprawdzaniem oraz archiwizowaniem setek tysięcy papierów, które, nie wiadomo po co, trzeba co miesiąc wypełniać. Podobnie zbędni są liczni pracownicy urzędów stanu cywilnego czy liczni administracyjni pracownicy w służbie zdrowia. Wszystko, czym się zajmują, dawno powinno ulec skomputeryzowaniu.
Nawet premier przyznaje, że nie udało się wygrać walki z biurokracją, a jest to wynikiem przede wszystkim niesłychanie umiejętnego tworzenia pozorów, jak bardzo potrzebne są liczne biurokratyczne zajęcia, których jeszcze nie tak dawno temu po prostu nie było. Na czele tych zajęć stoi zawsze zdumiewające mnie zajęcie rzecznika. Rozumiem rzecznika rządu czy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ale po co rzecznicy każdemu staroście czy też prezydentowi miasta, po co rzecznik w każdym przedsiębiorstwie łącznie z PZPN, po co rzecznik na wszystkich ważniejszych szczeblach policji czy straży pożarnej? Jedyne wyjaśnienie to fakt, że starosta i wszyscy inni powyżej wymienieni nie potrafią mówić po polsku. Jednak jeżeli tak jest, to dlaczego zostali wybrani?

Po co każdemu staroście rzecznik prasowy? Albo specjalista od ocieplania wizerunku instytucji państwowej? To wyrzucanie publicznych pieniędzy

Ale jest wyjaśnienie dla potrzeby zatrudniania rzeczników, doradców i dla tworzenia gabinetów politycznych. Niedawno uzasadnienie takie podało Ministerstwo Edukacji Narodowej, które zatrudniło specjalistę od poprawiania i ocieplania wizerunku. Rozumiem, że przy wyjątkowo niejasnych i niebezpiecznych rezultatach pracy tego ministerstwa ocieplanie się przyda, chociaż bardziej wolałbym – wyjaśnienie i sprawdzanie sensowności wprowadzanych zmian w ustroju szkolnym.
Idea specjalisty od ocieplania wizerunku jednak bardzo mi się spodobała (jest to zupełnie inne zajęcie niż prowadzenie public relations) i zacząłem się zastanawiać, czy sam nie powinienem sobie takiego specjalisty zatrudnić. Przecież każdy z nas chciałby mieć cieplejszy wizerunek i prawo do takiego wizerunku powinno zostać włączone do praw człowieka. Często chętnie nie wypowiadalibyśmy się wobec naszych dzieci na rozmaite drażliwe tematy, więc dlaczego nie mielibyśmy zatrudnić własnego rzecznika?
Kpię, ale jest to kpina wymieszana z goryczą, bowiem armia zawodów zbędnych jest kolosalna i w ten sposób nie tylko napędzamy biurokrację, lecz także unikamy bezrobocia. Jednak ludzie zajmujący zbędne stanowiska będą stanowili wyjątkowo poważny problem przy reformie emerytalnej. Oni bowiem nic nie umieją i bardzo trudno będzie sześćdziesięcioletniego ocieplacza wizerunku czy rzecznika starosty przekwalifikować tak, by pełnił sensowny zawód. Ponadto niemal nikt z tej armii biurokracji „emocjonalnej” nie zna się na niczym innym niż tylko na tym, jak najlepiej wypaść w oczach własnego szefa.
Przydałby się zatem narodowy przegląd zawodów zbędnych i o ile rozumiem, że firma prywatna zatrudnia, kogo chce, o tyle nie powinna tego czynić administracja publiczna czy to samorządowa, czy też jakakolwiek inna. Podobnie jak okazałoby się, że potrzeba ludzi do zawodów, które są bliskie upadku, jak np. redaktorzy książek. To nie jest tak, że potrzebni nam są inżynierowie, a niepotrzebni humaniści (na szczęście nikt aż tak daleko się nie posunął, ale niewiele do tego brakuje), lecz tak, że jesteśmy otoczeni bandą nierobów, co łatwo stwierdzić podczas pierwszej wizyty w urzędzie publicznym. A więc wzywam do przeprowadzenia spisu powszechnego zawodów zbędnych. Najwyższy czas!