W przedsiębiorstwach czuć optymizm. Rosną zatrudnienie i płace. Jeśli kolejne miesiące potwierdzą dobrą kondycję firm, prognozy wzrostu gospodarczego pójdą w górę.
Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw, czyli firmach, w których pracuje powyżej 9 osób, wzrosło w styczniu br. w porównaniu ze styczniem 2011 r. o 0,9 proc., do niemal 5,551 mln osób – podał GUS. W porównaniu z grudniem 2011 r. zwiększyło się o ok. 48 tys. osób. – To historyczny rekord – podkreśla Piotr Bujak, główny ekonomista grupy Nordea. Jednak wyjaśnia, że w styczniu GUS zawsze dokonuje korekt w grupie badanych firm. Do próby dołączają przedsiębiorstwa, które rok wcześniej zwiększyły liczbę etatów. Stąd wynik styczniowy może być zakłócony. Jeśli wzrost utrzyma się w kolejnych miesiącach, potwierdzi to przypuszczenie, że polskie przedsiębiorstwa znów są w stanie skutecznie oprzeć się spowolnieniu.
Eksperci PKO BP mówią, że zatrudnienie rośnie przede wszystkim w przetwórstwie przemysłowym, handlu, naprawie pojazdów samochodowych, budownictwie, transporcie oraz gospodarce magazynowej. – Jednak choćby z powodu wysokiej bazy już takich wzrostów jak w 2011 r. – 3,2 proc. – nie da się utrzymać. Sądzimy, że wzrost zatrudnienia w tym roku wyniesie 0,4 proc. – mówi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP. Dużo bardziej sceptyczny jest Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE. – Oczekujemy miesięcznej dynamiki zatrudnienia w przedziale -2 proc. – 0,0 proc., co może spowodować, że roczna dynamika prawdopodobnie w ciągu kilku miesięcy roku obniży się do poziomu poniżej zera – twierdzi.
Na razie nic nie wskazuje na nadejście Armagedonu. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w styczniu r./r. o 8,1 proc. – do 3666,41 zł, gdy w grudniu roczny wzrost wyniósł 4,4 proc. i był poniżej stopy inflacji. Teraz jest o 4 pkt proc. powyżej inflacji. – Najwyraźniej firmy na styczeń przesunęły część wypłat premii, nagród, bonusów. Gdyby prognozowały pogorszenie się koniunktury, to najprawdopodobniej kumulowałyby kapitał, a nie się nim dzieliły z pracownikami – wyjaśnia Piotr Bujak. – Jeśli wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń utrzyma się w lutym, to nie wykluczam korekty swojej prognozy wzrostu gospodarczego na ten rok – dodaje. Prognoza Nordei jest identyczna jak rządu – wzrost PKB ma wynieść 2,5 proc. Ale zakładała znaczące w porównaniu z 2011 r. pogorszenie kondycji przedsiębiorstw, a tym samym spowolnienie konsumpcji. Tymczasem jak twierdzą eksperci, wzrost wynagrodzeń na poziomie 4 proc. jest możliwy. Jeśli inflacja zacznie spadać, to utrzymamy realny wzrost płac, a to zwykle pobudza apetyty gospodarstw domowych.